piątek, 19 grudnia 2014

What happened? 2 #8

Of diary Adele

         Teraz kiedy o tym myślę ucieczka wydaje się być złym, a raczej śmiesznym pomysłem. Umarłabym z głodu, pragnienia, zamarznięcia... no może nie, nadal trwają te natrętne upały. Nawet w mojej sali szpitalnej w której tuż nad łóżkiem tkwiła wentylacja musiałam mieć swój wiatraczek. 
         Rodzice odebrali mnie ze szpitala dzień wcześniej, na własne ( a raczej moje ) życzenie. Mama twierdziła, że muszę zostać do czasu, aż całkiem wyzdrowieję, ale tata mnie poparł. A właściwie to z czego miałabym wyzdrowieć? Wybudziłam się trzy dni temu, po cyjanowodorze nie ma śladu, a stan podgorączkowy znikł wczoraj rano. Dlaczego wszyscy tak panikują przez tą truciznę? Przecież bardziej przerażające jest to, że znów ktoś chce mnie zamordować. W drodze do hotelu wyliczałam w głowie podejrzane osoby, nawet te które krzywo popatrzyły się na mnie na ulicy. Pierwsza była Clarie, która nie żyje. PODOBNO. Drugi był Robert Dickson, kolega mojego taty u którego kupuje przynęty na ryby ze zniżką 60 %, mało prawdopodobne by był psychopatą, ale często mówi o bardzo niepokojących rzeczach, jak to, że chciałby kupić krzesło elektryczne, ale póki co musi wystarczyć mu zepsute gniazdko na które wylał wino, które kusi muchy, a potem patrzy jak powoli giną... może jednak jest psychopatą. Postaram się na niego uważać. Trzecią osobą jest Stave Crosbie, mój sąsiad i odwieczny wróg, nie jest tajemnicą, że się nienawidzimy. Ale czy to w ogóle są jacyś podejrzani? Trup, wędkarz i wścibski sąsiad. To wszystko bez sensu.
         Wysiadłam z samochodu i niemal poczułam pod sandałem suchość i marność ziemi. Potem spojrzałam na pomarańczowy, pięciopiętrowy budynek z wielkim, srebrzystoniebieskim szyldem ,,Crystal''. Wyjęłam z kieszeni ulotkę z reklamą hotelu. Na zdjęciu wyglądał o niebo lepiej, może dlatego, że była wtedy noc. Oparłam rękę o maskę Mitsubishi i cofnęłam ją z sykiem bólu. Była nagrzana jak diabli.
'Adele, weźmiesz?' - mama podała mi różową kosmetyczkę, a sama uginała się pod ciężarem walizek i reklamówek z zakupami.
'Nie bądź śmieszna, wezmę coś cięższego.'
'Nie. Nie możesz się obciążać.'
Zezłościłam się i przez to zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco.
'Mamo, daj mi chociaż moją walizkę! Sama tego nie doniesiesz!'
'Zaraz przyjdzie tata i mi pomoże.' - powiedziała jak do dziecka.
Zacisnęłam zęby i znów przycisnęłam dłoń do gorącej blachy srebrnego auta, musiałam poczuć ból, żeby się uspokoić. Tymczasem dochodził do nas tata niosący dodatkowe reklamówki z piekarni, wziął od mamy dwie walizki i jedną najbardziej obładowaną reklamówkę i żwawo ruszył w stronę drzwi hotelowych. Mama uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie.
'Dobrze, w takim razie weź jeszcze to. ' - podała mi sześciopak papieru toaletowego.
Z całej siły wbiłam paznokcie w samochód.
         Hol był mały, podłoga była wysadzana srebrnymi kafelkami, ściany były białe, w kątach stały małe palmy, na ścianie na przeciwko pięciu małych fotelików wisiała plazma, właśnie leciał jakiś pokaz mody. Zagapiłam się na czarną modelkę w naprawdę zjawiskowej czerwonej sukience. Potem zauważyłam, że na ścianach wiszą obramowane fotografie kryształowych żyrandoli. Słyszałam, że takie są w większości pokojów, ale w naszym nie. Szkoda.
'Wczoraj skończyli montować w naszym apartamencie taki żyrandol. Jest niezwykły. Mama siedziała i wpatrywała się w niego godzinę.' - wyszeptał mi tata do ucha.
'Naprawdę?' - powiedziałam głośno.
'Mhm, na moje polecenie.'
'Naprawdę?' - powtórzyłam.
'Przecież mówię. Usłyszałem, że kupują nowy, ale mieli go dać do czterdziestki dwójki, udało mi się ich przekonać.'
Uśmiechnęłam się. To był mój pierwszy uśmiech od czasu, kiedy straciłam przytomność pięć dni temu.
         Wieczorem rodzice poszli zamówić kolacje, Zostałam sama w pokoju. Myślałam, że to już nigdy się nie zdarzy. Mama pilnuje mnie jak oczka w głowie. To przerażające, że potrafi jednocześnie oglądać telewizję i obserwować, każdy mój ruch.
Usiadłam na kanapie, wbiłam podbródek w kolana i patrzyłam na żyrandol. Był piękny. Setki kryształów delikatnie szeleściło na wietrzyku, który wlatywał do pokoju przez uchylone okno. Wstałam, stanęłam pod żyrandolem i wyciągnęłam rękę, by dotknąć najniżej osadzonego kryształu. Najpierw przejechałam po nim opuszkami palców, później przejechałam wzdłuż jego konturu i zaczęłam przerzucać go między palcami, a potem usłyszałam dziwny dźwięk, kryształy uderzały o siebie tak mocno, jakby zaraz miały się potłuc. Spojrzałam do góry i zanim zorientowałam się, że żyrandol w ogóle spada już zdążył rozbić się na mojej głowie.
Poczułam nieziemski ból, potem na chwilę zrobiło się ciemno, resztki kryształów rozbiły się o podłogę, w ich ślad poszła żarówka z której trysnęło kilka iskier, a następna byłam ja. Upadałam na nie i czułam jak ja też się rozbijam, ale to kawałki szkła i kamieni się we mnie wbijały. Kilka spadając drasnęło mnie po twarzy, a te na których siedziałam sprawiły, że na moich dżinsach zaczęły pojawiać się plamy krwi, które ciągle się rozszerzały. Po chwili z czoła uleciało mi kilka czerwonych kropli, otarłam je, a kiedy znów spojrzałam w dół zorientowałam się, że siedzę w kałuży krwi. Może to dlatego, że tyle jej straciłam, a może po prostu osłabił mnie jej widok, ale poczułam, że znów tracę kontakt z rzeczywistością.


/Diana

środa, 17 grudnia 2014

What happened? 2 #7

Of diary Nelly

         Niepewnie weszłam na klatkę schodową i rozejrzałam się uważnie dookoła. W głowie mi szumiało i nie mogłam się skupić. Prawie potknęłam się o krawędź pierwszego schodka i zaczęłam ciężko dyszeć. Każde kolejne stawienie stopy i odbicie się od drewnianej powierzchni było wyczerpujące i ledwie wykonalne. Wiedziałam, że już za chwilę zrobię coś nielegalnego i niebezpiecznego. Dlaczego w ogóle chcę to zrobić? Musiałam na chwilkę przystanąć, wziąć głęboki oddech i sobie to przypomnieć.
Oczywiście robię to dla Adele. Czuję katastrofę w powietrzu i znowu muszę wziąć sprawę w swoje ręce. Poprzednim razem znalazłam w jej pokoju pamiętnik, który niewątpliwie przesądził o jej życiu. Nie wiem czy to intuicja, czy może strach, ale coś podpowiada mi, że muszę.
         Przebiegłam resztę schodków i już z daleka zobaczyłam taśmę policyjną przed drzwiami mieszkania. Ominęłam ją wyginając się do tyłu, cofnęłam o trzy kroki i poważnie się jej przyglądałam. Potem przyszła mi do głowy myśl, że jeśli zamontowali tu kamery, a one w tej chwili mnie nagrywają to będę miała spore kłopoty. Tak naprawdę to nic jeszcze nie zrobiłam, ale czy to nie podejrzane, że stoję przed tymi drzwiami i przyglądam się im od kilku minut, a w dodatku widać, że jestem zdenerwowana? Machinalnie się odwróciłam i mocno zacisnęłam powieki. Po chwili zebrałam się w sobie i nieśmiało odwróciłam. Spojrzałam na drzwi i w okolice, na wszelki wypadek sprawdziłam na całym piętrze i nigdzie nie było podglądu. Odetchnęłam z ulgą, ale tylko na chwilę. A jeśli jacyś ciekawscy sąsiedzi właśnie obserwują mnie przez dziurki w drzwiach? Na przykład nadęty pan Crosbie, który cały dzień chodzi w szlafroku i siedzi w oknie. Zawsze dziwnie na mnie patrzył. A Adele, kiedyś wspominała mi, że jest donosicielski! Przecież sama pamiętam, że kiedy miałyśmy po osiem lat i bawiłyśmy się na nowo postawionej huśtawce pod jej blokiem siedział w samiuteńkim szlafroku (jak mu nie wstyd!) na ławce na przeciwko i czytał gazetę, która była tylko przykrywką! Od czasu do czasu zerkał na nas albo na dwie panie, które w ogródku jednej z nich, za niskim płotem piły kawę i zawzięcie o czymś dyskutowały. Wtedy Adele posadziła na huśtawce swoją lalkę i obie zaczęłyśmy ją huśtać. Na początku delikatnie, przy okazji chichocząc pod nosem, ale z czasem to stało się konkurencją brzmiącą ,,Kto wyżej rozhuśta lalkę?''. Kiedy Adele szarpnęła siodełko do tyłu i pchnęła je do przodu coś zaświszczało i lalka upadła na trawę, a huśtawka zawisła krzywo w skutek pękniętego jednego z sznurów. Wystraszone uciekłyśmy do mieszkania Adele i walczyłyśmy z wyrzutami sumienia, gdy po około pół godziny mama Adele wpadła do pokoju i zganiła nas za zepsutą huśtawkę. Ciekawe kto mógł jej o tym powiedzieć?
Dlaczego teraz miałby nie zadzwonić na policję i powiedzieć, że dziewczyna z otoczenia Adele zachowuje się podejrzanie i ciągle kręci się pod jej drzwiami?
         Rozmyślałam tak jeszcze długo, aż w końcu się tym przeładowałam i po prostu mi to zobojętniało. Wyrzuciłam wszystkie obawy z głowy, zwinnie prześlizgnęłam się nad taśmą i nacisnęłam na klamkę. Zamknięte. Oczywiście, że zamknięte! Na co liczyłam?! Że drzwi będą czekały otwarte, a komisarze wprowadzą mnie do środka?!
         Chciałam zrezygnować. Zdawało się, że nie ma sposobu. Bo co? Miałabym wyważyć drzwi? Ale w chwili, gdy stawiałam uniosłam stopę do wyjścia przypomniał mi się jeszcze jeden moment z udziałem szanownego pana Crosbiego.
Niedługo po incydencie z huśtawką oglądałyśmy u Adele film szpiegowski. Byłyśmy zachwycone i zaczęłyśmy bawić się w agentki. Zwinęłyśmy pani Green buty na obcasie i poczłapałyśmy na korytarz. Akurat minął nas pan Crosbie. Posłał nam lekceważące spojrzenie i chyba prychnął, nie pamiętam. Ale to był wyjątkowy moment. Nie miał szlafroka! To znaczy... nie był nagi. Wręcz przeciwnie. Miał na sobie granatowy garnitur, wystawne buty, żółty krawat i ulizane włosy. Zgodnie stwierdziłyśmy, że to podejrzane, a jako tajne agentki musiałyśmy to sprawdzić. Pozwoliłyśmy mu opuścić blok, a potem przykleiłyśmy się do okna i obserwowałyśmy w którym kierunku idzie. A potem oczywiście go śledziłyśmy. Chowałyśmy się za budynkami, drzewami albo wpadałyśmy do sklepów i czatowałyśmy przy drzwiach, a potem zostawiając zszokowane kasjerki z hukiem znów wypadałyśmy na drogę. Ostatecznie okazało się, szedł na randkę. Jego wybranka była w około jego wieku. Na twarzy miała już sporo zmarszczek, blond, a raczej żółte włosy miała spięte w elegancki kok, a sukienka była brązowa, w stylu vintage. Spotkanie odbyło się w jej ogrodzie, na tyłach domu. Nie było żadnego ogrodzenia, wiec bez trudu schowałyśmy się za rogiem budynku i podekscytowane obserwowałyśmy jego zaloty. Już po kilku minutach zaczął świntuszyć, a ona jak mi się zdawało, żeby się od tego uwolnić poszła po ciastka do domu. Weszła frontowymi drzwiami, ale wyszła głównymi. Nieoczekiwanie złapała nas od tyłu za ramiona i zaczęła się wydzierać. Przybiegł pan Crosbie i na nasz widok dostał szału. Rzucił się w naszym kierunku, a my piszcząc zaczęłyśmy uciekać. Gonił nas całą drogę. Szczęście, że nie był zbyt szybki, bo na tych obcasach mamy Adele nie byłyśmy bardzo zwinne. Problem pojawił się, kiedy drzwi od mieszkania Adele były zamknięte, a wrzeszczący pan Crosbie już się zbliżał. Adele w ostatniej chwili przypomniała sobie, że w szafce przy drzwiach mają zapasowe klucze. Szybko je znalazła i przekręciła kluczyk. Wpadłyśmy do środka, a pan Crosbie stał z ramionami sztywno uniesionymi tak, że stykały się z uszami tuż przed nami. Zaczął wyklinać i mówił jakie to my jesteśmy, wtedy zauważyłam, że wargi Adele drżą, a w oczy wkradają się łzy, niewiele myśląc zatrzasnęłam facetowi drzwi przed nosem i obie wybuchłyśmy śmiechem. Ale chodzi o to, że zapasowe klucze zawsze są w szafce obok drzwi.                                                                                                                                                                    Uśmiechnęłam się do siebie i zwróciłam oczy na szafkę - której nie było. Znów zaczęłam panikować, ale szybko znalazłam daną szafkę. Po prostu była w  innym miejscu. Spokojnie do niej podeszłam i delikatnie otworzyłam drzwiczki. Zobaczyłam tam stare, ubłocone kalosze taty Adele, reklamówki z ciuszkami dla lalek, kasety video z naszymi ulubionymi bajkami i zwinięty w rulon dywan w środku którego były klucze. Naprawdę tam były! Trzymałam mały złoty kluczyk i zdałam sobie sprawę, że teraz naprawdę mogę tam wejść. Mogę wejść do miejsca w którym przed kilkoma dniami doszło do próby zabójstwa mojej przyjaciółki.
*
         Drżącą ręką zamknęłam drzwi najciszej jak umiałam. Poczułam chłód. W przedpokoju było strasznie zimno i ciemno. Nie fatygowałam się, aby zdjąć buty, po prostu weszłam do salonu i nieufnie pociągnęłam nosem. Co opowiadała mi mama? Cyjanowodór ma zapach gorzkiej figi? Migdału? Przydałoby się wiedzieć. W każdym razie nic nie poczułam i trzymałam się na nogach mimo strachu. 
         Podeszłam do jednego z dwóch, dużych, pięknych, białych okien, które zawsze strasznie mi się podobały. Przyłożyłam dłonie do szyby i zalana wspomnieniami - tymi miłymi, z szczęśliwych czasów dzieciństwa, nie z czasów Clarie - zaczęłam szukać miejsca w którym stała huśtawka, 
A wtedy zobaczyłam stojącego na dworze pana Crosbiego, który w tej chwili podniósł głowę zajrzał do okna. Padłam na kolana, a potem całkiem położyłam się na beżowym dywanie opierając się wyłącznie na łokciach. Chyba mnie nie zauważył. 
         Weszłam do pokoju Adele i rozpoczęłam poszukiwania. Stukałam w podłogę i poza miejscem w którym rok temu znalazłam pamiętnik nic nie było wydrążone. Potem zaczęłam szukać czegokolwiek - jakiegoś woreczka po owocach, pestek na biurku albo... Znalazłam coś. 
Schyliłam się i podniosłam białą karteczkę z wydrukowanymi literami ,,Az illat a vér''. Znam tę nazwę, tylko skąd...      
         Nagle poczułam coś dziwnie niepokojącego. Jeszcze raz wciągnęłam powietrze przez nos. Nic nie poczułam. Drgnęłam, usłyszałam szmer i poczułam czyjąś obecność. Tak, wtedy zorientowałam się, że ktoś za mną stoi. 


/Diana

sobota, 6 grudnia 2014

What happened? 2 #6

Of diary Adele

         Mama tysiąc razy tłumaczyła mi co się wydarzyło, sama słyszałam każdą jej rozmowę z lekarzem, ale wciąż nic nie rozumiem. Jaki cyjanowodór? Co ta trucizna robiła u mnie w pokoju? Jak długo byłam w śpiączce? Dlaczego nie umarłam? 
Boję się. Boję się o swoje życie. Nie chcę, żeby powtórzyło się to co rok temu. Co to ma być?! A jeśli... Clarie żyje?! To możliwe! Wszyscy myśleli, że umarłam, też miałam postawiony grób, a na co wyszło?! Może ona ukrywa się gdzieś na odludziu? Przekupiła kogo trzeba i symulowała śmierć? Może to ona włamała się do mojego mieszkania i ukryła gdzieś tę cholerną roślinę?! 
         Cały ranek tylko płakałam i myślałam. Śmierć to straszna rzecz. Co by było gdybym w końcu umarła? Mi pewnie byłoby obojętnie... już by mnie nie było, nie istniałabym. Ale moi rodzice? Nelly? Właściwie wiem co by było. Rodzice popadli by w depresję, a Nelly szukałaby mordercy i w końcu sama ściągnęłaby na siebie śmierć. Tak jak rok temu. Ja nie chcę, żeby tak było. Chcę żyć, chcę być z nimi, chcę kochać. Nie chcę nigdy przestać żyć. I nie chcę, żeby moja rodzina i Nelly umierali. Nie chcę, żeby ktokolwiek umierał. Każdy dzień bez mamy albo taty... bez nich obojga. Jeśli miałabym zdecydować kiedy mam umrzeć to dzień przed nimi. Ale cholera nie chcę! Śmierć to jedyne czego się boję! Wiem, że kiedyś nadejdzie, ale... jeszcze nie teraz! O wiele łatwiej byłoby gdyby ktoś nie próbował na siłę zmusić mnie do odejścia z tego świata. 
Jak mam się przed tym kimś bronić? Nawet nie wiem kim jest. Czy w ogóle jest jakieś rozwiązanie, czy jestem skazana na taki los? Myślałam o tym i wtedy spojrzałam na okno. W oddali stało mnóstwo domów, za nimi stek drzew, a dalej jakieś pagórki, większe i mniejsze. I wpadłam na rozwiązanie. Wystarczy uciec. Na te pagórki albo dalej. Na jakiś czas. Nikt by mnie tam nie znalazł...

_____________________________________
Dzięki za przeczytanie. :*

/Diana

What happened? 2 #5

Of diary Nelly

       Wszystko. Wszystko o czym chciałam zapomnieć powraca. Dlaczego właśnie my? Dlaczego Adele? Jak to możliwe, że ciągle przydarzają się jej takie rzeczy? Clarie nie żyje! Kto jeszcze chciałby zrobić Adele krzywdę? Bo nie wierzę, że to przypadek. Nie wierzę, że policja uznała, że to jakiś wypadek. Jak mogli nie wykryć żadnych śladów tego czegoś?! Co innego miałoby ją doprowadzić do takiego stanu?! To się znowu zaczyna! Znowu ktoś chce ją zabić! Czy tylko ja to dostrzegam?! Czy rodzice Adele wierzą w te bzdury o bezpieczeństwie Adele?! Nie obchodzi mnie, że wkrótce się obudzi! Przecież prędzej czy później ktoś znowu to zrobi!
         Dwa razy byłam w szpitalu, w ciągu dwóch dni. Ciągle jest w śpiączce, ale doktor zapewnia, iż nic już jej nie grozi i lada chwila się wybudzi. Jasne! Jak tylko wyjdzie ze szpitala ktoś wyskoczy zza rogu i poderżnie jej gardło! ...wyobraziłam to sobie. I nienawidzę siebie za tę myśl. Ja po prostu chciałam żebyśmy obie były szczęśliwe. Chciałam jeździć na plażę, chodzić na zakupy... A mam kolejnego mordercę! I proszę. proszę... cyjanowodór? Ten ktoś musi być lepszy od Clarie skoro udało mu się to zdobyć i w dodatku pozbyć tak, żeby nie zostało śladu.
*
         Mama powiedziała, że Adele się już obudziła i ma się dobrze. Musi tylko zostać dwa dni na badaniach i spokojnie może wracać do domu. Chwilę po tym jaki mi to powiedziała przyszli rodzice Adele. Przywitałam się i zaparzyłam im kawy, a potem grzecznie poszłam do pokoju, ale muszę przyznać, że podsłuchiwałam. No bo oczywiście o tym rozmawiali. 
         Pani Green chciała zatrudnić dla Adele ochroniarza, ale pan Green uznał, że to głupota i, że Adele nic nie grozi. On też wierzy, że to wypadek. Spodobał mi się pomysł z ochroniarzem. Byłoby ciężko, ale on trzymałby się w odpowiedniej odległości i wyłącznie w razie niebezpieczeństwa wkroczył do akcji. Niestety tak jak się spodziewałam pan Green postawił na swoim. 
Dowiedziałam się też, że na razie nie mają zezwolenia, żeby przebywać w mieszkaniu, mimo tego, że nic tam nie znaleziono i państwo Green tymczasowo mieszkają w hotelu ,,Crystal'', który zawdzięcza sobie tę nazwę tym, że w prawie każdym pokoju i apartamencie mają kryształowe żyrandole. W ich apartamencie - nie. 
         Pewnie minie trochę czasu zanim znów zobaczę Adele, bo jutro nie mogę do niej iść,a po jutrze będę zajęta. Postanowiłam sama poszukać dowodów zbrodni. 

_________________________
Ustaliłam termin pojawiania
się rozdziałów. 
W soboty i niedziele
o godz. 18.00
(Dziś wyjątkowo o 16.30 xd)

/Diana