niedziela, 12 lipca 2015

What happened? 2 #38

Of diary Adele

          Ten straszny moment, kiedy myślałam, że zaraz zobaczę jak moja najlepsza przyjaciółka ginie na krześle elektrycznym sprawił, że oprzytomniałam. Puls w mojej skroni przyspieszył i zaczęłam w panice myśleć co mam zrobić, by zyskać na czasie i jakimś cudem skłonić tych psychopatów, by nie przekręcali dźwigni. Wtedy Robert szarpnął wajchę wysoko do góry i opadł mu rękaw odsłaniając część ręki. Wystarczyło błyskawiczne spojrzenie, bym dostrzegła na jego nadgarstku małą, białą plamkę nieco przypominającą kształtem gwiazdę. Zerwałam się na równe nogi i sekundę zanim Robert pociągnąłby wajchę w dół i tym samym uśmiercił Nelly, wrzasnęłam na całe gardło:
'Robert, jesteś moim ojcem!'
Jego dłoń drgnęła i przez chwilę bałam się, że jednak pociągnie za dźwignie, ale obrócił się, spojrzał mi w oczy i spytał:
'Co ty pieprzysz?'  
Powstrzymałam napływające do mnie fale bólu i przełknęłam tę gorycz, to prawda, Robert jest moim ojcem. W pośpiechu podwinęłam rękaw i wyeksponowałam zewnętrzną część przedramienia, na której tkwiła taka sama gwiazdka. 
'Tata... znaczy... - nie wiedziałam jak go nazwać - o n , powiedział mi, że chciał mnie zabić, bo mnie nienawidzi i nawet nie jest moim ojcem. Mówił, że mama zaszła w ciążę z kimś innym, ale ją zostawił i dopiero kilka miesięcy później go poznała. Mamy takie same znamiona. To byłeś ty, prawda? Byłeś z moją mamą? Jesteś moim ojcem?' - w napięciu czekałam na odpowiedź, jednocześnie chciałam i nie chciałam, by to potwierdził, to straszne mieć takiego ojca, ale jeśli jestem jego córką, to mógłby oszczędzić nam życie, może... na pewno. Czy byłby w stanie zabić kogoś komu dał życie? Czy jest tak samo okrutny jak mój ojczym? 
          'Nie powiedziała mi, że jest w ciąży... - powiedział sam do siebie ze spuszczonym wzrokiem, a zaraz potem zdjął rękę z wajchy, na co ja odetchnęłam z ulgą, i zaczął skakać do gardła mężczyźnie, którego do niedawna uważałam za swego ojca - Mówiłeś, że to twoje dziecko! Że nie mam się co martwić!'
'A co to za różnica? Co miałem ci powiedzieć?! Bałem się, że jeżeli się dowiesz, że to twoja córka, nie będziesz chciał jej zabić!' - bronił się.
'Zaraz ciebie zabiję!' - Robert wydobył z tylnej kieszeni nóż, na co on nie pozostał obojętny i uczynił dokładnie to samo. Po chwili oboje rzucili się na siebie z nożami w ręku. Czułam się jakbym napuściła na siebie dwa psy... bardzo wściekłe i psychopatyczne psy. 
          Nie obserwowałam tej walki zbyt długo, rzuciłam się w kierunku unieruchomionej, przyglądającej się w ciszy tym wszystkim zdarzeniom, półprzytomnej Nelly. Na tle krzyków i rozlewu krwi starałam się zrozumieć na czym polega to cholerne zapięcie. Bez opamiętania zaczęłam kolejno rozrywać jakieś żyłki, kabelki i nitki. 
'Adele... co ty robisz? Skup się się, bo zaraz coś zepsujesz i je uruchomisz.' - ostrzegła mnie jednocześnie ciężko dysząc Nelly i zakasłała. 
'Ale ja tego nie rozumiem!' - krzyknęłam wcale nie tak głośno, a mimo to doskonale usłyszałam swój głos i zresztą inni też... ci żywi, walka właśnie się skończyłam. Obie mechanicznie obróciłyśmy głowy w stronę mężczyzn. Mój ojczym leżał na ziemi z pięcioma czy sześcioma nożami wbitymi w okolice żeber i czterema w twarz. Robert stał nad nim i lekko zgarbiony ze wzgardą obserwował jego jeszcze wciąż pełną koloru twarz, a potem przykucnął i zaczął wyrywać z niego noże, przecierać je o koszulkę, by oczyścić z krwi i znów chował do kieszeni lub za pas. Kiedy skończył podszedł do nas, usiadł po turecku, zrobił zdziwioną minę, zupełnie jak dziecko i zapytał:
'Co teraz robimy?' 
Milczałyśmy. 
'Uwolnij Nelly!' - zażądałam bez przekonania, a on wstał, obejrzał krzesło, wziął w palce przerwane kabelki i podszedł do dźwigni, a potem bez skrupułów pociągnął ją mocno w dół. Szybko chwyciłam Nelly za ręce, w tym samym czasie wybuchnęłyśmy płaczem, zaczęłyśmy piszczeć i coś przez siebie wrzeszczeć. Ale nic się nie stało. Robert zaniósł się śmiechem. 
'Zepsute. - powiedział - Załatwiłyście je na amen. A tyle było przy nim pracy...' 
Potem szybkimi ruchami coś pozahaczał, poodrywał, pozapinał i wyzwolił ręce i nogi Nelly z tego diabelskiego uścisku. Przytuliłyśmy się i później znów wszyscy milczeli. 
'Dlaczego ich zabiłeś?' - załkała Nelly. 
Robert spojrzał na Stellę.
'Przecież ona śpi.' - stwierdził jakby nigdy nic, a wyrazy naszych twarzy musiały być zabójcze. 
'Podałeś jej ten biały proszek, truciznę.' - przypomniałam mu. 
'Aaa, no tak...' 
Cisza. 
'Kłamałem.' 
'Co?' - zapytałyśmy w tym samym czasie. 
'To był środek usypiający, za kilka godzin się obudzi.' 
Nelly rozpromieniała i zaśmiała się na głos. 
'A Ben? Nie powiesz, że nic mu nie zrobiłeś.' - mruknęłam. 
'Może nie umrze. Musimy tylko szybko wezwać karetkę.' - odezwała się Nelly. 
'O nie. Chyba nie sądzicie, że pozwolę wam komukolwiek powiedzieć co zaszło? Zabiłem człowieka, być może dwóch i tak po prostu mam wezwać z wami pomoc?' - na jego twarz wstąpił ten sam wrogi wyraz co w Crawley, wyciągnął zza pasa jeden z noży i skierował go ku nam. Zamarłam. 
'Nie no żartowałem, wiem, że pójdę siedzieć - podrzucił nóż, złapał, schował za pas i oparł podbródek na dłoniach - No? Co tak patrzycie? Któraś ma telefon?' 
'Stella miała...' - odezwała się niepewnie Nelly. Wstała, podeszła do Stelli i zaczęła grzebać jej w kieszeni dżinsów.
*
          Trwał ostatni dzień lipca, było słoneczne popołudnie, okres deszczowy już dawno nas opuścił. Siedziałam w ogródku na dużej huśtawce i przyglądałam się swoim bliznom na nogach. Przysiadła się do mnie mama. 
'Masz mi za złe, że przeze mnie musiałaś tyle wycierpieć?' 
'Przez ciebie? To przecież sprawka taty.'
'Ale to ja się z nim związałam i przez te wszystkie lata wmawiałam ci, że to twój ojciec. Ale ja naprawdę myślałam, że to dobry człowiek i, że nas kocha.'
'Nie szkodzi.' 
Przytuliła mnie, a ja to odwzajemniłam. Siedziałyśmy tak chwilę wtulone w siebie i obserwowałyśmy jak małe chmurki suną po błękitnym niebie, słońce padało nam na twarze, a lekki wiatr powiewał między włosami. 
          Stella po krótkich badaniach od razu mogła wrócić do domu, ale została w szpitalu i czekała na brata. Ben spędził tam dłuższą chwilę, stracił mnóstwo krwi i potrzebny był dawca, ale wszystko potoczyło się pozytywnie, zamienił też słowo z okulistą i teraz już widzi doskonale, jest szczęśliwy. Robert nie skończył w więzieniu, bo wraz z mamą nie wniosłyśmy na niego żadnych oskarżeń, wszystko tak się pogmatwało, że wszystko poszło na mojego ojca, bo odciski palców, krew... wszystko tkwiło na wszystkich i nie było wstanie prawie czegokolwiek ustalić, a sam zainteresowany nie mógł się bronić, bo Robert zasztyletował go na dobre. Pasmo cierpień i strachu nas wszystkich skończyło się tym samym na dobre. Więc mogę już cieszyć się wakacjami i resztą swojego życia? 
Chciałabym, żeby tak było. Myślę, że mnie i Nelly czeka jeszcze wiele przygód... 


/Diana

sobota, 11 lipca 2015

What happened? 2 #37

Of diary Nelly

          Nie wytrzymałam dłużej. Choć nie zupełnie to do mnie dotarło, to nie miałam czasu się zastanawiać. Tata Adele to zaplanował. Przez cały czas siedział cicho lub zgrywał kochanego tatusia, a okazało się, że... Czy wszyscy dorośli z naszej okolicy to psychopaci? Nie umiałam i nie chciałam wyobrażać sobie co teraz czuje Adele. ,,Zdecydowane decyzje''. Chwyciłam stojącą w rogu pokoju wielką wazę i bez skrupułów rozbiłam ją na głowie pana Green. W życiu nie zrobiłam nic bardziej okropnego, ale to było jedyne wyjście... Adele była zbyt oszołomiona by cokolwiek zrobić, a on w każdej chwili mógł wyciągnąć pistolet i nas rozstrzelić, teraz już nic by mnie nie zdziwiło. Tylko ja mogłam nas uratować, więc patrzyłam jak pod naciskiem mężczyzna upada i rozlega się coś w rodzaju wybuchu, cała waza pęka, wydając przy tym dziwny, głośny dźwięk i grube szkło kaleczy głowę tego człowieka. Krew cieknie z jego głowy w przerażająco szybkim tempie. Pomyślałam, że mogłam go tym zabić i pojawiły się we mnie wyrzuty sumienia, ale to była zdecydowana decyzja, wiem, że zrobiłam dobrze.
          Chwyciłam Adele za rękę i porwałam się do biegu, ale ona nie odwzajemniła uścisku, jej palce ulatywały z mojej dłoni jak woda i stawiała słaby opór. Zacisnęłam pięść i złapałam ją mocniej, zaczęłam z całej siły ciągnąć, aż w końcu ominęłyśmy pana Green i zeszłyśmy na schody. Kątem oka zobaczyłam, że mężczyzna zaczął się podnosić, a ja czułam ból w napiętych mięśniach i ostatkiem sił próbowałam przenieść Adele na dół. Wiedziałam, że to się nie uda i poczułam paniczny strach i rozpacz.
'Adele, proszę, pomóż mi.' - mówiłam do niej, ale była nieobecna.
Pan Green szedł w moim kierunku. Nagle z piwnicy, cały we krwi. wyszedł wyprostowany Robert. Zobaczył nas uśmiechnął się i zaczął wdrapywać się po schodach. Minęła chwila zanim ojciec Adele wykręcił mi rękę, a Robert wbił paznokcie tym razem w Adele, ale ona zdawała się tego nie czuć, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
          'Matthew, jak dobrze, że już jesteś!'
'Myślałem, że cię zabiły, Robercie!'
'Oszalałeś? Miałem kamizelkę kuloodporną. Zastanawia mnie tylko skąd znajomi twojej córki mają broń?'
          Nagle pan Green przez przypadek lub celowo mocniej skrzyżował moje ręce i chcąc nie chcąc syknęłam z bólu, więc przerwali rozmowę i przypomnieli sobie o naszej obecności.
'Co z nimi zrobimy?' - zapytał Robert.
'Plany się nie zmieniły, zabijemy je. Krzesło elektryczne już gotowe?'
Na twarzy Roberta pojawiło się widoczne podniecenie.
'Oczywiście!'
          Później bez zbędnych przeciągnięć zaczęli prowadzić nas do piwnicy. Rzucili obojętną wszystkiemu Adele na krzesło elektryczne i zaczęli przypinać jej ręce. Zobaczyłam bladą, zimną, martwą Stellę i leżącego na ziemi zakrwawionego Ben'a, w bark miał wbity nóż, płakał, przechodziły go drgawki. Wystraszyłam się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Zaczęłam wrzeszczeć, szarpać się i wydawało się, że zaraz wyrwę się nieporadnemu panu Green, i może coś jeszcze wskóram, gdy dostałam cios w policzek od Roberta i poleciałam na ziemię. W tamtym momencie się rozpłakałam, ale nie straciłam determinacji.
'Może ją zabijmy najpierw?' - rzucił Robert i po chwili ja i Adele zamieniłyśmy się miejscami. Próbowałam się podnieść, machałam nogami i rękoma, ale już po chwili byłam całkiem unieruchomiona, krzyczałam i błagałam o litość, a Robert uśmiechnął się kpiąco i położył dłoń na dźwigni...








/Diana


niedziela, 5 lipca 2015

What happened? 2 #36

Of diary Adele

          Obydwie ze Stellą byłyśmy uwięzione w piwnicy. Robert związał nam ręce i nogi jakimś starym sznurem, a potem wyszedł. Zrobiło mi się chociaż trochę raźniej, kiedy Stella była tam ze mną. Wiedziałam, że Nelly i Ben pewnie też gdzieś tu są. Wróciła mi nadzieja, że wszystko dobrze się skończy. I miałam ją naprawdę długo, dopóki nie dotarło do mnie, że to dziwne, że Stella nie odezwała się do mnie słowem. Spojrzałam na nią. Siedziała odwrócona do mnie tyłem, chyba trzymała się za rękę i łkała. Patrzyłam jak trzęsą jej się ramiona, gdy do środka wparował z powrotem Robert. Trzymał w ręce szklankę z wodą, na której dnie leżała kupka białego proszku. Wyjął zza pasa mały nożyk i wymieszał nim wodę. Następnie podał szklankę Stelli. 
'Do dna.' - puścił do niej oko. 
Stella niepewnie wyciągnęła rękę, jeszcze nie zdążyła jej dobrze chwycić, kiedy wychyliłam się do przodu i warknęłam:
'Co tam jest?!' 
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. 
'Witaminy.'
'Stella, nie pij tego! Stłucz szklankę!' - wrzeszczałam przejęta. 
Robert rzucił we mnie nożem, który lekko dźgnął mnie w ramię i spadł na ziemię odbijając się kilka razy od kamienia. Umilkłam. 
'Pij.' - rzucił już groźniej Robert. 
Stella posłusznie zacisnęła palce na naczyniu i pochłonęła jego zawartość. Po chwili jej twarz przybrała dziwny wyraz. 
'Co to było?' - zapytała cicho i nieśmiało. To było dziwne. Przypominała mi mnie sprzed dwóch lat. Właśnie zaczęła ,,kuracje'', która miała zniszczyć jej psychikę i zmienić ją nie do poznania. Przyłożyłam dłoń do miejsca gdzie dźgnął mnie nóż. Nie boję się Roberta. To dziwne, ale przestałam już wtedy, podczas naszej rozmowy w domku, w Crawley. Czułam raczej nienawiść, ale... też niezupełnie. Może uważam, że jestem do niego trochę podobna? Nie, to ohydne tak myśleć. Brzydzę się nim. Nie jestem taka jak on. 
'Trutka na szczury.' - odpowiedział. Obydwie zastygłyśmy. 
'Co?!' - krzyknęłam. 
'Trutka na szczury - uśmiechnął się - Myślałaś, że będę ich tu trzymał tak długo jak ciebie? Zabawne. Stella za niedługo odpłynie, a zaraz przejdę się do Ben'a.'
Zabrakło mi powietrza. Bałam się spojrzeć na Stellę. Pewnie zastanawiała się ile minie czasu zanim trucizna zacznie działać, a ona umrze i pewnie żałuje, że mnie poznała. Ale... nie powiedział co z Nelly. Ją też chce zostawić na później? Jak mnie? Skazać na krzesło elektryczne? 
Jakby czytał mi w myślach. 
'Ona już nie żyje.' 
Trudno było opisać moją reakcje... to było straszne. Nawet nie wiedziałam co myśleć. Pochyliłam głowę, a łzy zaczęły kapać na brudną podłogę pozostawiając na niej mokre ślady. 
'On kłamie! - wrzasnęła Stella. Zaczęła się szarpać - Nelly żyje!'
Podniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy, zamgliły się, straciły wyraz, a ona... upadła. 
'To prawda. Jak widzisz ona też już jest trupem.' - bez grama szacunku kopnął Stellę w głowę, która bezwładnie przechyliła się na drugi bok.
'Zabij mnie.' - nawet nie wiedziałam o co proszę, ale po protu nie chciałam już czekać. Stella... i Nelly. One obie nie żyją! Z Nelly nawet się nie pogodziłam! Tak ją skrzywdziłam, a ona mimo to... ona straciła dla mnie życie! Zaraz Ben też odejdzie. A ja już nie chcę czekać. Chcę umrzeć! 
          'Niee, już ci mówiłem. Najpierw muszę przygotować krze...' - w tym momencie do piwnicy wpadł Ben. 
Robert zaklaskał. 
'Dobrze, że jesteś. Właśnie rozmawialiśmy o tobie z Adele. Nóż czy trucizna? Osobiście polecam nóż, zginiesz szybciej. Z trucizną byłoby gorzej... działałaby powoli, twój organizm wyniszczałby się krok po kroku. Pewnie będziesz stękał, wszyscy stękają. Chociaż ta blondynka...'
Ben mechanicznie obrócił głowę. Jego wzrok padł na martwą Stellę. Zbladł, zaszkliły mu się oczy, po chwili już płakał, ale zacisnął zęby i... wydobył z tylnej kieszeni dżinsów pistolet, odblokował go i strzelił w klatkę piersiową Roberta. Ten zszokowany cofnął się do tyłu, jakby pchnięty. Potem padły następne strzały. Ben był zaślepiony bólem, Robert i tak już leżał i zalewał się krwią. 
'Przestań! Już dosyć!'
Nawet na mnie nie spojrzał. Nadal go rozstrzelał. 
'Zamknij się, nie wiesz co czuję!' - przekrzykiwał dźwięk strzałów. 
Wezbrała się we mnie złość, ale licha. 
'Nelly nie żyje...' - nawet mnie nie usłyszał - Słyszysz?! Dość! Wezwijmy pomoc! Może jeszcze...' 
'Nic jej nie pomoże!' 
'Przestań być takim... - nie miałam siły na kłótnie - Rozwiąż mnie!'
Ben westchnął, wykonał ostatni strzał i ruszył w moją stronę. Rozwiązał mi ręce, a potem sama rozplątałam nogi. Wstałam i spojrzałam na niego. 
'Skąd wziąłeś broń?' 
'Żartujesz sobie? - nie odezwałam się, więc odpowiedział - była w szufladce za lustrem w łazience Clarie. Rozwaliłem nią zamek.' 
'Pobiegnę po pomoc, a ty tu zostań na wypadek gdyby...'
'Nie obudzi się.' - powiedział sucho i rozpaczliwie. 
          Ruszyłam po schodach w górę. Tak naprawdę nie o to mi chodziło... Jednak ta sytuacja jest tak podobna do tej sprzed dwóch lat, że myślałam... to absurdalne, że Robert tak jak Clarie wyciągnie z siebie nóż i wstanie, ale w jego wypadku to byłyby raczej kule od pistoletu i.... to niemożliwe. 
          Na zewnątrz trwała ulewa. Ogród Clarie właściwie tonął w wodzie zmieszanej z błotem. Biegłam zaciskając oczy, bo wpadały do nich ciężkie krople, byłam zupełnie nieuważna, a było ślisko, więc to było oczywiste, że w końcu straciłam równowagę i zaczęłam lecieć w tył. Przygotowałam się na spotkanie z brudną wodą, ale ktoś chwycił mnie w talii. Znałam ten dotyk. Podniosłam oczy i zobaczyłam tatę. To było wstrząsające. Co on tutaj robi? 
'Znalazłem cię.' - mocno mnie przytulił. 
'T-tato... Nelly...' - zadrżałam.
'Ciii, będzie dobrze. Zaprowadź mnie do niej.' 
          Jak miało być dobrze? Ale nie miałam wyjścia. Weszłam z tatą do tego przeklętego domu. 
'Ja nie wiem gdzie jest... na dole jest Stella, która też jest... ranna.' 
'Sprawdźmy na górze.' - zaproponował i poprowadził mnie w górę po schodach. 
Gdy tylko postawiłam stopę na piętrze usłyszałam walenie w drzwi z naprzeciwka. Stanęłam jak wryta. Tata pociągnął mnie do przodu i otworzył drzwi. Przede mną była Nelly... cała i zdrowa. Padłyśmy sobie w objęcia. Obie byłyśmy zapłakane i zmęczone. 
'Myślałam, że nie żyjesz...' - powiedziała Nelly, a ja zrozumiałam podstęp Roberta. 
'Ja myślałam tak o tobie, ale to nie ważne...Teraz już będzie dobrze, Robert się przeliczył i sam teraz jest martwy.' 
          Tata zatrzasnął drzwi tak głośno, że obie odskoczyłyśmy w tył. 
'Zabiłyście mi Roberta?' - przechylił głowę.
Zamilkłyśmy. Nie  zrozumiałam co miał na myśli i ten jego ton głosu...
'T-tato, to Robert za tym wszystkim stoi, to on podłożył mi cyjanowodór i...'
'Nie.' - pokręcił przecząco głową i zaczął mnie głaskać po włosach, nie wiem czemu, ale przeszły mnie dreszcze, poczułam coś niepokojącego.
'Nie?' - zapytałam.
'Nie.'
Zapadła cisza podczas której bawił się moimi włosami, wplątał w nie całą dłoń i zaczął lekko szarpać.
'Więc kto?'
'Ja.' - odpowiedział od razu.
Zamarłam. Nie rozumiałam. Nic nie rozumiałam! Co on wygaduje?! To jakieś żarty?!
'I to ja podciąłem linę w żyrandolu, tamtego dnia w hotelu.' 
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Co on mówił?
'Przyczepiłem do twojego okna zdjęcie Clarie... i do cholery nasłałem na ciebie Roberta. - warknął - Zresztą Clarie też.'
'T-tato?'
'Nie rozumiesz, szmaciaro?! Nie jestem twoim ojcem!' - wydarł z moich włosów rękę i z całej siły pchnął mnie na stojący za mną regał. W momencie kiedy moje naprężone plecy uderzyły o kant etażerki wyrwały się ze mnie jednocześnie płacz i wrzask.
'Twoja matka zaszła w ciążę z kimś innym, zostawił ją i dopiero pół roku później poznała mnie. Od zawsze cię nienawidziłem. Kiedy na ciebie patrzyłem... zostawałem sam w domu, miałem ochotę zacisnąć ci ręce na gardle. Aż któregoś dnia wpadłem na świetny pomysł. No bo czemu by nie wynająć do tego jakiegoś mordercy na zamówienie? Zapłaciłem Clarie za to, żeby cię zabiła w jaki tylko chce sposób. Niestety nie wiedziałem, że jest zasranym pedofilem i zamiast od razu cię sprzątnąć zamknie cię w piwnicy na rok! A potem ta gówniara musiała znaleźć twój dziennik i jakimś cudem cię odnaleźć! Nie wyobrażasz sobie jaką rządzę twojej krwi czułem, kiedy któregoś dnia tak po prostu zapukałaś do drzwi. Miałaś być martwa od dwunastu miesięcy! Później wszystko kręciło się wokół ciebie, 'uważaj na biedną Adele, trzeba znaleźć jej psychiatrę, jak ona mogła to znieść?'. W końcu postanowiłem, że spróbuję jeszcze raz, tylko że tym razem zatrudnię kogoś naprawdę dobrego, kto nie ma chorych fantazji seksualnych. Ale co się okazało?! Robert jest sadystą! I nie mógł po prostu strzelić ci w łeb, tylko szykować jakieś krzesło elektryczne! W między czasie mu pomagałem, próbując cię otruć albo pogarszając twój stan psychiczny! Ale co?! Wszędzie kręciła się panna Bell! Strugała bohaterkę i systematycznie krzyżowała mi szyki, wciąż pojawiając się w miejscu wydarzeń chwilę zanim byś umarła! To takie zabawne, prawda? A ty tak ją obrażałaś... Ludzie są głupi Adele, nikt się nie domyślił, że to wszystko moja zasługa. Jeżeli kiedykolwiek się nad tym zastanawiałaś, to ja jestem mordercą.'



/Diana


sobota, 4 lipca 2015

What happened? 2 #35

Of diary Nelly

          'Która godzina?' - zapytałam Ben'a jednocześnie powoli zbliżając się do drzwi.
Spojrzał na zegarek.
'Wpół do czwartej.'
'To znaczy, że czas zgonu nastąpi około godziny czwartej zero dwa.' - Stella sama zaśmiała się ze swojego żartu, a ja i Ben postaraliśmy się puścić jej dowcip mimo uszu. Jednak mi nie całkiem się udało. Bałam się i nie dało się tego ukryć. Byłam ciekawa jak czuła się Adele kiedy znowu wchodziła do tego domu. Do mnie wróciły wspomnienia w wyniku których na chwilę wstąpiła we mnie niepewność, miałam ochotę się obrócić i uciec jak najdalej od tego miejsca, ale z oburzeniem wyrzuciłam z siebie te wszystkie negatywne uczucia i przypomniałam sobie moje nowe motto : podejmuj zdecydowane decyzje. Szarpnęłam za klamkę odrobinę zbyt pewnie, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę. Zagryzłam wargę i zacisnęłam powieki. Ben skarcił mnie wzrokiem i już otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu ,,Czy wszystkie dziewczyny są takie bezmyślne i narwane?'', ale Stella mocno odepchnęła go do tyłu i z wysoko zadartą głową wstąpiła do środka krzycząc na całe gardło:
'Juhu?! Robert?! Jesteś tu?!'
Ben wziął zamach i uderzył ją w tył głowy, która natychmiast i bezwładnie opadła, a Stella wydała z siebie cichy jęk.
'Padło ci na mózg?! Właśnie nas wszystkich zabiłaś! Zawsze musisz być w centrum uwagi?!' - wrzeszczał zdenerwowany.
'Przestań...!' - Stella uniosła czerwoną, spuchniętą od płaczu twarz i zadałaby bratu cios w policzek, gdyby w pół zamachu Robert nie zatrzymał jej ręki w mocnym uścisku. Oboje z Ben'em zaniemówiliśmy. Nie spuszczałam wzroku z dłoni Roberta, który wbijał w delikatną, mlecznobiałą skórę Stelli długie paznokcie, powoli i coraz głębiej. Po chwili zaczęła wypływać z niej krew. To był ohydny widok. Dopiero wtedy przejęta spojrzałam na jej twarz. Zaciskała powieki przepełnione łzami, miała uśmiech, ale jakiś taki inny, niepokojący, nie kojarzył się z radością, wyrażał raczej histerię i wielki ból.
'Robert, przestań!' - nie wytrzymałam. Wyrwałam się do przodu i sama wybuchnęłam płaczem. Oczywiście moje słowa nie poskutkowały, zapadła po nich długa cisza. W panice rozglądałam się po pomieszczeniu, a paznokcie Roberta były coraz głębiej zanurzone w Stelli. Potrząsnęłam oniemiałym Ben'em.
'Zrób coś!' - błagałam.
Otrząsnął się. Niepewnie wyciągnął rękę w ich kierunku i natychmiast dostał w twarz. Robert był silnym, rosłym mężczyzną, ciosy zadawał jakby od niechcenia, a były tak potężne, że Ben natychmiast osunął się na ziemię, a biedna Stella była na skraju załamania. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam jak. Gdybym tylko zbliżyła się do Roberta podzieliłabym los jej albo Ben'a i co ja tym wskóram? Zdecydowane decyzje. Zdecydowane decyzje. Nie jestem na nic zdecydowana! Nie ma z tej sytuacji żadnego wyjścia.
'Wystarczy.' - powiedział spokojnie Robert i wynurzył z wewnętrznej strony ręki Stelli palce, które były całe we krwi, wydawało mi się, że widzę w dziurze, którą tam pozostawił jej mięso.
          Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął po schodach w dół do piwnicy. Otworzył drzwi i wrzucił ją tam, tak jakby była szmacianą lalką. Zatrzasnął drzwi i zwrócił głowę ku nam. Ben dopiero teraz naprawdę zdał sobie sprawę z tego co się stało. Na jego twarzy namalowała się złość silniejsza od bólu. Wyobrażałam sobie co musi czuć. Najpierw sam skrzywdził swoją siostrę, a potem bezczynnie patrzył jak robi to Robert. Musiał być wściekły na niego i na siebie. Pewnie chciał się zemścić, mimo iż nie miał absolutnie żadnych szans, by w jakikolwiek sposób zadać cios, który choć trochę dotknie Roberta. Z Clarie być może by sobie poradził, ale Robert to...
          Nim zdążyłam podnieść głowę usłyszałam łkanie Ben'a i jak mi się wydało, jedno stęknięcie Roberta. Szarpali się dosłownie przez chwilę, bo potem Robert uderzył go pięścią w brzuch. Ben zamarł w bezruchu. Przestał na moment oddychać. Wyraźnie słyszałam jak jego soki się przelewają i aż coś mną wstrząsnęło. Robert zatrzasnął Ben'a w łazience znajdującej się w korytarzyku, a potem jego wzrok spoczął na mnie.
          Tak, zostałam tylko ja. Teraz mnie zmasakruje. Stella i Ben byli ode mnie o wiele silniejsi, a jak skończyli? Co dopiero będzie ze mną? Na jego twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech. Boże, przecież on mnie zabije!
Porwałam się do biegu. Głośno dysząc zaczęłam wbiegać po schodach do górnej części domu. Biegł za mną. W głowie szumiały mi te słowa : zdecydowane decyzje. W cholerę ze zdecydowanymi decyzjami! Nie mam czasu, żeby się na cokolwiek decydować! Muszę przeżyć! Czy ,,muszę przeżyć'' powinno być moim nowym mottem?
          Odkryłam, że Robert biega potwornie wolno i bardzo się przy tym męczy. Więc to była jego słaba strona. Uciekałabym dalej, tyle że nie było już gdzie. Pchnęłam pierwsze lepsze drzwi i zamarłam. Znajdowałam się w sypialni Clarie. Obok mnie znajdowało się ogromne łoże z baldachimem, a ze wszystkich ścian patrzyły na mnie ze zdjęć Clarie. Na niektórych była z wtulonymi w nią uśmiechniętymi nastolatkami. Pomyśleć, że one wszystkie zostały zamordowane... Usłyszałam kroki Roberta. Stanął w drzwiach i uśmiechnął się do mnie kpiąco.
'Ty jesteś Nelly, tak?'


/Diana

niedziela, 28 czerwca 2015

What happened? 2 #34

 Of diary Adele

          Szczerze mówiąc byłam nawet ciekawa przed kim czułam większy strach, Robertem czy Clarie? Odpowiedź stała się jasna, kiedy wyrzucił mnie z samochodu przed jej domem, a ja przypominając sobie wszystkie traumatyczne przeżycia straciłam na chwilę świadomość tego co robię i zaczęłam przeraźliwie wrzeszczeć, tarzać się po ziemi i drapać po twarzy. Upadłam tak nisko. Wydawało mi się, że w spojrzeniu Roberta jest zniechęcenie, które powoli przemieniło się w coś w rodzaju współczucia. Ale tylko mi się tak wydawało, bo po chwili chwycił mnie za kark i podniósł na równe nogi, po czym rozegrała się między nami prawdziwa walka. Usiłował zaciągnąć mnie do środka, a strach dodał mi tak wielu sił, że byłam w stanie się opierać. Waliłam w niego pięściami, wyrywałam się, by za chwilę znów dać się złapać, biegłam w miejscu, bezskutecznie chcąc uciec, upadałam, kopałam go, wbijałam ręce w obumarłą ziemię w jej ogrodzie, żeby tylko nie znaleźć się znów w tym domu. Czułam, że jestem blisko tej piwnicy. Ona jakby żyła i przez te lata czekała, bym znów się w niej znalazła, a wtedy mnie wykończy.
          W końcu mu się udało, a ja wyczerpana z sił po prostu się poddałam. Spełniły się moje obawy. Robert trzymając mnie za nadgarstek zmierzał prosto w stronę piwnicy. Pociągnął mnie po schodach w dół i stanęłam przed wielkimi, solidnymi drzwiami prowadzącymi w to miejsce. Spojrzałam na niego błagalnie, a on podniósł rękę i... pogłaskał mnie po włosach.
'Nie martw się, niedługo wszystko się skończy.' - powiedział.
Zamarłam. Jak to? Co on ma na myśli? Już chce mnie zabić?
          Uchylił drzwi i delikatnym gestem ręki zachęcił bym weszła do środka. Zacisnęłam powieki i zrobiłam kilka kroków w przód. Usłyszałam jak wszedł za mną. Zamknął drzwi. Otworzyłam oczy. Wszystko wyglądało tak samo. Podłoga była wykonana z czarnego kamienia, leżała na niej ta sama słomiana wycieraczka, była na niej moja zaschnięta krew, zniknęła tylko beczka pełna zwłok poprzednich ofiar Clarie, chyba tylko mnie udało się uciec... niezupełnie, znów tu jestem. Chyba po prostu od tego nie da się uciec. Czułam wilgoć i smród piwnicy. Po chwili miałam trochę więcej odwagi, przynajmniej na tyle by rozejrzeć się po całym pomieszczeniu. Obróciłam się i w rogu dostrzegłam krzesło, którego wcześniej tam nie było. Miało do siebie podłączone jakieś kabelki i nie wyglądało jak zwykły mebel. Po chwili dotarło do mnie jaki naprawdę los mnie czeka. Robert, sadysta i fanatyk elektryczności marzący o własnym... krześle elektrycznym.
,,Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?''. Dlaczego się nie domyśliłam?!
'Robert, dlaczego?!' - wybuchnęłam płaczem i zaczęłam bić głową o ścianę piwnicy. Gorszej śmierci nie mógł mi wymyślić. Przypomniały mi się wszystkie filmy dokumentalne o elektrycznym krześle, które kiedykolwiek oglądałam. Słowa, które opisywały ten nieziemski ból i śmierć w męczarniach.
''Nienawidzę cię! Nienawidzę!'


/Diana

piątek, 26 czerwca 2015

,, What happened? '' well farther?

No to witam po przerwie... która skończy się za dwa dni. Nie ważne. 
Rozdział pojawi się w niedzielę, żeby utrzymać dany rytm. 
To już ostatnie rozdziały, więc więcej przerw już nie będzie. Ale co dalej? Przez jakiś czas będzie zupełna pustka na blogu, bo będę pisała trzecią - ostatnią - część WH. Później będę dodawać rozdziały. Ale potem będzie już koniec. Żadnych więcej części ani innych opowiadań. 
Pewnie zanim to nastąpi minie trochę czasu, ale już zapowiadam. 
No więc, do niedzieli! 


/Diana

sobota, 6 czerwca 2015

What happened? 2 #33

Of diary Nelly

         Złapałam się za krwawiące miejsce na czole i syknęłam z bólu.
'W porządku?' - zapytał Ben i podał mi kawałek papieru. Przycisnęłam go do rany.
         Kiedy Robert wepchnął mnie i Ben'a do łazienki uderzyłam głową o kant wanny.
          Ben szarpnął za klamkę.
'Zamknął drzwi.' - stwierdził.
'To oczywiste.' - raczej westchnęłam, a nie powiedziałam. Obawiałam się, że Ben może to źle odebrać.
'Jak stąd wyjdziemy? Jest tu jakieś okno?'
'Nie ma.' - rozejrzałam się po małej łazience i spuściłam głowę. Krople krwi spadały i rozpryskiwały się na białych kafelkach.
          Nagle usłyszałam huk. Ben z całej siły kopnął w drzwi, ale te ani drgnęły, za to ten złapał się za obolałą nogę i skomląc z bólu rzucił się na podłogę.
'Ben...' - jęknęłam.
W tym momencie w zamku przekręcił się kluczyk. Oboje zdziwieni spojrzeliśmy w tamtą stronę. Przed nami stała Stella.
'Stella, na litość Boską! Jak dobrze, że jesteś!' - krzyknęłam i rzuciłam się jej w objęcia.
'Miałaś czekać w aucie...' - mruknął Ben, a ja rzuciłam w niego moim zakrwawionym kawałkiem papieru.
'Jak nas znalazłaś?! I jak ominęłaś Roberta?! Zaczynam się ciebie bać!' - pytałam.
'Kiedy na was czekałam widziałam jak jakiś samochód wyjeżdża z lasu, wydawało mi się, że z tyłu siedzi Adele, kiedy gość z przodu dał jej w twarz, to tylko się upewniłam. Pomyślałam też, że mogło się wam coś stać, więc...'
'Jakaś ty troskliwa!' - wtrącił z ironią Ben.
'Przestań! Ciągle naskakujesz na Stellę, a zachowujesz się dokładnie tak jak ona! Nie widzisz, że nas uratowała?! Poza tym mamy teraz ważniejsze sprawy do załatwienia niż wasze sprzeczki!' - krzyczałam zirytowana.
'Właśnie Benny, chcesz uratować swoją ukochaną czy nie? Widziałam w którą stronę pojechali. Jeszcze możemy ich dogonić, chodźcie!'
*
          Nigdy w życiu nie jechałam tak szybko w aucie. Droga była pełna dziur, a Stella nie ominęła spokojnie ani jednej! Tak więc całą drogę porządnie trzęsło. 
'Stella, patrz jak jedziesz!' - wrzeszczał Ben. 
'Coo?! Nie słyszę!' - rzeczywiście pracujący na potrójnych obrotach silnik był dosyć głośny, ale w głosie Stelli była ta jej nutka złośliwości, a sekundę później wjechała w sporą dziurę. Ben zacisnął ręce na oparciu jej fotela.
'Czekajcie! Widzicie?! Jakiś samochód jedzie na przeciwko. Stella, to oni? Wracają? - pytałam zestresowana, ale po chwili zdałam sobie sprawę kto siedzi w tym aucie - Cholera.'
'Nie, to nie ten samochód.' - odpowiedziała mi Stella.
'Tak, wiem.'
'Wiesz kto to, Nelly?' - zapytał Ben.
'To nasi rodzice, w sensie moi i Adele.' - odruchowo złapałam się za głowę i ścisnęłam w garści swoje włosy.
'Jak to? Co oni tu robią? Powiedziałaś im?' - pytała Stella.
'Zgłupiałaś? Oczywiście, że nie. Nie wiem po co tu jadą... Może do Brighton, porozmawiać z tymi od obozu. Pewnie chcą ich pozwać.'- panikowałam.
'Kucnij!' - polecił Ben, a ja posłusznie padłam kolanami na podłogę i schyliłam głowę, w tym momencie Stella wjechała w kolejną dziurę, zatrzęsło całym samochodem, a ja uderzyłam głową o panel sterujący.
'Au!' - jęknęłam.
'Już możesz się podnieść.' - uśmiechnęła się Stella.
Nie wiem czemu mam wrażenie, że zrobiła to specjalnie...
*
          'A to?! To oni?!' - krzyknęłam. 
'Auć, Nelly. Będziesz tak pytać, kiedy zobaczysz każde auto po drodze?' - Ben zatkał uszy.
'Chwila... - Stella wytężyła wzrok - To oni!'
'Naprawdę?!'
'Tak, tak!'
'Przyspiesz!'
'Nie, błagam, zaraz zwymiotuję! Z tej odległości będzie bezpieczniej, Robert nie będzie nic podejrzewał, a my cały czas będziemy mieli ich na oku.' - odezwał się Ben.
'Nie wymądrzaj się.' - wydęła usta Stella i docisnęła gazu, a ja i Ben natychmiast wbiliśmy się w siedzenia. 
'Jesteś nienormalna!'
'Powtarzasz się!' - wystawiła mu język.
          Jechaliśmy za nimi jakieś dziesięć minut, a potem wjechaliśmy do Londynu. 
'Nie rozumiem, po co...' - zaczęłam. 
'Może chce ją odstawić do domu.' - wzruszyła ramionami Stella, a ja skarciłam ją wzrokiem. 
'Słuchajcie, przemyślałyście w ogóle jak chcemy to zrobić? Nie możemy tak wtargnąć jak przedtem, tym razem może nam się nie upiec. Poza tym na pewno niczego tym nie wskóramy. Może zobaczymy gdzie pojadą, a potem Nelly zadzwoni po rodziców?' 
'Rany, ale zrzędzisz braciszku.'
'Odpada, przecież się z nimi minęliśmy. Są już pewnie daleko stąd.' - odpowiedziałam. 
'W takim razie jak...?' - zaczął.
Nagle oczy rozszerzyły mi się w zdziwieniu i cała zastygłam. 
'Hej, Nelly?' - pomachał mi dłonią przed oczami. 
Oblał mnie zimny pot, spojrzałam im obojgu w oczy, ale minęło sporo czasu zanim zdążyłam wydukać:
 'Po co oni jadą do domu Clarie?'               

                                                                                
/Diana



czwartek, 4 czerwca 2015

What happened? 2 #32

Of diary Adele

         Mój telefon skończył z nożem wbitym w ekran, ale przynajmniej mi nic się nie stało. Mam tylko nadzieję, że SMS doszedł. Teraz jest już późno, wpół do trzeciej w nocy, ale w tym wypadku to nie dziwne, że nie mogę zasnąć. Dostałam własny pokój, jest bardzo ciasny i nie ma okien, stoi w nim tylko łóżko, ale to lepsze niż nic. Nie jestem bardzo zszokowana tą sytuacją, właściwie mam wrażenie, że przygotowywałam się do tej chwili od dawna. Czułam, że nie wszystko jest w porządku. Nie obwiniam za to nikogo, kto mógł to przewidzieć? Albo jak można było mnie przed tym uchronić? Teraz zastanawiam się tylko nad jednym, uda mi się przeżyć?
         Nagle z zewnątrz zaczął mnie dobiegać odgłos łamanych pod czyimiś stopami suchych gałęzi i rozmowę. Wsłuchiwałam się uważnie, dźwięki było słychać coraz wyraźniej, aż w końcu rozpoznałam głos Nelly i zesztywniałam. Uśmiechnęłam się powoli do siebie, więc moja wiadomość doszła, a w dodatku Nelly tak szybko mnie odnalazła... a potem usłyszałam inny dźwięk, dochodził  z pokoju obok, był strasznie niepokojący.
         Wypadłam z pokoju i rzuciłam się Robertowi do nóg, zaczęłam szarpać, krzyczeć, płakać. Odrzucił mnie kopnięciem pod ścianę. Po chwili ostrożnie otworzyły się drzwi, a w nich zobaczyłam wglądającą do środka Nelly. Widziała tylko część pomieszczenia, uśmiechnęła się do mnie z ulgą, nie miała pojęcia o stojącym za drzwiami Robercie. Przerażona otworzyłam usta, żeby ją ostrzec, ale było już za późno. Odrzuciła drzwi i weszła do środka, za nią pojawił się Ben, który dostrzegł Roberta. Wydał z siebie coś w rodzaju stłumionego krzyku i szarpnął w swoją stronę niczego nieświadomą Nelly sekundę zanim nóż wbiłby się w sam czubek jej głowy. Niezgrabnie podniosłam się z podłogi i ruszyłam biegiem w ich stronę. Robert powstrzymał mnie w pół drogi, chwycił w tali i zgiętą wpół przerzucił przez ramię, a potem jednym ruchem cisnął do pokoju. Bolała mnie każda część ciała, ale nie miałam czasu nawet na chwilę odpoczynku czy namysłu. Bez skrupułów rzuciłam się do drzwi, ale zatrzasnął je tuż przede mną. Nie usłyszałam dźwięku przekręcanego kluczyka, a jednak ciągnęłam za klamkę i bezskutecznie usiłowałam otworzyć drzwi. Kopałam w nie i waliłam pięściami. Nie krzyczałam, zapłakana z przejęciem wsłuchiwałam się w odgłosy dobiegające zza drzwi. Nelly piszczała, słyszałam jej szybki, nierównomierny oddech. Co jakiś czas coś spadało na ziemię, a może ktoś o coś uderzał. W końcu wszystko ucichło. Położyłam się na ziemi i przycisnęłam policzek do chłodnych paneli. Robert spokojnie otworzył drzwi. Chwycił mnie za ramię i podniósł jednym szarpnięciem. Nogi mi się poplątały i gdyby nie to, że cały czas mnie trzymał znów bym upadła nie mogąc złapać równowagi. Pociągnął mnie za sobą na zewnątrz. Po drodze szybko rozejrzałam się po całym pokoju, ale nie zobaczyłam ani Nelly, ani Ben'a. Obok kominka wylegiwał się tylko Devil. Robert wrzucił mnie na tylne siedzenie samochodu, odpalił silnik i z piskiem opon ruszył. Jechał nieuważnie i bez opamiętania między drzewami. Był zdenerwowany, nie spodziewał się tego. Oddychał ciężko, ale szybko.
'Gdzie oni są?!' - nie wytrzymałam.
To była tylko chwila, spotkałam się z jego wściekłym spojrzeniem, a potem uderzył mnie mocno w twarz. Odchyliłam głowę i zamilkłam. Wstrzymałam powietrze, żeby nie zanieść się płaczem, ale w końcu coś pękło i z histerią opadłam na podłogę auta.


_________________________________________________________________
No dobrze, moja obowiązkowość przechodzi trudny etap. 
Dziś wstawiam zaległy rozdział z niedzieli. 
Rozdziały numer 33 i 34 pojawią się normalnie w sobotę i niedzielę.
Takie wpadki powinny więcej się nie zdarzyć. c;
/Diana



sobota, 30 maja 2015

What happened? 2 #31

Of diary Nelly

          ,,Jestem w Crawley, w lesie. Pomóż mi.''
Tę wiadomość dostałam dziś wieczorem od Adele. Dzwoniłam do niej, ale nie odbierała. Nie mogłam usiedzieć spokojnie w miejscu, ale nie mogłam też powiedzieć rodzicom. Już zbyt wiele razy mnie zawiedli. Wiem jaka byłaby ich reakcja. Ale jak mam się dostać do Crawley już dziś w nocy bez ich pomocy? Autobusy nie jeżdżą po jedenastej... a wtedy najwcześniej musiałabym wyjść z domu. Załamałam ręce, chociaż obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię... i nigdy więcej nie będę się bać. Ale chociaż już to zrobiłam, to postanowiłam, że i tak się temu nie poddam. Muszę podejmować zdecydowane decyzje. Zdecydowałam się. 
          Otarłam oczy i postarałam się uspokoić bijące jak oszalałe serce. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Stelli.
'Halo? Kto tam?' - po kilku sygnałach usłyszałam jej teatralny głos.
'Stella... masz zapisany mój numer.' - starałam się brzmieć zwyczajnie.
'Oh? Nelly? To ty? Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek jeszcze cię usłyszę.' -ciągnęła.
'Stella, posłuchaj, mam sprawę.'
'Ty? Do mnie? Nie wiem czy mogę ci w czymś pomóc...'
'Przestań. To ważne... masz samochód, prawda?'
'Nie pamiętam, a co?'
Wywróciłam oczami.
'A prawo jazdy?'
'Nie rozumiem dlaczego chcesz to wiedzieć...'
'Okej, chcę żebyś zawiozła mnie do Crawley. Ktoś porwał Adele z obozu i jeśli się nie pospieszymy, ona może umrzeć.'
Czekałam w ciszy na odpowiedź i nerwowo skubałam skórkę przy paznokciu.
'Dobra - powiedziała poważnie - Będę o północy.'
Rozłączyła się, a ja odetchnęłam z ulgą i zmusiłam się do uśmiechu. No widzisz Nelly? Zdecydowane decyzje. To niesamowite, jeszcze chwilę temu się zamartwiałam i zastanawiałam co zrobić, a teraz, kiedy się zdecydowałam, nagle wszystko jest już załatwione. Prawie wszystko...
*
          Wymknięcie się z domu było prostsze niż przypuszczałam, rodzice spali kamiennym snem i nawet nie myśleli do mnie zaglądać. Kiedy wyszłam na zewnątrz Stella i Ben już czekali. Wsiadłam do przodu, na miejsce pasażera obok Stelli. I poczułam przyjemne ciepło, które ogarniało moje ciało po tym jak z zimna przeniosłam się nagle do nagrzanego samochodu. 
'A Ben co tutaj robi?' - zwróciłam się do Stelli. 
'Też chciał jechać, a ja nie chciałam mu odmawiać. Wiesz, w końcu jest zakochany.' - wyszeptała chichocząc, a ja spojrzałam na siedzącego z tyłu Ben'a, którego policzki zapłonęły żywym ogniem. 
Skinęłam i oparłam się wygodnie. Stella nacisnęła gaz i ruszyliśmy z miejsca. Zauważyłam, że miała na sobie ciemne adidasy, a nie jak zazwyczaj szpilki albo koturny. 
'Mówiłaś, że ten ktoś może zabić Adele, więc raczej gdy nas zobaczy logiczne, że będzie chciał zrobić z nami to samo, a w moich butach daleko bym nie uciekła.' 
'Powiedziałaś ,,w moich'', te nie są twoje?'
'Pożyczyła je ode mnie.' - odezwał się Ben, a Stella zesztywniała i na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju rumieńca. 
'Nie wierzę...' - westchnęłam i poszukałam jej spojrzenia, obydwoje z Ben'em wybuchliśmy śmiechem.
'Nie gadam kiedy prowadzę!' - wrzasnęła wściekle, poprawiła lusterko i wlepiła wzrok w drogę przed nami. Patrzyłam na nią chwilę, a potem zrobiłam to samo co ona. Co kilka minut pojawiały się tabliczki z nazwami coraz to nowszych miejscowości. Patrzyłam w noc i zastanawiałam się co się teraz dzieje z Adele, ale poczułam, że znów ogarnia mnie strach, więc odrzuciłam te myśli, nie chciałam dopuszczać do siebie, że w tej chwili może być już martwa. 
          'Zaraz wjeżdżamy do Crawley - odezwała się Stella - Gdzie dokładnie mam jechać?'
'Ja... nie wiem. Do jakiegoś lasu.'
'Nelly!' - zdenerwowała się. 
'Co?! Adele jest więziona przez mordercę, myślisz, że miała dużo czasu, żeby napisać adres?! Tym bardziej, że jest w lesie!' 
'Super! Mogłaś mnie łaskawie poinformować, że nawet nie wiesz gdzie ona jest zanim ruszyliśmy!' 
'Uspokójcie się. Stella, teraz skręć w prawo i jedź prosto, aż do stacji benzynowej, stamtąd powinniśmy zobaczyć las.' - powiedział Ben i obie obróciłyśmy ku niemu głowy. 
'A ty niby skąd to wiesz?' - zapytała Stella. 
'Bo po drodze z Brighton to jedyny las.'   
Zamilkłyśmy i zawstydzone skierowałyśmy wzrok w innych kierunkach. Po kilku minutach rzeczywiście dotarliśmy na stację i zobaczyliśmy las. Zaparkowaliśmy samochód i wysiedliśmy. 
'Co teraz?' - spytałam. 
'Idziemy...' - odpowiedział Ben. 

____________________________________________________________
Wyobraźcie sobie, że napisałam tydzień temu ten rozdział,
ale zapomniałam dodać. :d
/Diana



sobota, 23 maja 2015

Will I get by?

Cześć. Chciałam tylko napisać, że nie jestem pewna czy w tym tygodniu dodam rozdziały.
Po prostu w tygodniu nie miałam jak ich napisać, a to nawet nie największy problem, bo w zeszłą sobotę skończyłam pisać WH równo o 20.
Za to dziś będzie o wiele ciężej, bo nie będzie mnie w domu. W każdym razie z góry przepraszam i postaram się dodać rozdział.

____________________________________________________________________

A tak poza tym, spójrzcie na historię moich nagłówków na blogu. xD

1.


2.
3.
4.
5.



/Diana

poniedziałek, 18 maja 2015

What happened? 2 #30

Of diary Adele

          Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Jedyne o czym byłam w stanie myśleć. To on próbował mnie zabić, a teraz to zrobi. 
          'Wysiadaj.' - rzucił jednocześnie otwierając drzwi samochodu. 
Wystawiłam ostrożnie stopę poza auto i poszukałam ziemi. Nadal miałam na oczach opaskę. Zaczęłam mierzyć się do wyjścia, ale on okazał się być niecierpliwy. Złapał za mój sweter, szarpnął mnie i wyrzucił z samochodu. Upadłam twarzą na ziemię. Skóra się obtarła i zaczęła piec, w miejscach, gdzie zdarły się kawałki skóry dostawała się brudna ziemia i wzmacniała ból. Czułam się poniżona i wystraszona. Zanim zdążyłam się podnieść dostałam kopniaka w żebro. Głośno zaczerpnęłam powietrza i wybuchnęłam płaczem. Miałam wrażenie, że jego glany je złamało. Zaśmiał się i kolejnym szarpnięciem mnie podniósł. Chwycił mnie pod ramię i zaczął prowadzić. W którymś momencie się zatrzymał i zdarł mi z oczu opaskę. W reakcji na ten gwałtowny ruch lekko odskoczyłam i spojrzałam w górę. Ujrzałam korony drzew. Wokół otaczał nas las. Stała przed nami mała, drewniana chatka. Miał zamiar mnie tam więzić. 
'Oddaj mi telefon.' 
Po karku przebiegł mi dreszcz, kiedy znów usłyszałam jego głos. 
'Nie mam.' 
Uderzył mnie w twarz. Odchyliłam głowę i usłyszałam plask. Powoli z nosa zaczęła toczyć mi się strużka krwi. 
'Oddaj telefon.' - powtórzył. 
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam komórkę. Spuściłam głowę i podałam mu ją do dłoni. 
Otworzył drzwi i zachęcił mnie bym weszła. 
Niepewnie wsunęłam się do środka i zaczęłam bacznie się rozglądać. 
         Pomieszczenie było małe. Podłoga i ściana były wyłożone tym samym rodzajem drewna. W pokoju znajdował się stolik, dwa krzesła i kominek przy którym wylegiwał się wielki doberman. Cofnęłam się na widok psa, który wzbudzał we mnie prawie tak wielki strach jak jego właściciel. Robert wepchnął mnie z powrotem do środka i wskazał na jedno z krzeseł. Posłusznie usiadłam. Zamknął drzwi na klucz i zajął drugie miejsce. Pies zerwał się z miejsca i podbiegł do pana, ten zaczął mocno głaskać go pogłowie, rozciągając mu skórę. 
'Nie bój się. To Devil, mój przyjaciel. Póki co nic ci nie zrobi - złapał go za pysk i zademonstrował ostre zębiska psa - Lecz kiedy klasnę - zabije cię.' 
Devil jakby dla potwierdzenia groźnie szczeknął. Robert klepnął go po głowie i pies znowu wrócił na miejsce przy kominku. Dickson odpalił fajkę, oparł podbródek na dłoni i z lekkim uśmiechem zaczął przypatrywać się mojej twarzy. 
'Boisz się, że cię zgwałcę?' 
Zdusiło mnie.
'Adele... nie mógłbym. Ja nic do ciebie nie mam. I nie jestem też chory umysłowo jak Clarie. Widziałem jak dorastałaś. Jesteś córką mojego przyjaciela. Brzydziłbym się sobą. Ja po prostu cię zabiję.' 
Łzy stanęły mi w oczach. 
'Ale dlaczego?!' - nie wytrzymałam. 
'No bo widzisz, takie jest życie. Ludzie mają swoje interesy. Myślisz, że Clarie przypadkowo trafiła na ciebie? Że nastawiała się na pierwszą lepszą dziewczynkę z ulicy? Otóż nie.'
'To znaczy, że ktoś, ta sama osoba co dwa lata temu, zatrudniła was, żebyście się mnie pozbyli?' 
'Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie kochana.' 
Zamilkłam i zwróciłam wzrok w stronę ściany. Dopiero teraz dostrzegłam tam drzwi. A przy ścianie sąsiadującej z kominkiem były drugie. 
'Tam - wskazał na te pierwsze - będzie twój pokój. Chcesz zobaczyć?'
Nie odzywałam się przez chwilę. 
'Dlaczego nie zabijesz mnie od razu?' 
'A chcesz?' - uśmiechnął się pytająco. 
Spuściłam głowę. 
'Muszę ci wyznać Adele, że jestem sadystą.' - westchnął i zgasił fajkę.
Spojrzałam na niego z pod byka. Dostrzegł to spojrzenie i uśmiechnął się ponownie. 
'Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?' 
Nie odpowiedziałam. 
'Hej, Adele! Odpowiedz mi na jakieś pytanie, bo zaczynam tu prowadzić monolog!' 
Milczałam.
'Jak chcesz - wzruszył ramionami - Idę pod prysznic. Raczej nie rób sobie nadziei na ucieczkę, bo drzwi są zamknięte, a okien tu nie ma jak zauważyłaś. Devil, pilnuj jej! - wstał i ruszył w kierunku drzwi przy kominku. 
          Kiedy zostałam sama załamałam ręce i znów się rozpłakałam. Obraz rozmazywał mi się przed oczami i traciłam zmysły. Nie ma już dla mnie ratunku. Jestem w środku lasu pod jednym dachem z mordercą, nikt mnie tu nie znajdzie zanim umrę...
        Nagle zobaczyłam mój telefon. Przestałam płakać, otarłam oczy i nie mogąc uwierzyć wpatrywałam się w ten leżący przede mną mały cud. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Czy to nie podstęp? Po chwili chwyciłam go szybko, odblokowałam i drżącymi palcami zaczęłam pisać wiadomość. Dźwięk wody w prysznicu się urwał. Zesztywniałam ze strachu, wstukałam ostatnie litery i wysłałam. Odrzuciłam telefon dokładnie w tej chwili, w której Robert stanął w drzwiach. Na mojej twarzy musiało być wymalowane, to co właśnie się stało. Zaczęłam się zastanawiać czy widział jakiś mój najmniejszy ruch, zauważył, że zostawił telefon... myślałam o tym zanim dostrzegłam w jego dłoni nóż. Wtedy reszta przestała mieć znaczenie.

/Diana

sobota, 16 maja 2015

What happened? 2 #29

Of diary Nelly

          Dziś czuję się zdecydowanie lepiej. Powrócił mój zapał i chociaż kompletnie nie wiem co robić, to już się za to nie obwiniam, kiedy coś się wydarzy będę wiedziała co robić. Dzwoniłam do Adele, ale włączyła się poczta. Cały czas trzymam telefon przy sobie i czekam aż oddzwoni. Pewnie ma na obozie jakieś zajęcia. Trudno. I tak doskonale się bawię. Rano byłam w parku i spotkałam znajome z liceum. Minnie i Larrę, rozmawiałam z nimi przez chwilę, a potem poszłam do księgarni na rynku. Chciałam kupić jakiś kryminał. Zapełniłby mi jakoś te dni oczekiwań na powrót Adele. Szczerze mówiąc wybrałam ze względu na okładkę, była na niej dziewczyna z buźką niesamowicie podobną do Stelli, miała na sobie czerwoną, lekką sukienkę i tonęła w ciemnych głębinach. Kiedy wyszłam z księgarni zobaczyłam idącego naprzeciwko pana Green.
'Dzień dobry!' - przywitałam się z uśmiechem.
'Cześć Nelly!' - zawołał i szybko mnie minął.
'Proszę pana!' - obróciłam się za nim.
'Tak? Trochę mi się spieszy.'
'O... w takim razie przepraszam.'
Ruszył dalej i już po chwili znikł mi z oczu. Chciałam go zapytać o Adele, ale zdecydowałam, że lepiej będzie go nie zatrzymywać. Wyglądał na zdenerwowanego, a nawet trochę wystraszonego.
          Wróciłam do domu wczesnym południem umierająca z głodu. W progu ściągnęłam buty i pociągnęłam nosem, by poczuć co mama ugotowała na obiad. Ku mojemu rozczarowaniu nie poczułam absolutnie żadnego zapachu. Zastanawiałam się czy to jeden z tych dni, w które mama uważa, że nikt prócz niej nic nie robi w domu i, że jest zmęczona, więc ma prawo, by nie zrobić obiadu. A jeśli ktoś ośmieli się o to zapytać lub co gorsza upomnieć, to tak jakby ładował się na pole minowe.
          Jednak kiedy weszłam w głąb kuchni dostrzegłam garnek z wpół zrobioną zupą ogórkową. A oprócz tego, co bardziej mnie zmartwiło, bladą jak ściana mamę. Nie popatrzyła na mnie, wzrok miała wybity w nogę od krzesła. Oblał mnie zimny pot i rozpaliły mi się policzki. Wiedziałam co to znaczy. Ostatni raz mama się tak zachowywała, kiedy Adele była pokaleczona od kryształów.
'Co się stało?' - spytałam czując ciężar na sercu.
Drgnęła, ale nadal na mnie nie patrzyła.
'Nelly... ja... nawet nie wiem jak to powiedzieć. Adele dziś... zniknęła z obozu.'
'Uciekła?' - zdziwiłam się.
'Chyba raczej... ją porwano.'

_________________________________
Dzisiaj rozdział znowu wcześniej. :) 
/Diana

niedziela, 10 maja 2015

What happened? 2 #28

Of diary Adele

         Wstałam równo o szóstej rano. Czułam się jak te kobiety z reklam kremów i balsamów do skóry. Świeżo, lekko i radośnie, może nawet zbyt. Z uśmiechem przyglądałam się pogrążonym we śnie Carol i June i gdzieś w środku dziękowałam Bogu, że ostatnie chwile, które z nimi spędzam są tak  miłe. Byłam pewna, że przynajmniej jedna z nich mówi przez sen, ale noc minęła szybko, bez żadnych niespodzianek. Dziesięć minut zajęła mi toaleta, ubranie się i spakowanie wszystkich rzeczy. Jak cudownie! Otworzyłam na oścież okno i odchyliłam do tyłu głowę, by poczuć na twarzy promienie słońca. Pierwszy raz w te wakacje miałam na to ochotę. Ale na przekór szybko zauważyłam, że dziś wcale nie jest tak ciepło i słonecznie jak w ciągu całego lata. Przeciwnie. Wiał zimny wiatr, a na niebie wisiały ciemne chmury. Wzdrygnęłam się i zamknęłam okno, ale zaraz uśmiech znów wrócił mi na twarz. Zastanawiałam się tylko co ze sobą zrobić. Przez kilka minut znów przypatrywałam się pozbawionym makijażu twarzą współlokatorek i Carol po raz kolejny mnie zszokowała. Była bardzo ładna, miała łagodny wyraz twarzy, ale podczas gdy wczoraj byłam w stanie stwierdzić, że jest trochę starsza ode mnie, dziś wyglądała na niespełna dwanaście. Zrobiło mi się jej szkoda. Ma tylko czternaście lat i żyje w świecie istnej patologii. Papierosy, alkohol, puste, zdzirowate koleżanki i chłopak z mózgiem wielkości piłki do ping-ponga, który w ogóle jej nie szanuje. Zastanawiałam się jak do tego doszło. Wpadła w złe towarzystwo, to wina rodziców? To wszystko zajęło mi dłuższą chwilę i nagle usłyszałam dziwnie głośny pośród tej grobowej ciszy sygnał SMS'a. Był od taty. Prawie całkiem zapomniałam już o Carol i byłam gotowa rzucić się do drzwi, gdy lekko uniosła powieki i zaspanym wzrokiem zaczęła przyglądać się mojej twarzy.
'Tata po mnie przyjechał. Wyjeżdżam.' - powiedziałam ostrożnie.
Nie odpowiedziała mi od razu. W jej oczach dostrzegłam coś w rodzaju bólu. A może tylko mi się wydawało? W końcu po tych domyśleniach moja wyobraźnia mogła szwankować.
'Przykro mi.' - powiedziała cienko.
Nogi zaczęły mi świerzbić i chciałam jak najszybciej znaleźć się w aucie, ale to wydało mi się samolubne. Nawet jeśli Carol nie jest mi bliska, to najwidoczniej mnie polubiła i miałabym wyrzuty sumienia zostawiając ją tak od razu. Ale...
'Pa.'
Spojrzałam na nią, ale nie możliwe, żeby usłyszała. Już zasnęła. I nagle wydała mi się piękna. Dostrzegłam w niej coś głębszego niż w June czy Aaronie. Miałam nadzieję, że wyjdzie na prostą i, że... znajdzie kogoś komu będzie na niej naprawdę zależało, kogoś takiego jak Nelly.
'Pa Carol.' - powtórzyłam czule i powoli się podniosłam.
*
         'Tato!' - krzyknęłam dziecinnym głosikiem, przebiegłam korytarz i zawisłam mu na szyi. 
'Adele! Adele... - śmiał się - Chodźmy szybko.'
'Dlaczego? Rozmawiałeś z kimś?'
'Z kim?'
'No... z organizatorem albo... nie wiem. O tym, że jadę do domu.'
'Aaa, tak.'
'Dobrze! Możemy iść!' 
          'Zauważyłeś, że zbiera się na deszcz? To dziwne, że pogoda tak z dnia na dzień się zepsuła...' - zapytałam wsiadają do samochodu. 
'Usiądź z tyłu.' - powiedział jednocześnie pakując moją walizkę do bagażnika. 
'No dobrze.' - zgodziłam się i zmieniłam miejsce. Po chwili tata wsiadł za kierownicę. 
'Rzeczywiście. Ale chyba się cieszysz, że się schłodziło? Tak narzekałaś na te upały. I szczerze mówiąc mi też działały na nerwy.' 
'No tak, ale... myślałam, że pojedziemy z Nelly nad wodę. Tak jak na początku wakacji.'
'Za kilka dni pewnie się rozchmurzy.' - uśmiechnął się przyjaźnie, odwzajemniłam to. 
         Po jakichś dwudziestu minutach wjechaliśmy do Crawley. Zaczęłam rozpoznawać drogę i zdziwiło mnie, że tata skręcił w lewo. Przecież dobrze znał tę drogę. 
'Tato..' - zaczęłam, ale uciszył mnie przez podniesienie palca.
'Jedziemy zatankować. Kończy się paliwo.'
Spojrzałam na licznik. Rzeczywiście. Skinęłam głową. 
          Stacja była dosyć duża. Tata poczochrał mi wielką dłonią włosy jednocześnie zakrywając oczy, jak to robił, kiedy byłam młodsza. Wystawiłam do niego język. Wysiadł i kazał mi czekać, co było głupie, bo niby gdzie miałam się ruszyć? Nie było go strasznie długo i zaczęłam robić się głodna i zmęczona. Oparłam głowę o oparcie i przymknęłam oczy. Leżałam tak chwilę i stwierdziłam, że myślę o Bennie.  O tym jak się nade mną nachylił i spojrzał w oczy. Naprawdę miał achromatopsję? 
Nagle coś zatrzęsło siedzeniem i poczułam ból w karku. Sekundę później usłyszałam huk zatrzaskiwanych drzwiczek, pstryk zamków w aucie i silnik.
'Tato?' - jakimś cudem udało mi się ustawić karak i otworzyłam oczy. Chwilę zajęło mi rozpoznanie kierunków, bo trzask zatkał mi uszy i kręciło mi się w głowie. W końcu znalazłam siedzenie kierowcy. Ale to wcale nie był mój tata... Przede mną siedział na wpół odwrócony mężczyzna, który z kpiącym uśmiechem wlepiał we mnie oczy. Momentalnie cała zesztywniałam. Uświadomiłam sobie kim jest... Czułam to. To on to wszystko zrobił. Prześladował mnie. Pojechał za mną, aż tu. A teraz... skręciliśmy na jakąś wąską drogę w lasku. Milczałam. Odwrócił się i rzucił mi na kolana jakąś szmatkę.
'Zawiąż sobie oczy.' - nakazał, a jego głos trafił mnie jak kula pistoletu. Poznałam ten głos. I twarz też zaczęła mi się przypominać. To się łączyło... Już znałam to imię. Mimowolnie wymówiłam je na głos.
'Robert Dickson.'
Deszcz runął na samochód jak grad. W mgnieniu oka cała ulica zaczęła płynąć. Pierwsza ulewa. Mężczyzna uśmiechał się do mnie podle i ponaglił ruchem ręki, bym obwiązała sobie oczy. Zrobiłam to sztywną ręką. Gdy zobaczyłam ciemność cicho załkałam. Cyjanowodór, kryształy, zdjęcie Clarie...

/Diana

sobota, 9 maja 2015

What happened? 2 #27

Of diary Nelly

          Dochodziła dwudziesta. Wyjątkowo wracałam do domu przez Whitcomb. Szłam ulicą, blisko krawężnika przy którym zatrzymał się wtedy wóz policyjny. Na ławce przed blokiem siedziała starsza pani i plotła wianek z rosnących obok jej stóp stokrotek. Po chwili podbiegła do niej roześmiana dziewczynka w dwóch warkoczykach i podała jej mały bukiecik kwiatków. Później zaczęły mierzyć jej go na głowę. Tak dziwnie wyglądały na tle stłuczonej lampy nad drzwiami. Uniosłam wzrok i przyjrzałam się oknom na ostatnim piętrze. I nagle jedno z nich się zatrzęsło, ktoś je otworzył. Chwilę potem wychyliła się przez nie głowa tej kobiety. Miałam ochotę przetrzeć oczy. Oparła ręce na dachówkach i odpaliła papierosa. Miała rozczochrane włosy i podkrążone, zaczerwienione oczy, którymi patrzyła smętnie na toczącą się na dole miłą scenkę babci i wnuczki. Uśmiechnęła się krzywo. Musiała poczuć na sobie mój wzrok, bo nagle przekręciła głowę i spojrzała na mnie. Patrzyłyśmy sobie w oczy. Zaczęłam się zastanawiać czy mnie poznaje. Zgasiła papierosa o dachówkę. zostawiła go na parapecie i zamknęła okno. Wpatrywałam się jeszcze chwilę w to miejsce, a potem schowałam twarz w dłoniach i ze spuszczoną głową ruszyłam dalej.
*
         'Rodzice Adele już wrócili do mieszkania?' - zapytałam, kiedy zauważyłam, że rzeczy pani Green zniknęły z dotychczasowego miejsca. 
Mama skinęła głową. 
'Właśnie wyszli. Nie widziałaś ich?'
'Nie. Wracałam inną drogą.' 
'Przez Whitcomb?'
Odwróciłam wzrok. 
Mama westchnęła, podniosła się i poszła do innego pokoju.
         Oczy zaszły mi łzami. Dlaczego wszyscy traktują mnie z dystansem i nie chcą zrozumieć? Dlaczego popełniam tyle błędów? Chciałabym zrobić coś dobrze. Chciałabym, znów poczuć, że mimo, że jest źle to mam wsparcie bliskich. Teraz nie dość, że jest strasznie, to wszyscy się ode mnie odwracają i jestem całkiem sama.
Łzy ciekły mi po policzkach i spadały z podbródka rozpryskując się o podłogę. Już nie starałam się ich powstrzymać. Potrzebowałam tej chwili słabości, żeby wyrzucić z siebie wszystko co do tej pory dusiłam. Po tym wszystkim poczułam się silniejsza. Znów mam nadzieję i dam z siebie wszystko. Nic mnie już nie powstrzyma. Obiecałam to sobie.

/Diana

niedziela, 3 maja 2015

What happened? 2 #26

Of diary Adele

         'Adele Green?'
Skinęłam.
'Świetnie - uśmiechnął się do mnie niski mężczyzna o skośnych, piwnych oczach - Masz pokój numer 15. To na pierwszym piętrze. Dzielisz go z June i Carol. To te dziewczyny przy oknie. Podejdziesz do nich po klucze. Dzisiaj masz czas na wypakowanie i poznanie innych obozowiczów, jutro o siódmej jest śniadanie, zaraz po nim idziemy na spacer po mieście. Obok recepcji wisi grafik. Zapoznaj się z nim. Możesz iść.'
Odeszłam od mężczyzny o dosłownie trzy kroki i spojrzałam na moje współlokatorki na najbliższe dwa tygodnie. A właściwie ich tyły. Obie były mocno wychylone za okno i miałam wrażenie, że zaraz przez nie wypadną. W końcu zdecydowałam się podejść. Puknęłam jedną z nich w plecy. Usłyszałam przekleństwo.
'My wcale nie palimy!' - odezwała się druga i obie zaniosły się głośnym, nieopanowanym śmiechem. W końcu obróciły głowy i zmierzyły mnie wzrokiem. Jedna z nich, ta którą zaczepiłam, miała czarne włosy spięte w wysokiego koka, dosłownie pomarańczową skórę, duże, brązowe oczy i kolczyka w dolnej wardze. Wyrzuciła za okno wpół spalonego papierosa i kaszlnęła mi prosto w twarz tytoniem. Druga była bardzo niska, miała rude, potargane włosy sięgające ramion, zielone oczy, pomalowane na czerwono usta, idealne kreski nad oczami i tusz od którego ilości uginały się rzęsy. Zaciągnęła się, wypuściła z ust dym i uśmiechnęła się do mnie. Stałam chwilę nieruchomo zastanawiając się czy sama nie wypchnąć je przez to okno.
'Haha, myślałam, że jesteś którymś z wychowawców zdziro.' - odezwała się czarnowłosa i wyrwała drugiej papierosa z ręki.
Zaczynałam mieć wątpliwości czy to nie obóz dla trudnej młodzieży.
'Możecie mi dać klucze od pokoju?' - wyciągnęłam rękę.
'Ooo, będziesz z nami w pokoju? Jak masz na imię?' - zapytała ruda jednocześnie grzebiąc w czarnej, skórzanej torebce.
'Adele...' - mruknęłam.
'Ślicznie.' - uśmiechnęła się słodko i podała mi klucze. Gdyby nie to, że mówiąc to zajechało od niej tytoniem i sztucznością, może bym ją polubiła.
'Ja mam na imię June!' - wykrzyknęła czarnowłosa, wyrzuciła ręce do góry i zakręciła się w kółko. Może to też ćpunki...
'A ja Carol, cześć.' - podała mi rękę i natychmiast rzuciły mi się w oczy żółte paznokcie. Już wiem, że mam do czynienia z zawodową palaczką...
'A ile masz lat?' - zapytała po chwili swoim cienkim, miodowym głosikiem.
'Siedemnaście.'
'O, June też, a ja dwa dni temu skończyłam czternaście.'
Czułam jak opada mi szczęka. Dobry Boże, ile?! Od kiedy czternastolatki palą papierosy i mają na twarzy tonę fluidów?!
Zmusiłam się do uśmiechu i zwróciłam w stronę schodów. Kiedy tylko z powietrza zniknął duszący zapach tytoniu głośno odetchnęłam. Nienawidzę tego miejsca.
          Pokój znajdował się na początku korytarza i miał kształt prostokąta. Na moje szczęście łóżka była umiejscowione w dosyć dalekich odległościach. Na podłodze była wyłożona beżowa wykładzina. Zamiast jednej ściany była wielka, drewniana szafa ścienna. Obok łóżka, na którym leżała otwarta, pusta, czarna walizka i opakowanie samoopalacza stało biurko na którym ustawiony został mały telewizorek. Łóżko przy samym wejściu też było zajęte, co wywnioskowałam z tego, że były na nim porozrzucane różnokolorowe lakiery do paznokci. Zostało mi, więc jedno łóżko, przy drzwiach prowadzących do łazienki. Ostatnie, więc najgorsze. Miało złamaną nogę i inną pościel, koc raczej bardziej przypominał dywan. 
         Rozpakowałam się dość szybko, poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam głowę, położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać, choć dopiero dochodziła osiemnasta. 
W między czasie co pięć minut z walizki Carol dobiegało mnie rapowanie Nicki Minaj, aż chciało się wstać i roztrzaskać ten telefon, najlepiej na głowie jej i June. 
Godzinę później ich nadejście zapowiedział głośny śmiech zza korytarza. Uderzyłam książką o czoło w momencie, kiedy nacisnęły na klamkę. Nie przestawały rozmawiać, każda ruszyła w kierunku swojego łóżka. June chwyciła w ręce opakowanie samoopalaczu i zaczęła je czytać. Carol usiadła, robiąc wgniecenie w materacu, omiotła mnie zdziwionym spojrzeniem i zapytała dlaczego już leżę w łóżku. Zanim zdążyłam otworzyć usta rozległ się znajomy głos Minaj. Uśmiechnęłam się z politowaniem, czułam, że śmiało mogłabym zarapować tę piosenkę razem z nią. 
'O, to Aaron.' - przygryzła wargę i utuliła telefon do piersi zanim odebrała. 
Z całych sił starałam się ignorować jej chichot, w końcu moją uwagę przykuło coś innego. June prysnęła w szafę samoopalaczem. 
'Co ty do cholery robisz?' - wymsknęło mi się. 
Spojrzała na mnie obojętnie i wzruszyła ramionami. 
'Hej, dziewczyny! - zawołała Carol - Nie będziecie miały nic przeciwko jeśli przyjdzie tu na chwilę mój chłopak?' 
'Coś ty. Z Aaronem zawsze jest największa beka, może znowu zaciągnie się papierosem przez nos.' - zaśmiała się na wspomnienie tej chwili June. 
Carol spojrzała na mnie pytająco. Nie miałam ochoty, żeby przyszedł tu trzeci idiota, ale przecież nie mogłam jej nie pozwolić... 
          Aaron przyszedł niespełna dziesięć minut później. Był średniego wzrostu szatynem, miał jasną cerę i mnóstwo pryszczy na całej twarzy i kilka na szyi. Carol była w niego nie tylko wpatrzona, ale też zasłuchana, kiedy chwalił się, że wypił rano pół butelki wódki. Starałam się ich ignorować, a sam Aaron zauważył mnie dopiero pół godziny po przyjściu. 
'Uhuhu, cześć skarbie! - zawołał, a ja poczułam się jednocześnie zniesmaczona i zdziwiona - Chcesz spać dzisiaj w moim pokoju? Nie mam żadnych nieproszonych lokatorów.'
June i Carol zaniosły się śmiechem. 
'Zgódź się!' - zachęciła mnie Carol. 
'Myślałam, że to twój chłopak.' - zmarszczyłam brwi. 
'No tak. Ale on to robi z każdą.' - to zabrzmiało jakby mówiła to naprawdę poważnie. 
'Oj przestań! A pamiętasz twoją kuzynkę? Tą Donnę? Z nią nie.'
'Bo jest gruba i brzydka! - zmieniła ton na bardziej oskarżycielski - Robiłeś to nawet z June!'
Odrzuciłam kołdrę i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro, na swoją rozgniewaną twarz i szybko wybrałam numer taty. 
'Adele?'
'Zabierz mnie stąd!' - wrzasnęłam. 
'Dlaczego? Zaczekaj jeszcze chociaż jeden dzień...'
'Nie! Przyjedź po mnie!'
'Dobrze. Będę jutro rano. Dobranoc.' - rozłączył się. To było dziwne. Mimo wszystko byłam pewna, że się nie zgodzi i ta rozmowa jest zbędna, chciałam tylko wyładować złość, ale jednak... 
Uśmiechnęłam się krzywo.


/Diana


sobota, 2 maja 2015

What happened? 2 #25

Of diary Nelly

          Pamiętam jak kiedyś znalazłam jej pamiętnik. Jak wtedy biło mi serce i jak bardzo tęskniłam.
Przypomniał mi się strach, który towarzyszył mi, gdy zaczęłam go czytać. Pierwsze słowa, które kaleczyły mi dusze. A potem nienawiść, do siebie i do tego, kto jej to zrobił. Wydaje mi się, że czuję się teraz dokładnie tak jak zanim go znalazłam. Tak... bezradnie i pusto. Co mam zrobić?
          Nie ma już żadnej Clarie Meynard na tej ziemi. Tamta kobieta, której wygrażała Stella była kimś zupełnie obcym i niewinnym.
         Kiedy to się skończy? Kiedy się dowiemy kto poluje na życie Adele? No i... dlaczego to robi? To przypadek, że ktoś próbuje ją zabić po raz drugi? Czy historia z Clarie i ta nowa są ze sobą jakoś powiązane? Mam tyle pytań... wiem tak niewiele. Zaczęło się od cyjanowodoru, później był kryształowy żyrandol, no i znalazłam tą ulotkę restauracji Stelli... Chwila. Chyba dostałam olśnienia.... A jeśli Stella i Ben celowo zepsuli nasze wyjście do Clarie? To wyjaśniałoby tę ulotkę w miejscu podłożenia cyjanowodoru... i przecież Ben pokazał nam mieszkanie tej kobiety i zapewnił, że to na pewno Clarie. Kilka razy widziałam jak dziwnie przygląda się Adele...! A Stella podsycała nasze kłótnie i namawiała mnie, żeby Adele sama wyszła w nocy z domu, a potem 'przez przypadek' oboje z Ben'em też tam przyszli. O Boże! A jeśli oni chcieli ją wtedy...

*
         'Cholera jasna, Stella!' - wpadłam do restauracji głośno trzaskając drzwiami. Wyładowałam na nich cały gniew i uczucie zdrady.
'Nel! Ben mi wszystko opowiedział! Przepraszam, myślałam, że uciekniecie!' - podeszła do mnie i wyciągnęła ręce, żeby mnie przytulić, ale zdecydowanie ją odepchnęłam.
'Zaplanowałaś to wszystko czy nie?!'
'O czym mówisz?'
'Tak czy nie?!'
'Nelly, uspokój się!'
Zamachnęłam się i wycelowałam w jej policzek, w ostatniej chwili złapała mocno za mój nadgarstek.
'Lepiej, żebyś tego nie robiła.' - syknęła.
Spojrzałam jej w oczy i momentalnie się rozpłakałam. Jej zawsze rozpromieniona twarz i figlarny uśmiech gdzieś znikły, teraz padał na nią jakiś dziwny cień i patrzyła na mnie ostro.
'To co? Zawołać Benniego, żeby zrobił nam coś do jedzenia i pogadamy jak normalni ludzie?' - w sekundę jej pierwsza twarz wróciła, odrzuciła mój nadgarstek jak szmatkę i usiadła przy stole. - Benny!'
          Czułam jak zaczynam się rumienić. Powinnam być bardziej stanowcza i silniejsza, jak ona. Nikt jej się nie sprzeciwia, robi co chce i zawsze uchodzi jej to na sucho. ,,Silni przeżyją, słabi zginą''.
Ben wyszedł z zaplecza jakiś podekscytowany i radosny. Spojrzał wyczekująco na Stellę.
'Wiesz może o co chodzi naszej przyjaciółce? Bo kiedy tu przyszła miałam wrażenie, że chce mnie zabić.'
'O, pewnie jest zła za to co wydarzyło się tydzień temu, prawda?' - zwrócił się do mnie - Rozmawiałem z Adele i wydaje mi się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, oddamy wam pieniądze.'
'Tu nie chodzi o pieniądze! To wy próbujecie ją zabić, prawda?!' - wybuchłam.
Ben rozchylił usta w zdziwieniu, a twarz zastygła mu w tym wyrazie. Za to Stella nie była w najmniejszym stopniu wzruszona.
'Myślę, że przy naszym pierwszym spotkaniu już to sobie wyjaśniliśmy, nie wiem co ta ulotka robiła u niej w mieszkaniu, okej?'
'Tak? Więc jesteś niewinna?! To dlaczego ciągle próbowałaś nas skłócić?!'
'Nie rozśmieszaj mnie. Same ciągle rzucałyście się sobie do gardeł i nie dało się z wami dojść do porozumienia. Obwiniając mnie za to, byłabyś po prostu głupia lub śmieszna.'
'Przykro mi Nelly, to prawda. Nie rozumiem dlaczego...'
'Zamknij się! Ty też nie jesteś bez winy! Myślisz, że nie widać jak gapisz się na Adele?! Miałeś jakieś... nieczyste myśli?! Nie jesteście lepsi od Clarie!'
'Przestań! Mówisz o mnie jak o jakimś psychopacie!' - zaprotestował Ben.
'A jak inaczej wytłumaczysz to, że ślinisz się na jej widok?!'
'Ślinię...? - zmarszczył brwi - Może ona zwyczajnie mi się podoba?'
Stella wybuchnęła głośnym, skrzeczącym śmiechem.
'Zakochałeś się w tej chodzącej depresji?! Twój gust zawsze był powalający braciszku, ale tym razem...!'
Chwyciłam ze stolika metalowy stojak na serwetki i rzuciłam nim prosto w brzuch Stelli.
'Ałła! - gwałtownie zaczerpnęła powietrza - Zgłupiałaś?!'
'Masz mi powiedzieć prawdę!' - wykrzyknęłam jednocześnie połykając łzy.
Spojrzała na mnie posępnie.
'Dobrze.'


/Diana

niedziela, 26 kwietnia 2015

What happened 2 #24

Of diary Adele

          Zamknęłam mokre od łez oczy i starałam się uporządkować myśli. O trzeciej w nocy wyszłam z domu, żeby pójść do Clarie. Okazało się, że Nelly, Ben i Stella przewidzieli co zrobię i poszli za mną. Stella zaczęła krzyczeć jak oszalała i ciskała kamieniami w kobietę, która okazała się być podobną do Clarie, ale nie była nią... Stłukła lampę i popchnęła mnie na latarnię. Prawie nie mogłam ruszać nogą. Jakiś mieszkaniec bloku wezwał policję. Ben i Stella uciekli. Nelly po mnie wróciła. Jeden z policjantów strzelił w miejsce nad jej ramieniem i zagroził, że jeśli się nie zatrzymamy, naprawdę nas trafi. Posłuchałyśmy się, a oni zabrali nas na komisariat. Przyjechali rodzice. Opowiedziałyśmy wszystko zgodnie z prawdą... prawie. Nie wspomniałyśmy o Ben'ie ani o tej kretynce. Rodzice musieli trochę zapłacić. Zabrali nas do domu i zrobili awanturę. Do czasu wyjazdu do Brighton nie mogę wychodzić z domu i za bardzo rozmawiać z Nelly. A teraz próbuję zasnąć. 
*
          Cały tydzień jakoś zleciał. Nawet nie zauważyłam i nadszedł dzień w którym miałam jechać na obóz. Obudziłam się wtedy w południe. Byłam wyspana, ale zmęczona. Czułam się słaba i chora, mimo, że siniak już się wchłonął. To był innego rodzaju uraz. Siedziałam przy oknie i liczyłam. Dwanaście miesięcy byłam więziona przez Clarie, dwa tygodnie i sześć dni jestem zamknięta w domu przez rodziców. Oni wszyscy robią dokładnie to samo. Mają inne intencje, rozumiem to, ale ranią mnie i myślę, że to widzą. 
          Mama weszła do pokoju i spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziałam o co jej chodzi. Brak świeżego powietrza i słońca sprawił, że zbladłam i zmizerniałam. 
'Na obozie będziecie codziennie chodzić na spacery.'  
Nie odpowiedziałam jej. Odwróciłam wzrok i dalej liczyłam. Trzy dni w szpitalu...
'Adele... chciałabym pozwolić ci wyjść, ale powiedz mi, jak mam ci po tym wszystkim zaufać?' 
Pokręciłam głową. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. 
'Już idę!' - usłyszałam głos pani Bell. 
'Gdyby ktoś z tobą poszedł...' - zaczęła mama. 
Obróciłam się szybko. 
'Przecież Nelly może.'
'Nie... Nelly nie. Obie jesteście nieodpowiedzialne. Żeby rzucać kamieniami w niewinną kobietę? Zachowałyście się jak chuligani.'
          Czułam jak czerwienię się ze złości. To wszystko wina Stelli. Gdyby nie ona, to nie wezwali by policji. W dodatku rodzice moi i Nelly musieli płacić za szkody, które wyrządziła, a my musimy ponosić karę. A ona uciekła i ma nas wszystkich gdzieś. A Ben...
'Dzień dobry.' - odezwał się Ben. 
Ben?
'Przyszedł do ciebie Adele, chyba chce się pożegnać.' - powiedziała pani Bell i spojrzała na moją mamę niemalże błagając. 
'No dobrze... Idźcie. - westchnęła - Ale za godzinę masz być w domu. Tata właśnie zmienia oponę w samochodzie.'
Zdziwiłam się i nie byłam pewna czy nie jestem na niego zła, ale szybko się zgodziłam, bo to była ostatnia okazja, żeby wyjść z domu przed wyjazdem. 
          'Uciekłyście?' - zapytał, kiedy tylko zamknęłam za nami drzwi. 
'A jak myślisz? Przez twoją siostrę miałam wielkiego siniaka na prawej nodze.' 
'Przykro mi. Stella taka już jest. Przecież to nie moja wina. Nie zabierałem jej tam ze sobą, sama się domyśliła.'
'Taka już jest?! Wiesz co?! Po tym wszystkim jesteś bezczelny, że do mnie przyszedłeś!' 
'Przecież ja nic nie zrobiłem!' 
'Nie obchodzi mnie to! Nie chcę widzieć twojej siostry ani ciebie! Ja i Nelly też nic nie zrobiłyśmy, ale to my pojechałyśmy na komisariat i to nasi rodzice musieli płacić za to co Stella zrobiła!'
'No to przepraszam za nią! Możemy oddać wam pieniądze!'
'Teraz jest już za późno! Nic od was nie chcę! W ogóle... wracam do domu!' 
'Adele! No czekaj!'
'Czego ty jeszcze chcesz?'
'Kiedy wracasz z obozu?'
'Skąd wiesz o obozie?'
'Nelly mi wcześniej powiedziała.'
'Nie ważne. I tak się więcej nie zoba...!' - zamilkłam, bo nagle jego wyraz twarzy zupełnie się zmienił. Delikatnie uniósł brwi, jego ciemne oczy w sekundę rozjaśniły się i stały się błękitne, zaczerwieniły mu się policzki, podszedł do mnie, złapał za moje ramiona, nachylił się i spojrzał mi w oczy. 
'Co do cholery...?' - rzuciłam zestresowana. 
'Masz niebieskie oczy.' - powiedział powoli i jakby z wątpliwością. 
'No...' - dałam radę wykrztusić. 
Uśmiechnął się, ale raczej bardziej do siebie niż do mnie. Byłam zmieszana. Odepchnęłam go.
'O co ci chodzi?!' - wrzasnęłam z wyrzutem. 
Nie przestawał się uśmiechać, w oczach stanęły mu łzy, spuścił tylko jedną. 
'O co...?' - powtórzyłam, ale tym razem niepewnie i piskliwie. 
'Adele, mam Achromatopsję.' - powiedział to tak radośnie, że miałam wątpliwości czy to na pewno choroba. 
'Co?'
'Ślepotę barw.' - sprostował.
'No wiem, ale... powiedziałeś, że mam niebieskie oczy.'
'No właśnie! - wykrzyknął - Od dziesięciu lat w ogóle nie widziałem większości kolorów, a tu nagle twoje oczy.., są bardzo ładne. I masz żółtą bluzkę?'
'Pomarańczową...'
'Prawie!' - zaśmiał się.
'Od dziesięciu lat? I akurat teraz? Jak to możliwe?'
'Nie wiem. Wtedy lekarz powiedział, że mogę wyzdrowieć, ale minęło tyle czasu...' - zapłakał ze wzruszenia.
'Cieszę się.' - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
*
          Wsiadłam do auta razem z tatą i oparłam głowę o szybę. 
Państwo Bell żegnali mnie bardzo długo i serdecznie, mama prawie się popłakała i machała mi dłonią na pożegnanie, niczym jedwabną chustką, miałam wrażenie, że nie jadę na obóz, tylko na wojnę. Nelly nie było w domu, więc się ze mną nie pożegnała. Było mi smutno, bo tej nocy, w którą odbyła się nasza przygoda z policją, dwa razy prawie się pogodziłyśmy, a teraz.. nic. Dwa tygodnie spędzę na obozie z obcymi ludźmi, w obcym mieście. 
          Ruszył silnik. Przejechaliśmy płynnie po idealnie równej drodze, a promienie słońca raziły mnie w oczy. Tata podał mi okulary przeciwsłoneczne. Wyjrzałam przez szybę. Zobaczyłam idącą drogą Nelly, wracała ze sklepu, w ręku trzymała siatkę z zakupami. Kiedy nas zobaczyła zatrzymała się. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Podniosła smutno rękę i machnęła mi na pożegnanie. Nie zdążyłam odmachać, wjechaliśmy na inną ulicę zostawiając w tyle Nelly, mamę, państwo Bell, dom i zabójcę.

/Diana