sobota, 28 lutego 2015

Break

Cześć, ten post ma tylko poinformować Was, że robię małą przerwę - podczas której będzie jeszcze więcej roboty.
Chodzi o to, że chyba dwa razy ustalałam już terminy dodawania rozdziałów i... jakoś specjalnie się ich nie trzymałam.
Bo albo się nie wyrabiałam, albo mi się nie chciało, albo wręcz przeciwnie -chciało mi się i dodawałam pięć dni wcześniej.
Między innymi dlatego cały blog był w nieładzie. Póki co - jest.
Chociaż ostatnio nawet ukształtowała się pewna kolejność : sobota, sobota, piątek, sobota, niedziela.
Ale bardzo chciałabym to zmienić. Znalazłam więc sposób, żeby uniknąć już wspomnianych problemów.
Robię przerwę w dodawaniu rozdziałów. Nie będzie ich w tym, przyszłym i jeszcze raz przyszłym tygodniu.
Właściwie to nie wiem na kiedy się wyrobię, więc nie powtarzam błędów i nie ustalam żadnych terminów.
Za to możecie być pewni, że przez ten czas będę pisać tak dużo jak nigdy i kiedy napiszę wystarczająco dużo rozdziałów zdecyduję, kiedy będę je publikować (prawdopodobnie dwa razy w tygodniu, w godzinach wieczornych).
Od dawna planowałam to zrobić, a teraz, kiedy fabuła się tak potoczyła uważam, że to odpowiedni moment.
To byłoby na tyle. Dziękuję osobą, które czytają moje opowiadanie, nie jest ich wiele i raczej nie liczę, że będzie ich więcej, ale i tak sprawia mi to ogromną przyjemność, więc jeszcze raz bardzo dziękuję i obiecuję, że postaram się ulepszyć zarówno wygląd bloga, jak i same posty. :)


/Diana



What happened? 2 #16

Of diary Adele

         'Adele!' - tata złapał mnie w pasie akurat kiedy się potknęłam.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na podłogę skropioną moją krwią, a potem na nogi. Rozciągnęłam niezagojone rany i całkowicie się otworzyły.
Tata wciąż mnie trzymał, a do pokoju wbiegła reszta.
'Nie mogę stać.' - wyszeptałam mu prosto do ucha.
'Wiem, spokojnie.' - odwzajemnił ten gest i poprawił ręce, żeby mnie podnieść. W momencie kiedy układał mnie z powrotem na łóżku pani Bell podeszła do okna. Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę. Czekałam.
'Hej...' - zwołała wszystkich półszeptem.
Nie patrzyłam i starałam się nie słuchać, ale właśnie kiedy się tak staram słyszę i czuję wszystko najlepiej. Czułam jak wszystkim zmienia się wyraz twarzy, jak otwiera się okno i jak ktoś odrywa od szyby te zdjęcie.
'Co do cholery...' - usłyszałam mruknięcie pana Bell.
         Otworzyłam oczy i mimowolnie spuściłam kilka łez.
Pan Bell szybko schował zdjęcie Clarie za plecy.
'Przecież widziała.' - westchnął tata.
'Och..'
'Adele? Nie bój się... ktoś musiał zrobić sobie kiepskie żarty.' - mama wytarła mi oczy chusteczką.
'Wiem...' - skłamałam. Nic nie wiem.
'Coś tu pisze...' - wszyscy jednocześnie skierowaliśmy wzrok na tatę Nelly.
'Gdzie?' - zapytała moja mama i podeszła bliżej.
'Na odwrocie zdjęcia.'
'Co?' - wychyliłam się, żeby zobaczyć.
'Nic.' - ucięła mama.
'Przecież widzę, że...'
'Pokażmy jej.'
'Matthew!'
'Powinna to przeczytać.'
'Zwariowałeś?'
'Sarah, chcesz to przed nią ukrywać? Już i tak jest wystraszona, będzie się domyślać i zadręczać. Poza tym za kilka miesięcy będzie pełnoletnia.'
'To nie jest dobry wybór. Nie rozumiesz, że to nie możliwe? Ktoś chce ją wystraszyć! Już mówiłam, że to żart!'
'Cyjanowodór i żyrandol to też żart?! Zrozum w końcu, że ktoś chce ją zabić!'
Zapadła cisza.
         Musiałam kontrolować tyle rzeczy na raz, nierównomierne oddechy, trzęsienie ciała, przyśpieszone bicie serca, łzy wyślizgujące się z oczu, kręcenie w głowie i zabójcze myśli. W końcu się poddałam. Rozluźniłam mięśnie i pozwoliłam sobie wypłakać się w poduszkę. Wiedziałam, że na mnie patrzyli. Bardzo długo. Uroniłam jeszcze wiele łez zanim do pokoju dotarł dźwięk otwierających się drzwi. Wtedy pan i pani Bell poszli przywitać Nelly, a moi rodzice wciąż siedzieli obok mnie. Zaczynałam się uspokajać, byłam zmęczona płaczem i zmartwieniami, ale cichy pisk mamy Nelly znów mnie sparaliżował.
'Co się stało?' - oderwałam mokrą i rozgrzaną twarz od poduszki i spojrzałam na rodziców.
'Nie wiem. Sprawdzę.' - powiedział tata i wyszedł do salonu.
'Nie przejmuj się. Wszystko będzie dobrze. Jak zawsze. Tylko... musisz pojechać na obóz w Brighton.' - położyła mi delikatnie dłoń na plecach i zaczęła masować.
Skinęłam głową.
W pokoju znów pojawił się tata.
'I co?' - zapytała mama.
'Lepiej sama idź się dowiedzieć.' - odpowiedział dysząc jakby właśnie przebiegł pięć kilometrów.
Mama niespokojnie się podniosła i szybko opuściła pokój.
Tata usiadł obok mnie na łóżku i odgarnął mi włosy za ucho.
'Adele... na tym zdjęciu pisało ,,Znajdę cię'', a Nelly powiedziała, że w tej restauracji była Clarie. - lekko się odsunął - Ciii. Uznałem, że powinnaś wiedzieć.'

/Diana

piątek, 20 lutego 2015

What happened? 2 #15

Of diary Nelly

         Wyskrobałam w zeszycie nazwisko ,,Stella Curiel'' i uśmiechnęłam się przyjaźnie do blondynki siedzącej naprzeciwko mnie. Sama w to nie wierzę, ale zrobiłam to, gawędziłam jak z przyjaciółką z dziewczyną, w którą pół godziny temu miałam ochotę rzucić nożem. 
'O co chcesz zapytać najpierw?' - wzięła do ręki czerwoną przyprawę i zaczęła się nią bawić. 
'Właściwie co to?' 
Roześmiała się.
'To dotyczy tego kryminału? Cóż, to słodka papryka.' 
         Na moje dziwne pytanie ,,czy masz ochotę kogoś zabić?'', Stella odpowiedziała dość oschle: ,,To zależy. Po co tu przyszłaś?'. Ale w końcu udało nam się dojść do porozumienia. Opowiedziałam jej o tym co się u nas dzieje i o zeszycie. Przeczytała moje wcześniejsze zapiski i zareagowała bardzo entuzjastycznie, zaproponowała nawet, że udzieli mi 'wywiadu'. Zauważyłam, że Stella ma po prostu trudny charakter i bardzo lubi być w centrum uwagi, ale poza tym jest zupełnie nieszkodliwa. Zgodziłam się, bo doszłam do wniosku, że jednak coś na rzeczy być musi skoro ta ulotka była w mieszkaniu Adele. Usiadłyśmy więc przy stoliku numer 5 i wysłałyśmy Ben'a po coś do jedzenia (na koszt firmy).
         'Nie, po prostu byłam ciekawa. - spojrzałam na nią badawczo i zastanowiłam się dłuższą chwilę o co mogę ją zapytać - Opowiedz mi coś o sobie. - właśnie przysiadł się do nas Ben i postawił na stoliku trzy talerze z niewiarygodnie dużą ilością pieczonych ziemniaków w mundurkach i z kusząco wyglądającymi udkami kurczaka - O was.
'Hmm, okej. Mam 19 lat, a Benny 17. Rok temu wyjechaliśmy do Węgrzech na wakacje z rodzicami i po prostu zakochałam się w tamtejszej kuchni! Ben też!'
'Nie prawda.' - mruknął i wepchał sobie całego ziemniaka do buzi,a jego policzki zaczęły przypominać te chomika. 
Stella prychnęła i odrzuciła włosy do tyłu. Machnęłam ręką dając znać, żeby mówiła dalej.
'No więc po szkole sama przeprowadziłam się do Węgier i chciałam pracować w restauracji. Powiedzmy, że miałam łatwy start, bo mój chłopak, Newéki, był na zmywaku w takiej popularnej knajpce serwującej tradycyjno węgierskie potrawy. Nie ważne. Spodobałam się szefowi i prawie od razu zostałam pomocą kuchenną, a potem już tylko pięłam się w górę! Ale nagle postanowił wrócić taki stary pracownik, niby bardzo dobry i przejął moje stanowisko! A ja co?! Miałam zostać kelnerką!' - nagle zrobiła się czerwona ze złości i mocno uderzyła pięścią o stół, tak, że słodka papryka upadła na bok i sturlała się na podłogę. Podniósł ją Ben.
'Ochłoń.' - powiedział jednocześnie przeżuwając ziemniaka.
'Yhm. Mają za swoje. Zrezygnowałam i wróciłam do Anglii, a moja dobra koleżanka, która zajmowała się dostawą drobiu, Arana, zadzwoniła do mnie jakiś miesiąc po moim wyjeździe i powiedziała, że restauracja chyli się ku upadkowi, bo kucharzyna, którym mnie zastąpili 'wyszedł z wprawy' i wszyscy klienci skarżą się na gulasz, z którego słynęła ta nora. - wybuchnęła śmiechem w którym słychać było sporo satysfakcji - A ja?! Miałam pieniądze z czasów, kiedy jeszcze tam pracowałam, rodzice też się dołożyli i wreszcie kupiłam ten budynek. Kolega taty ma firmę budowlaną i wszystko pięknie zrobili, nie uważasz? I to prawie za darmo! Ponieważ mam doświadczenie i rodziców, którzy z kolei mają znajomości, dostałam oczywiście zezwolenie, żeby otworzyć własną restaurację. Musiałam wyprowadzić się do stolicy, ale to nie problem. A Ben przyjechał do mnie na wakacje, wiec zrobiłam mu szybkie szkolenie i wkręciłam lenia do pracy na lato! Niedawno mieliśmy otwarcie, a jak na razie chętnych nie brakuje, żeby skosztować mojego  p e r f e k c y j n e g o  gulaszu. A niech się oni wszyscy wypchają w tych Węgrzech! Zobaczysz, jeszcze o mnie usłyszą i pożałują!'
'Jesteś chora.' - stwierdził Ben i odszedł do kasy, gdzie czekało dwóch klientów.
'Zanotowałaś wszystko?' - nachyliła się i zajrzała do zeszytu.
'Tyle ile zdążyłam.'
'Strasznie mało. Mogę powtórzyć.'
'Nie, dzięki. Właściwie to przyszło mi do głowy konkretniejsze pytanie. Dlaczego taka nazwa? W tłumaczeniu na nasze to ,,zapach krwi''. '
'Dokładnie to 'aromat krwi', nie ufaj internetowym tłumaczom.'
Poczułam, że się czerwienię. Starałam się zachować poważny wyraz twarzy i kontynuować. Spojrzałam na zegarek, który miałam na ręce i stwierdziłam, że jestem tu niemal trzy godziny.
'Więc? Trochę muszę się streszczać.'
'Och, opowiesz o mnie Adele?'
'Na pewno. Możesz... odpowiedzieć?'
'Jasne. Zawsze byłam trochę świrnięta i te thriller'owe nazwy wydawały mi się tajemnicze i fascynujące, a w węgierskiej kuchni jest masa mięsa, a wiadomo, że mięso kiedyś żyło i w jego żyłach płynęła krew. Przynajmniej ja mam takie skojarzenia. Właściwie to czemu nie jesz udka? A no i... - pierwszy raz wydała mi się zmieszana -  Nie chcę nic sugerować ani kwalifikować się na twoją listę podejrzanych, ale szczerze mówiąc trochę kręci mnie to, że zabójca był w mojej restauracji.'
Popatrzyłam na nią zszokowana, a ona szybko powróciła do dawnego, pewnego tonu.
'Mówiłam : nie chcę nic sugerować. Po prostu zawsze byłam trochę ,,psych girl'.  - zachichotała - Musisz już iść czy opowiedzieć ci jeszcze o Benny'm?'
         Spojrzałam na chłopaka za ladą, który zapisywał zamówienie kobiety i prawdopodobnie jej syna. Nie sądziłam, żeby żadne z nich było winne którejś z dwóch tragedii, które się wydarzyły, ale pomyślałam, że mogę przecież jeszcze trochę tu pobyć.
Skinęłam głową.
Stella nagle spoważniała, a może nawet posmutniała?
'Ben od ośmiu lat ma monochromatyzm. Dokładniej Achromatopsję. To taka odmiana ślepoty barw. Wiesz, coś w stylu daltonizmu, tylko że on kompletnie nie widzi kolorów. Ma też problemy z widzem przy normalnym świetle. To przez małą ilość czopków w siatkówce. Pamiętam, że kiedy miał dziewięć lat przybiegł z płaczem do salonu i krzyczał, że nie widzi i błagał, żeby mama coś zrobiła. Pod wieczór pojechaliśmy wszyscy do lekarza, a on dał nam skierowanie do szpitala, zrobili badania i wykryli mu monochromatyzm. Doktor powiedział, że jest spora szansa, że znów zacznie widzieć normalnie i wszyscy naprawdę mieliśmy nadzieję, ale po dwóch latach zrozumieliśmy, że nic z tego. To niby nic takiego, ale Ben'owi to zniszczyło całe dzieciństwo, ciągle płakał i mówił, że kiedyś całkiem straci wzrok. Nawet teraz ma wielki kompleks na tym punkcie i kiedy ktoś tylko powie... no nie wiem, ,,jakie bezchmurne i  b ł ę k i t n e  jest dziś niebo' wpada w melancholie.'
Poczułam współczucie. Wyobraziłam sobie jakie to koszmarne dla dziecka nagle przestać widzieć kolory i czasem nie widzieć nic. A potem zalała mnie fala wyrzutów sumienia, powiedziałam do niego, że szukam 'rudej koleżanki'.
'Ale... poprawiło mu się trochę?'
'Tak, już widzi całkiem wyraźnie, oczywiście przy trochę przyciemnionym świetle, między innymi dlatego są tu te wielkie zasłony, ale jak mówiłam barwy nie wróciły.'
'W porządku, nie wiem czy wypada iść w takim momencie... - podniosłam się z miejsca - Ale naprawdę muszę.'
'Okej, nie martw się, nie musisz nam współczuć. - odchrząknęła i trochę się rozjaśniła - Ach, możesz to tylko dać Benniemu?' - podała mi pęk kluczy.
Skinęłam głową i nachyliłam się nad stolikiem, żeby ją przytulić. Już dawno ją polubiłam, ale kiedy opowiadała o Ben'ie poczułam do niej ogromną sympatię. Wcale nie jest taka jak na pierwszy rzut oka i obecnie mam o niej naprawdę dobre zdanie.
         Ruszyłam w stronę lady, zostawiając w tyle Stellę i otworzyłam usta, żeby zawołać Ben'a, ale w tej samej chwili wszedł przez jakieś drzwi. Prawdopodobnie do kuchni albo na zaplecze. Zawahałam się, nie wiedziałam czy mogę, ale w końcu weszłam za nim.
'Hej, Ben, Stella prosiła, żeby dać ci te klucze.'
Tak, to było zaplecze.
Odwrócił się.
'Dzięki.'
Kątem oka rozejrzałam się po małym, kwadratowym pomieszczeniu w którym tkwiło tylko biurko, komputer i pojemnik z wodą.
'Co robisz?' - zapytałam wyglądając za jego plecy.
'Oglądam nagrania kamer z otwarcia. Stella prosiła, żebym je przejrzał, bo ktoś zwinął cały stojak serwetek. Bezsens. Czemu pytasz?'
'Bo... - zmrużyłam oczy - Wydaje mi się, że kiedyś widziałam kobietę z taką fryzurą. Możesz puścić dalej?'
Odsunął się, żebym lepiej widziała i wcisnął klawisz na klawiaturze.
Ekran ruszył. Kobieta na którą zwróciłam uwagę obróciła się i spojrzała prosto do kamery, miałam wrażenie, że patrzy w moje oczy.
'Clarie!'


/Diana

niedziela, 15 lutego 2015

What happened? 2 #14

Of diary Adele

         Nelly nie było już od ponad dwóch godzin. 
Najpierw mama grała ze mną w warcaby, później tata Neny puścił mi ,,Piąty element'', a jej mama przyniosła mi książkę ,,50  twarzy Grey'a''. Wszyscy chcieli mnie czymś zająć. Tylko mój tata poszedł do znajomego. I bardzo mu za to dziękuję, bo tak naprawdę nigdy nie mieliśmy dobrych relacji i zawsze, kiedy starał się spędzać ze mną czas przynosiło to fatalne skutki. Czasami myślę, że zaczął się mną interesować dopiero po tym jak porwała mnie Clarie, a i tak najmniej ze wszystkich. 
         Gdzie jest ta Nelly? Myślałam, że idzie tylko zobaczyć co to za miejsce. Ta restauracja nie jest daleko, jakieś dziesięć minut drogi. Nie da się tak długo jeść i... mogłabym wyliczać jeszcze długo! 
         Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i stukot ciężkich butów. Tata wrócił. Ale chyba teraz do mnie nie przyjdzie? 
'Och, dobrze, że jesteś! Matthew, słuchaj, wpadłyśmy z Dominicą na świetny pomysł i mam nadzieję, że go poprzesz...szperałyśmy trochę po internecie i...' - mama się zająknęła.
'O co chodzi Sarah?'
'Nie możemy wiecznie korzystać z gościnności państwa Bell...'
'Oczywiście nam to nie przeszkadza.' - przerwała mama Nelly.
'Taaak, ale nie. My możemy wrócić do mieszkania już za tydzień, ale co z Adele? Nie ma pewności, że byłaby bezpieczna, prawda? Wyobraź sobie tego samego dnia, 20 lipca, w Brighton jest organizowany obóz młodzieżowy. Wiesz do czego zmierzam. Adele by się ucieszyła.'
Nie, wcale nie! Z całych sił trzymałam kciuki, żeby tata się nie zgodził, znając go nie spodoba mu się ten pomysł.
'Tak... to rzeczywiście byłoby rozsądne.'
'Dziękuję!' - mama odetchnęła z ulgą i usłyszałam jak daje tacie całusa.
Odłożyłam na bok książkę i schowałam twarz w dłoniach. Jestem stracona. Nie posłuchają mnie, jestem przecież małą, głupią Adele której zdanie nigdy się nie liczy. Bo przecież od dwóch lat nie jestem sprawna umysłowo. Co z tego, że przez pół roku, dzień w dzień chodziłam do psychologa i siedzę zamknięta w domu?! Czym to się różni od tej głupiej piwnicy?! To właśnie w domu ktoś otruł mnie cyjanowodorem, a w tym pseudo bezpiecznym hoteliku podcięli linę w żyrandolu! Teraz chowają mnie u Nelly, a za tydzień mam jechać do Brighton, gdzie nie będzie nikogo bliskiego do opieki?! Czy oni wszyscy poszaleli?! Jak wrócę pewnie przeprowadzimy się na pustynię, żebym tylko była bezpieczna!
'MAMOOO!!!' - krzyknęłam wściekle i usiłowałam się podnieść, co nie było łatwe, zważywszy, że cały dzień leżę w łóżku i mam rozcięte trzy czwarte ciała.
'MAMOOO!!!' - powtórzyłam jeszcze bardziej nerwowo i złapałam się szafki, żeby się podciągnąć.
Udało mi się i wzięłam długi oddech, żeby znowu wrzasnąć. W tamtej chwili spojrzałam za okno.
'MAMO!!!' - wrzask zamienił się pisk. Drżącymi rękami odrzuciłam kołdrę i wyskoczyłam z łóżka uderzając bosymi stopami o panele. Rozcięte nogi wszczęły bunt i ból niemal zwalił mnie na ziemię. Zaczęłam płakać i nie przestając piszczeć z całej siły starałam się dobiec do drzwi.


/Diana

sobota, 7 lutego 2015

What happened? 2 #13

Of diary Nelly

         Stanęłam przed drzwiami restauracji i kilkakrotnie przeczytałam w myślach jej szyld.
Kiedy pierwszy raz ją mijałam nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi, nie wiedziałam jak ważna się okaże. Gdybym to zrobiła pewnie zaoszczędziłybyśmy sporo czasu. 
         Jakaś chuda kobieta w wielkim, słomianym kapeluszu weszła do środka. Poczułam dreszcz ekscytacji. Poprawiłam torbę, podeszłam do drzwi, pchnęłam je i zrobiłam krok do przodu. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam dookoła. 
         Ściany były w kolorze beżu, przy dużych, prostokątnych oknach wisiały długie, ciężkie, ciemno czerwone zasłony, które sprawiały, że w małym pomieszczeniu było ciemnawo. Na drewnianej podłodze były rozłożone trzy, okrągłe dywany w tym samym kolorze co zasłony. Stoliki też były małe, drewniane i okrągłe, ale było ich bardzo dużo jak na rozmiary sali, dlatego były wszędzie upchnięte i ściśnięte ze sobą. Na każdym stało menu, serwetki oraz sól, pieprz i jeszcze jakaś przyprawa w intensywnie czerwonym odcieniu. Naprzeciwko drzwi i mnie znajdowała się drewniana lada za którą stała średniego wzrostu blondynka o dziwnym typie urody. Właśnie rozmawiała z kobietą w kapeluszu. 
         Odeszłam na bok, żeby przepuścić tęgiego, wąsatego mężczyznę i wciągnęłam w nozdrza zapach gulaszu. a potem przypomniało mi się, że nie wzięłam ze sobą żadnych pieniędzy. Czy to nie dziwne, że przyszłam do restauracji i nie zamierzam nic jeść? W dodatku naprawdę zaczęłam robić się głodna. Właśnie zaczęłam rozważać czy jest sens wrócić się do domu, gdy usłyszałam obok siebie jakiś mocny głos. 
'Cześć, pomóc?' - odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka, miej więcej w moim wieku, miał poczochrane, jasno brązowe włosy, ciemne oczy i bardzo charakterystyczny podbródek, jego nos i usta przypominały trochę tej dziewczyny za ladą. Dziwne było to, że nie miał na sobie tego samego stroju z logiem restauracji co ona. 
'Pracujesz tu?' - spytałam trochę za bardzo podejrzliwie. 
'Tak. - skinął głową - Ale nie noszę tego kretyńskiego stroju.'
Skrzywiłam się. Nigdy nie widziałam, żeby pracownik zachowywał się tak lekceważąco w stosunku do pracy i klienta. 
'Twój szef nie jest zły?'
Roześmiał się i odchylił głowę do tyłu.
'Szef to moja siostra.'
Zdziwiłam się.
'To ta dziew...'
'Tak. - przerwał mi - nikogo więcej tu nie ma. Nie ważne. To co chcesz zamówić?'
Czułam, że się rumienię. 
'Nic. Ja przyszłam tu poszukać koleżanki.' - wbiłam wzrok w sufit. Brzmiałam przekonująco? A właściwie to czy to ważne? Dlaczego mieliby mnie o coś podejrzewać? Chyba, że podejrzewają, że ja ich o coś podejrzewam. Ale to tylko jeśli rzeczywiście miałabym powody, by to robić. Źrenice rozszerzyły mi się w nagłym przypływie strachu. Oczywiście, że mam powody. Znalazłam ulotkę ich restauracji w domu Adele zaraz po pojawieniu się cyjanowodoru. Właściwie to on i jego siostra są głównymi podejrzanymi. 
'A jak wygląda? Może ją widziałem.' - nagle jego z pozoru przyjazny uśmiech wydał mi się przerażający. Spojrzałam mu w oczy i zastanawiałam się czy to możliwe, że należą do psychopaty. Odrobinę zbyt głośno zaczerpnęłam powietrza.
'Ej?' - położył mi rękę na ramieniu i pochylił, by zbadać co mi jest. 
'Ruda.' - wysapałam. 
'Co?' - odsunął się.
'Moja koleżanka. Jest ruda.'
'Nie było tu żadnej dziewczyny o takim kolorze włosów. Dobrze się czujesz?'
'Nie. Lepiej pójdę do domu i tam na nią zaczekam.' - odwróciłam się i powoli sunęłam do drzwi z sercem w gardle. Całe zdeterminowanie i pewność siebie, a nawet ciekawość jakie w sobie miałam wczoraj wieczorem i dziś rano wyparowały. Bałam się jak wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłam Clarie. Nagle ktoś szarpnął mnie do tyłu i przez chwilę miałam wrażenie, że wyląduję na plecach, ale w połowie drogi ta sama osoba obróciła mnie mnie w miejscu i agresywnie wbiła mi nogi w podłogę. Poczekałam moment, aż odzyskam całkowitą orientację i uniosłam głowę. Przede mną stała siostra chłopaka z którym kilka sekund temu rozmawiałam, zresztą on stał za nią.
'Stella!' - rzucił z wyrzutem. 
Stella nie zwracała na niego uwagi, uśmiechała się od ucha do ucha i przyglądała się mojej twarzy przez długi czas, aż w końcu nie zdejmując rąk z moich ramion odwróciła się do brata i powiedziała:
'Przecież to Nelly Bell.'
Odskoczyłam i oparłam się o ścianę, żeby nie paść na kolana.
'Skąd mnie znasz?!' - krzyknęłam histerycznie, przykuwając wzrok połowy sali. 
'Nie żartuj. - uśmiechnęła się dziwnie i pokręciła głową - Zaczekajcie. Ben, przypilnuj, żeby nie uciekła.' 
Słysząc to miałam wielką ochotę rzucić się do drzwi i pobiec gdzieś na oślep ile sił w nogach, a powstrzymała mnie przed tym tylko jedna rzecz. Moje nogi straciły wszystkie mięśnie i podtrzymywały mnie tylko kruche kości, które runęłyby przy najmniejszym ruchu. Poza tym byłam pod obserwacją Ben'a. 
         Już chwilę później dobiegła do nas Stella wymachując gazetą. 
'Zobacz!' - rozprostowała ją na parapecie i wbiła palec w punkt obok nagłówka tak mocno, że jego koniuszek zrobił się czerwony. Ben odsunął go i odczytał głośno:
',,Adele Green i Nelly Bell, cudem żywe. Siła przyjaźni.'' '
Zesztywniałam. Przejechałam wzrokiem po gazecie. Pod nagłówkiem znajdowały się szeregi, małych, wydrukowanych słów, a niżej zdjęcia. Pierwsze przedstawiające dom Clarie, drugie mnie i Adele wsiadających do radiowozu z policjantem, który tamtego dnia odwiózł nas do domu, a ostatnie Clarie. Dokładniej... jej trupa. 
Łzy zaczęły ciec mi jedna za drugą, nie fatygowałam się ich ocierać, spuściłam głowę i starałam się ignorować słowa Stelli.
'No widzisz Ben? Mamy tu prawdziwą celebrytkę! Cała Anglia mówi tylko o nich. Hej, Nelly! Gdzie jest Adele? Przeżyła w ogóle to zderzenie z żyrandolem?' - wybuchła skrzeczącym śmiechem, a ja miałam ochotę dać jej w twarz. 
'Stella, opanuj się! Nie widzisz, że płacze?' - zganił ją Ben, a potem zaczęli się sprzeczać.
Chciałam wyjść, ale zdałam sobie sprawę, że jeśli to zrobię to już nigdy nie będę miała odwagi tu wrócić. Właściwie straciłam już wszystko, więc dlaczego nie zaryzykować? 
'Wiesz o nas bardzo dużo rzeczy. Może ja dowiem się czegoś o tobie? Na przykład dlaczego twoja ulotka była w mieszkaniu Adele od dnia podłożenia w jej pokoju trucizny? Albo raczej od razu spytam czy masz zamiar kogoś zabić.'


/Diana

czwartek, 5 lutego 2015

What happened? 2 #12

Of diary Adele

         'Az illat a vér to restauracja. Otworzyli ją na początku wakacji. Nie dawno byliśmy tam z tatą.'
'Chwila... obok banku?' - Nelly mówiła z wielką fascynacją i radością w głosie, co wprawiło jej mamę w pewną podejrzliwość.
'Taak, a co?'
Otrząsnęła się i przybrała obojętny wyraz twarzy, ale w jej oczach nadal tkwił błysk ekscytacji.
'No bo... ta nazwa obiła mi się o uszy, zastanawiałam się co to jest, w jakim języku i co oznacza. Bo wiesz... wszyscy teraz o tym mówią.'
Jej głos był niepewny, ale jej mama tylko wzruszyła ramionami.
'Kiedy Adele nabierze sił będziecie mogły tam iść.'
*
         'Nena, uważam, że lepiej byłoby, gdybyś poszła tam sama od razu.'
'Coś ty, nie zostawię cię samej.' - uśmiechnęła się, ale widziałam, że bardzo chciała to zrobić. 
Ogólnie wczuła się w to 'śledztwo'. Non stop pisze coś w zeszycie. Ma niezmienny wyraz twarzy, jakby ciągle o czymś myślała. Rozmawia ze mną tylko wtedy, kiedy chce zadać mi jakieś pytanie na temat tego co czułam wdychając cyjanowodór, jak to dokładnie było z żyrandolem albo czy nadal kogoś nie podejrzewam. Dawno nie była tak szczęśliwa jak wczoraj wieczorem, kiedy jej mama powiedziała o restauracji. Od rana nie może usiedzieć w miejscu, chodzi po całym domu albo maniakalnie macha nogami. Wygląda jakby nie mogła się czegoś doczekać. I doszłam do wniosku, że tak właśnie jest. Musi chodzić o tą restaurację. 
'Nie będę sama. Są tu nasi rodzice. Jeśli bardzo chcesz to poproszę mamę, żeby ze mną posiedziała, okej?'
'No nie wiem... jesteś pewna?'
'Jasne. Zanim znów będę mogła normalnie funkcjonować miną wieki, a i tak jakoś szczególnie mi się nie pali, żeby iść w miejsce o nazwie ,,zapach krwi''.'
'No... dobrze. Wszystko ci zrelacjonuję! - krzyknęła i natychmiast zerwała się na nogi. - W ogóle to wezmę zeszyt!'
'Już idziesz?! Tak od razu...?!'
Zastygła w miejscu.
'No... nie.' - nagle spochmurniała i spojrzała tęsknie na okno.
         Zastanawiałam się co może znaczyć ten wyraz jej oczu i wpadłam na to, że musi czuć się okropnie nie wychodząc z domu od tygodnia. Ciągle stara się żebym nie czuła się samotna i rezygnuje przez to z własnych potrzeb. Ona w przeciwieństwie do mnie nie jest domowniczką.
Ale miałam dziwne wrażenie, że nie chodziło tylko o to.
W każdym razie nie chciałam dalej jej męczyć.
'Chociaż... myślę, że powinnaś iść już teraz. Nie powinnyśmy tracić czasu.'
Na jej twarzy powoli odmalował się uśmiech i dosłownie w podskokach ruszyła w stronę szafy. Wyjęła z niej małą torebkę na ramię, przerzuciła ją przez siebie i włożyła do niej zeszyt. A potem wycelowała we mnie palcem.
'Najpierw poprosisz mamę, żeby została z tobą do mojego powrotu.'
Skwasiłam minę. Nienawidzę, kiedy ktoś usiłuje mnie kontrolować, ale w tym wypadku chyba zarówno rodzice jak i Nelly mają ku temu powody.
Skinęłam głową.

/Diana