Of diary Adele
Zamknęłam mokre od łez oczy i starałam się uporządkować myśli. O trzeciej w nocy wyszłam z domu, żeby pójść do Clarie. Okazało się, że Nelly, Ben i Stella przewidzieli co zrobię i poszli za mną. Stella zaczęła krzyczeć jak oszalała i ciskała kamieniami w kobietę, która okazała się być podobną do Clarie, ale nie była nią... Stłukła lampę i popchnęła mnie na latarnię. Prawie nie mogłam ruszać nogą. Jakiś mieszkaniec bloku wezwał policję. Ben i Stella uciekli. Nelly po mnie wróciła. Jeden z policjantów strzelił w miejsce nad jej ramieniem i zagroził, że jeśli się nie zatrzymamy, naprawdę nas trafi. Posłuchałyśmy się, a oni zabrali nas na komisariat. Przyjechali rodzice. Opowiedziałyśmy wszystko zgodnie z prawdą... prawie. Nie wspomniałyśmy o Ben'ie ani o tej kretynce. Rodzice musieli trochę zapłacić. Zabrali nas do domu i zrobili awanturę. Do czasu wyjazdu do Brighton nie mogę wychodzić z domu i za bardzo rozmawiać z Nelly. A teraz próbuję zasnąć.
*
Cały tydzień jakoś zleciał. Nawet nie zauważyłam i nadszedł dzień w którym miałam jechać na obóz. Obudziłam się wtedy w południe. Byłam wyspana, ale zmęczona. Czułam się słaba i chora, mimo, że siniak już się wchłonął. To był innego rodzaju uraz. Siedziałam przy oknie i liczyłam. Dwanaście miesięcy byłam więziona przez Clarie, dwa tygodnie i sześć dni jestem zamknięta w domu przez rodziców. Oni wszyscy robią dokładnie to samo. Mają inne intencje, rozumiem to, ale ranią mnie i myślę, że to widzą.
Mama weszła do pokoju i spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziałam o co jej chodzi. Brak świeżego powietrza i słońca sprawił, że zbladłam i zmizerniałam.
'Na obozie będziecie codziennie chodzić na spacery.'
Nie odpowiedziałam jej. Odwróciłam wzrok i dalej liczyłam. Trzy dni w szpitalu...
'Adele... chciałabym pozwolić ci wyjść, ale powiedz mi, jak mam ci po tym wszystkim zaufać?'
Pokręciłam głową. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
'Już idę!' - usłyszałam głos pani Bell.
'Gdyby ktoś z tobą poszedł...' - zaczęła mama.
Obróciłam się szybko.
'Przecież Nelly może.'
'Nie... Nelly nie. Obie jesteście nieodpowiedzialne. Żeby rzucać kamieniami w niewinną kobietę? Zachowałyście się jak chuligani.'
Czułam jak czerwienię się ze złości. To wszystko wina Stelli. Gdyby nie ona, to nie wezwali by policji. W dodatku rodzice moi i Nelly musieli płacić za szkody, które wyrządziła, a my musimy ponosić karę. A ona uciekła i ma nas wszystkich gdzieś. A Ben...
'Dzień dobry.' - odezwał się Ben.
Ben?
'Przyszedł do ciebie Adele, chyba chce się pożegnać.' - powiedziała pani Bell i spojrzała na moją mamę niemalże błagając.
'No dobrze... Idźcie. - westchnęła - Ale za godzinę masz być w domu. Tata właśnie zmienia oponę w samochodzie.'
Zdziwiłam się i nie byłam pewna czy nie jestem na niego zła, ale szybko się zgodziłam, bo to była ostatnia okazja, żeby wyjść z domu przed wyjazdem.
*
'Uciekłyście?' - zapytał, kiedy tylko zamknęłam za nami drzwi.
'A jak myślisz? Przez twoją siostrę miałam wielkiego siniaka na prawej nodze.'
'Przykro mi. Stella taka już jest. Przecież to nie moja wina. Nie zabierałem jej tam ze sobą, sama się domyśliła.'
'Taka już jest?! Wiesz co?! Po tym wszystkim jesteś bezczelny, że do mnie przyszedłeś!'
'Przecież ja nic nie zrobiłem!'
'Nie obchodzi mnie to! Nie chcę widzieć twojej siostry ani ciebie! Ja i Nelly też nic nie zrobiłyśmy, ale to my pojechałyśmy na komisariat i to nasi rodzice musieli płacić za to co Stella zrobiła!'
'No to przepraszam za nią! Możemy oddać wam pieniądze!'
'Teraz jest już za późno! Nic od was nie chcę! W ogóle... wracam do domu!'
'Adele! No czekaj!'
'Czego ty jeszcze chcesz?'
'Kiedy wracasz z obozu?'
'Skąd wiesz o obozie?'
'Nelly mi wcześniej powiedziała.'
'Nie ważne. I tak się więcej nie zoba...!' - zamilkłam, bo nagle jego wyraz twarzy zupełnie się zmienił. Delikatnie uniósł brwi, jego ciemne oczy w sekundę rozjaśniły się i stały się błękitne, zaczerwieniły mu się policzki, podszedł do mnie, złapał za moje ramiona, nachylił się i spojrzał mi w oczy.
'Co do cholery...?' - rzuciłam zestresowana.
'Masz niebieskie oczy.' - powiedział powoli i jakby z wątpliwością.
'No...' - dałam radę wykrztusić.
Uśmiechnął się, ale raczej bardziej do siebie niż do mnie. Byłam zmieszana. Odepchnęłam go.
'O co ci chodzi?!' - wrzasnęłam z wyrzutem.
Nie przestawał się uśmiechać, w oczach stanęły mu łzy, spuścił tylko jedną.
'O co...?' - powtórzyłam, ale tym razem niepewnie i piskliwie.
'Adele, mam Achromatopsję.' - powiedział to tak radośnie, że miałam wątpliwości czy to na pewno choroba.
'Co?'
'Ślepotę barw.' - sprostował.
'No wiem, ale... powiedziałeś, że mam niebieskie oczy.'
'No właśnie! - wykrzyknął - Od dziesięciu lat w ogóle nie widziałem większości kolorów, a tu nagle twoje oczy.., są bardzo ładne. I masz żółtą bluzkę?'
'Pomarańczową...'
'Prawie!' - zaśmiał się.
'Od dziesięciu lat? I akurat teraz? Jak to możliwe?'
'Nie wiem. Wtedy lekarz powiedział, że mogę wyzdrowieć, ale minęło tyle czasu...' - zapłakał ze wzruszenia.
'Cieszę się.' - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
'No wiem, ale... powiedziałeś, że mam niebieskie oczy.'
'No właśnie! - wykrzyknął - Od dziesięciu lat w ogóle nie widziałem większości kolorów, a tu nagle twoje oczy.., są bardzo ładne. I masz żółtą bluzkę?'
'Pomarańczową...'
'Prawie!' - zaśmiał się.
'Od dziesięciu lat? I akurat teraz? Jak to możliwe?'
'Nie wiem. Wtedy lekarz powiedział, że mogę wyzdrowieć, ale minęło tyle czasu...' - zapłakał ze wzruszenia.
'Cieszę się.' - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
*
Wsiadłam do auta razem z tatą i oparłam głowę o szybę.
Państwo Bell żegnali mnie bardzo długo i serdecznie, mama prawie się popłakała i machała mi dłonią na pożegnanie, niczym jedwabną chustką, miałam wrażenie, że nie jadę na obóz, tylko na wojnę. Nelly nie było w domu, więc się ze mną nie pożegnała. Było mi smutno, bo tej nocy, w którą odbyła się nasza przygoda z policją, dwa razy prawie się pogodziłyśmy, a teraz.. nic. Dwa tygodnie spędzę na obozie z obcymi ludźmi, w obcym mieście.
Ruszył silnik. Przejechaliśmy płynnie po idealnie równej drodze, a promienie słońca raziły mnie w oczy. Tata podał mi okulary przeciwsłoneczne. Wyjrzałam przez szybę. Zobaczyłam idącą drogą Nelly, wracała ze sklepu, w ręku trzymała siatkę z zakupami. Kiedy nas zobaczyła zatrzymała się. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Podniosła smutno rękę i machnęła mi na pożegnanie. Nie zdążyłam odmachać, wjechaliśmy na inną ulicę zostawiając w tyle Nelly, mamę, państwo Bell, dom i zabójcę.