niedziela, 26 kwietnia 2015

What happened 2 #24

Of diary Adele

          Zamknęłam mokre od łez oczy i starałam się uporządkować myśli. O trzeciej w nocy wyszłam z domu, żeby pójść do Clarie. Okazało się, że Nelly, Ben i Stella przewidzieli co zrobię i poszli za mną. Stella zaczęła krzyczeć jak oszalała i ciskała kamieniami w kobietę, która okazała się być podobną do Clarie, ale nie była nią... Stłukła lampę i popchnęła mnie na latarnię. Prawie nie mogłam ruszać nogą. Jakiś mieszkaniec bloku wezwał policję. Ben i Stella uciekli. Nelly po mnie wróciła. Jeden z policjantów strzelił w miejsce nad jej ramieniem i zagroził, że jeśli się nie zatrzymamy, naprawdę nas trafi. Posłuchałyśmy się, a oni zabrali nas na komisariat. Przyjechali rodzice. Opowiedziałyśmy wszystko zgodnie z prawdą... prawie. Nie wspomniałyśmy o Ben'ie ani o tej kretynce. Rodzice musieli trochę zapłacić. Zabrali nas do domu i zrobili awanturę. Do czasu wyjazdu do Brighton nie mogę wychodzić z domu i za bardzo rozmawiać z Nelly. A teraz próbuję zasnąć. 
*
          Cały tydzień jakoś zleciał. Nawet nie zauważyłam i nadszedł dzień w którym miałam jechać na obóz. Obudziłam się wtedy w południe. Byłam wyspana, ale zmęczona. Czułam się słaba i chora, mimo, że siniak już się wchłonął. To był innego rodzaju uraz. Siedziałam przy oknie i liczyłam. Dwanaście miesięcy byłam więziona przez Clarie, dwa tygodnie i sześć dni jestem zamknięta w domu przez rodziców. Oni wszyscy robią dokładnie to samo. Mają inne intencje, rozumiem to, ale ranią mnie i myślę, że to widzą. 
          Mama weszła do pokoju i spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziałam o co jej chodzi. Brak świeżego powietrza i słońca sprawił, że zbladłam i zmizerniałam. 
'Na obozie będziecie codziennie chodzić na spacery.'  
Nie odpowiedziałam jej. Odwróciłam wzrok i dalej liczyłam. Trzy dni w szpitalu...
'Adele... chciałabym pozwolić ci wyjść, ale powiedz mi, jak mam ci po tym wszystkim zaufać?' 
Pokręciłam głową. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. 
'Już idę!' - usłyszałam głos pani Bell. 
'Gdyby ktoś z tobą poszedł...' - zaczęła mama. 
Obróciłam się szybko. 
'Przecież Nelly może.'
'Nie... Nelly nie. Obie jesteście nieodpowiedzialne. Żeby rzucać kamieniami w niewinną kobietę? Zachowałyście się jak chuligani.'
          Czułam jak czerwienię się ze złości. To wszystko wina Stelli. Gdyby nie ona, to nie wezwali by policji. W dodatku rodzice moi i Nelly musieli płacić za szkody, które wyrządziła, a my musimy ponosić karę. A ona uciekła i ma nas wszystkich gdzieś. A Ben...
'Dzień dobry.' - odezwał się Ben. 
Ben?
'Przyszedł do ciebie Adele, chyba chce się pożegnać.' - powiedziała pani Bell i spojrzała na moją mamę niemalże błagając. 
'No dobrze... Idźcie. - westchnęła - Ale za godzinę masz być w domu. Tata właśnie zmienia oponę w samochodzie.'
Zdziwiłam się i nie byłam pewna czy nie jestem na niego zła, ale szybko się zgodziłam, bo to była ostatnia okazja, żeby wyjść z domu przed wyjazdem. 
          'Uciekłyście?' - zapytał, kiedy tylko zamknęłam za nami drzwi. 
'A jak myślisz? Przez twoją siostrę miałam wielkiego siniaka na prawej nodze.' 
'Przykro mi. Stella taka już jest. Przecież to nie moja wina. Nie zabierałem jej tam ze sobą, sama się domyśliła.'
'Taka już jest?! Wiesz co?! Po tym wszystkim jesteś bezczelny, że do mnie przyszedłeś!' 
'Przecież ja nic nie zrobiłem!' 
'Nie obchodzi mnie to! Nie chcę widzieć twojej siostry ani ciebie! Ja i Nelly też nic nie zrobiłyśmy, ale to my pojechałyśmy na komisariat i to nasi rodzice musieli płacić za to co Stella zrobiła!'
'No to przepraszam za nią! Możemy oddać wam pieniądze!'
'Teraz jest już za późno! Nic od was nie chcę! W ogóle... wracam do domu!' 
'Adele! No czekaj!'
'Czego ty jeszcze chcesz?'
'Kiedy wracasz z obozu?'
'Skąd wiesz o obozie?'
'Nelly mi wcześniej powiedziała.'
'Nie ważne. I tak się więcej nie zoba...!' - zamilkłam, bo nagle jego wyraz twarzy zupełnie się zmienił. Delikatnie uniósł brwi, jego ciemne oczy w sekundę rozjaśniły się i stały się błękitne, zaczerwieniły mu się policzki, podszedł do mnie, złapał za moje ramiona, nachylił się i spojrzał mi w oczy. 
'Co do cholery...?' - rzuciłam zestresowana. 
'Masz niebieskie oczy.' - powiedział powoli i jakby z wątpliwością. 
'No...' - dałam radę wykrztusić. 
Uśmiechnął się, ale raczej bardziej do siebie niż do mnie. Byłam zmieszana. Odepchnęłam go.
'O co ci chodzi?!' - wrzasnęłam z wyrzutem. 
Nie przestawał się uśmiechać, w oczach stanęły mu łzy, spuścił tylko jedną. 
'O co...?' - powtórzyłam, ale tym razem niepewnie i piskliwie. 
'Adele, mam Achromatopsję.' - powiedział to tak radośnie, że miałam wątpliwości czy to na pewno choroba. 
'Co?'
'Ślepotę barw.' - sprostował.
'No wiem, ale... powiedziałeś, że mam niebieskie oczy.'
'No właśnie! - wykrzyknął - Od dziesięciu lat w ogóle nie widziałem większości kolorów, a tu nagle twoje oczy.., są bardzo ładne. I masz żółtą bluzkę?'
'Pomarańczową...'
'Prawie!' - zaśmiał się.
'Od dziesięciu lat? I akurat teraz? Jak to możliwe?'
'Nie wiem. Wtedy lekarz powiedział, że mogę wyzdrowieć, ale minęło tyle czasu...' - zapłakał ze wzruszenia.
'Cieszę się.' - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
*
          Wsiadłam do auta razem z tatą i oparłam głowę o szybę. 
Państwo Bell żegnali mnie bardzo długo i serdecznie, mama prawie się popłakała i machała mi dłonią na pożegnanie, niczym jedwabną chustką, miałam wrażenie, że nie jadę na obóz, tylko na wojnę. Nelly nie było w domu, więc się ze mną nie pożegnała. Było mi smutno, bo tej nocy, w którą odbyła się nasza przygoda z policją, dwa razy prawie się pogodziłyśmy, a teraz.. nic. Dwa tygodnie spędzę na obozie z obcymi ludźmi, w obcym mieście. 
          Ruszył silnik. Przejechaliśmy płynnie po idealnie równej drodze, a promienie słońca raziły mnie w oczy. Tata podał mi okulary przeciwsłoneczne. Wyjrzałam przez szybę. Zobaczyłam idącą drogą Nelly, wracała ze sklepu, w ręku trzymała siatkę z zakupami. Kiedy nas zobaczyła zatrzymała się. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Podniosła smutno rękę i machnęła mi na pożegnanie. Nie zdążyłam odmachać, wjechaliśmy na inną ulicę zostawiając w tyle Nelly, mamę, państwo Bell, dom i zabójcę.

/Diana



sobota, 25 kwietnia 2015

What happened? 2 #23

Of diary Nelly

          Obróciłyśmy głowy w tym samym czasie. Przed oczami zamajaczyło się światło bijące z wnętrza budynku, w drzwiach stała niewyraźna postać. Ale na pewno była to kobieta. Trzymała coś w ręku. Wytężyłam wzrok i zauważyłam, że ulatuje z tego dym. Papieros.
'Co? - zwróciła się do nas - Po coście tu przyleźli?'
Nie rozpoznałam barwy jej głosu, ale może to dlatego, że minęły dwa lata, a i tak wtedy Clarie niewiele mówiła.
'Jak to 'po co'?! Powinnaś dawno leżeć w grobie szmato!' - wydarła się Stella i wyrwała się do przodu.
'Słucham?' - sylwetka wysunęła się z rażącego światła i wtedy dokładnie zobaczyłam jej twarz.
'To nie...' - zaczęłam, ale zagłuszyły mnie następne wyzwiska i groźby Stelli, które były tak wulgarne i dziwne, że dreszcz przebiegł mi po plecach. To jest karalne! Ale kiedy Adele zaczęła krzyczeć do Stelli, żeby przestała, ona odepchnęła ją na bok, podniosła z ziemi kamień i wycelowała w wystraszoną kobietę. Spudłowała. Kamień trafił w lampę nad drzwiami i ją stłukł. Szkło i iskry tryskały na wszystkie strony. Kobieta złapała się za głowę, żeby nie wbił się w nią jakiś odłamek i piszczała. Spanikowana poszukałam wzrokiem Adele. Stella popchnęła ją na latarnię, uderzyła się w ranę na nodze i upadła. Zrobiła się czerwona i zaszkliły jej się oczy, z rany wypłynęła strużka krwi. Podałam jej rękę i pomogłam się podnieść. W oknach rozbłysnęły światła i zaczęły pojawiać się w nich zaciekawione twarze. Stella nie zwracała na nic uwagi i ciągle ciskała kamieniami w stronę drzwi.
'Ona jest nienormalna...' - powiedziałam sama do siebie.
          Nagle usłyszałam syrenę. Zesztywniałam, po chwili powoli się obróciłam. Zobaczyłam na końcu ulicy szybko zbliżający się, migający punkt.
'Policja!' - krzyknął Ben.
Stella zastygła w bezruchu na to słowo i przez chwilę wsłuchiwała się w dźwięk syreny. Kiedy był tak blisko, że zaczęła boleć głowa wystartowała do biegu. Zgrabnie przeskoczyła wysoki krawężnik i przebierając nogami z prędkością geparda zaczęła się oddalać. Patrzyłam jak niknie we mgle i ciemności. Po chwili Ben też zaczął uciekać. Obrócił się tylko w biegu i starał się przekrzyczeć pisk syreny.
'Ruszcie się!'
Otrząsnęłam się i zaczęłam biec w stronę miejsca gdzie sosny rosły w mniejszych odstępach, tam z łatwością się zakamufluję, a jakieś sto metrów dalej obok mojego liceum jest 'sosnowa dróżka', w której niegdyś miałam bliskie spotkanie z panem Garett'em, przeczekam tam to całe zamieszanie razem z Adele. Adele...
'Adele!' - odwróciłam się i zobaczyłam jak zapłakana z zaciśniętymi powiekami stara się biec z wielkim sińcem na prawej nodze. Po Stelli i Ben'ie nie było już śladu. Ja też byłam blisko. Adele tkwiła na początku i mimo, że widziałam jak próbuje, to i tak prawie nie ruszała się z miejsca. Nagle przed oczami pojawił mi się radiowóz. Z piskiem opon zahamował przy chodniku, wypadło z niego dwoje policjantów, którzy natychmiast rzucili się w stronę Adele.
          Podskoczyłam w miejscu i zawróciłam. Byli jeszcze odpowiednio daleko... Szybko do niej dobiegłam, chociaż nogi miałam jak w waty. Złapałam ją za rękę i z całych sił ciągnęłam za sobą. Naprawdę była szansa, że uda nam się dobiec. Nie odwracałam się. Skupiłam się na biegu. Starałam się równo oddychać i trochę uspokoić, ale marnie mi to szło.
'Doganiają nas.' - wysapała.
Zaczęłam się zastanawiać czy sensowniej nie byłoby się zatrzymać i poddać bez walki, może wtedy lżej by nas ukarali. Ale dalej biegłam. Nie miałam odwagi, żeby się zatrzymać. Nie mogłam zawieść Adele. Ignorowałam krzyki i groźby policjantów. Patrzyłam tylko w miejsce do którego mam dopiec, ściskałam mocno dłoń Adele i usiłowałam przyśpieszyć.
'Zatrzymali się.' - pisnęła.
'Co?!'
'Chyba się zmęczyli, zatrzymali si...!'
Usłyszałam huk strzału, a kula przeleciała nad moim ramieniem.
'Zatrzymać się, bo was rozstrzelę!'


/Diana

niedziela, 19 kwietnia 2015

What happened? 2 #22

Of diary Adele

          Whitcomb to ładna, spokojna ulica. Przechodziłam tędy kiedyś z rodzicami. Zawsze dobrze mi się kojarzyła. Ale wielki, zielony blok ze złotą cyferką '5' był jakby zakalcem. No bo... wśród tylu sosen, które tak rzadko rosną w Anglii przy ulicach, pięknych, symetrycznych blokach i kamieniczkach, ten budynek bez kilku czarnych dachówek i z białymi, odrapanymi z farby, drewnianymi deskami, które dosłownie wisiały i wydawało się, że w każdej chwili mogą spaść wchodzącemu do bloku na głowę, sam w sobie był odpychający, a w nocy, kontrastujący z stojącym obok niego łysym, chudym drzewem o długich, krzywych gałęziach niczym z horroru, mógł wydawać się nawet straszny. A co dopiero dla mnie, kiedy wiedziałam, że na jego ostatnim piętrze mieszka sobie Clarie Meynard. Idealnie pasowała do tego miejsca.
          Zrobiłam krok do przodu i zaczęłam mieć wątpliwości. Czy na pewno tego chcę? Nie łatwiej byłoby powiedzieć wszystko rodzicom i czekać, aż policja się tym zajmie?
Usłyszałam za sobą głucho dudniące o mokry chodnik kroki. Czy to normalne, że ktoś spaceruje o wpół do czwartej rano obok mieszkania psychopatki? Nie, nie... na pewno histeryzuję. To tak jakbym pod wieczór szła do sklepu, zobaczyła przy nim bezdomnego mężczyznę i uciekła z myślą, że stoi tam tylko po to, żeby zrobić krzywdę pierwszej dziewczynce, która obok niego przejdzie. To istnie dziecinne.
Właśnie zaczęłam się uspokajać, kiedy nieznajomy położył mi ręce na ramionach. Zesztywniałam.
'A ty gdzie się wybierasz?'
'Ben?!' - zrzuciłam jego dłonie z ramion i odwróciłam się nie wierząc, że to naprawdę się dzieje. Dopiero kiedy zobaczyłam jego twarz uświadomiłam sobie, że naprawdę dokładnie domyślił się, co planuję i w dodatku przylazł tu po... nie wiem po co.
'Po co tu przyszedłeś?!' - wydarłam się na  niego, po części, bo chciałam poznać odpowiedź, a po części, bo zamierzałam pokazać mu, że jestem wściekła.
'Nie krzycz tak, zapomniałaś gdzie jesteśmy? - powiedział spokojnie - Jestem tu, żebyś nie zrobiła niczego głupiego.'
'Nie wierzę. Rozumiem, Nelly. Jest moją przyjaciółką... była. No i po części sama miała do czynienia z Clarie. Ale ty?! Kim ty dla mnie jesteś?! I co ty w ogóle wiesz o Clarie?!'
'Miałaś nie krzyczeć.' - upomniał mnie lekko podnosząc głos.
'Wracaj do domu.' - rozkazałam i odwróciłam się.
'Nie!'
Uśmiechnęłam się z przekąsem.
'Nie krzycz.'
'Adele, nie żartuj sobie. Wiem, że znamy się od niedawna... od wczoraj, no i wcale nie tak dobrze, ale już jestem częścią tej historii.'
'Jakiej znowu historii? Chrzanisz.'
'Może, ale to nie zmienia faktu, że to ja powiedziałem ci, gdzie mieszka Clarie i gdyby nie ja, nie byłoby cię tu. A kiedy rano wrócisz do domu, będę mógł powiedzieć, że gdyby nie ja, nie wróciłabyś w jednym kawałku.' - powiedział pewnie i w jego spojrzeniu widziałam, że był dumny z tej wypowiedzi.
'Więc uważasz, że bez ciebie sobie nie poradzę?'
'Nie. Uważam, że gdybyś dała komukolwiek sobie pomóc, po prostu poradziłabyś sobie lepiej. Nie chciałem być zuchwały.'
'Ale ja nie potrzebuję pomocy.'
'No dobra... więc może 'zespół' będzie brzmiał lepiej? Co ty na to? Spółka? Współpraca? Sojusz?'
'Nigdy nie lubiłam pracy w grupie - uśmiechnęłam się - Ale trochę się boję, więc...'
'Serio?' - to zabrzmiało tak, jakby mu ulżyło.
'Tak, a co? To coś dziwnego?'
'Nie, po prostu...'
'Zdążyłam!' - zobaczyłam biegnącą w rozsznurowanych trampkach i piżamie półprzytomną Nelly i mimo, że zwykle szok i gniew są silniejszymi uczuciami, to nie mogłam powstrzymać śmiechu, kiedy potknęła się o krawężnik i jedną nogą wpadła w kałuże.
'Kurde!' - krzyknęła jednocześnie ziewając.
Pozbierałam się zanim podniosła wzrok i zdążyłam zrobić wściekłą minę.
'Co ty sobie myślisz?!' - wrzasnęłam.
Poczułam na sobie jednoznaczne spojrzenie Ben'a. Słyszał, że w jednej chwili śmiałam się i to dość życzliwie, a potem przybrałam zupełnie inną twarz. Mógł pomyśleć, że tylko udaję, że jestem na nią zła, ale... właściwie co mnie to obchodzi?
'Adele, zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, to uświadom sobie, że nie zarwałabym nocy i wyszła o trzeciej z domu, tylko po to, żeby zrobić ci na złość.'
'Dobra, już i tak jest tutaj Ben, więc..'
'No właśnie. Ben, co tu robisz?'
'Ty i Stella chciałyście pozwolić, żeby poszła sama do Clarie, więc musiałem coś zrobić!'
'Wcale nie miałam zamiaru pozwolić, żeby stało jej się coś złego! Przecież tu jestem! I wiesz co?! To tylko sprawa Adele i moja! Żałuję, że powiedziałam o tym tobie i Stelli!'
Oczy same otworzyły mi się ze zdziwienia.
'Nelly... ty mówisz dokładnie tak jak ja.'
Zmieszała się.
'Serio? - zaśmiała się pod nosem - To pewnie przez to, że jestem taka zmęczona. Ale Adele, ja naprawdę nie chcę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę, nigdy tego nie chciałam ani nie było mi to obojętne i strasznie cię prze...'
'Jak dzieci!' - powoli podeszła do nas Stella, jednocześnie klaskając.
'Ty też?!' - krzyknął Ben.
'Tak, ale w przeciwieństwie do was, ja wiedziałam, że przyjdziemy wszyscy. Jesteście strasznie przewidywalni.'
Zawstydziłam się. Byłam pewna, że nikt się nie domyśli co planuję. Ale może to lepiej? Kiedy już tam stałam, tak naprawdę cieszyłam się, że nie jestem sama.
'Okej, mamy do siebie zero zaufania. Jeśli mamy rozwiązać tą sprawę razem, to musimy być ze sobą szczerzy, jasne?' - zabrał głos Ben.
'A co ty do tego nagle taki chętny braciszku?'
'Hej! Nie było mowy o żadnym 'razem'. To was nie dotyczy. Tylko ja mogę się wtrącać.' - odezwała się Nelly.
'Serio? Wczoraj ćwierkałaś coś całkiem innego.' - zmarszczyła brwi Stella.
'Za późno, już o tym wiemy i chcemy pomóc - Ben spojrzał na mnie - Sory, nie 'pomóc'. Chcemy brać w tym udział.'
'Bardzo dziękujemy za pomoc, ale to już koniec. Nie to nie.'- naciskała.
I w mgnieniu oka zrobił się straszny harmider. Nelly i Stella zaczęły na siebie wrzeszczeć. Ben coś tam im tłumaczył, ale nikt go nie słuchał. Sekundę zanim zaczęłyby sypać się wyzwiska, postanowiłam coś powiedzieć.
'Przestańcie! Źle zrobiłam. Dziękuję Nelly, że tak bronisz moich wartości, ale zmieniłam zdanie. Chcę, żebyście wszyscy mi pomogli. Możemy być zespołem, spółką, sojuszem czy czym tam jeszcze. Ale jest jeden warunek : nie mówimy nikomu więcej. Okej?'
Wszyscy zamilkli. Naprawdę mnie słuchali.
'Okej.' - zgodziła się pierwsza Stella.
'Tak.' - kiwnął głową Ben.
'A, Nelly... - powiedziałam, zanim zdążyła otworzyć usta - Wcale się w wtrącasz i miałaś rację, że jestem trochę... zaborcza... i wredna. Zawsze bardzo mi pomagałaś, dwa lata temu gdyby nie ty, to... no. Chcę cię tylko prze...'
'Hej, czy to nie Clarie?' - zadźwięczał mi w uszach głos Stelli.


/Diana

sobota, 18 kwietnia 2015

What happened? 2 #21

Of diary Nelly

          'Stella, chcesz, żeby Adele sama poszła do Clarie? Dobrze wiesz co się stało dwa lata temu. Ona nie może.'
'Wiesz dlaczego się kłócicie? Bo nie pozwalasz jej samej podejmować decyzji, które jej dotyczą.'
'Bzdura! Kłóci się tylko ona i to przez jej ego! A co do tego, że się rządzę, to dlatego, że Adele nie robi nic rozsądnego! Sama widziałaś!'
'No właśnie. Raz się sparzy i się nauczy!' - wykrzyknęła i wyrzuciła do góry ręce.
Sparzy się?
'Wiecie co? Jesteście nienormalne. To się źle skończy.' - odezwał się Ben.
'Przymknij się Benny! Wiem co mówię.'
'Nelly, naprawdę chcesz jej słuchać?' - puścił jej słowa mimo uszu i zwrócił się do mnie.
Wzruszyłam ramionami, ale od początku znałam odpowiedź.
NIE. Nie mam zamiaru pozwolić, żeby coś jej się stało.
'Świetnie.' - wstał i odszedł naburmuszony.
'Nie przejmuj się nim Nelly. Adele nic nie będzie.'
Rozchyliłam kąciki ust, żeby się do niej uśmiechnąć, ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że jeśli Adele wróci do domu beze mnie, to mama mnie ukatrupi.
          Zerwałam się na nogi, prawie potykając się o nogę krzesła.
'Muszę iść!' - szybko popędziłam do drzwi.
'Nelly, czekaj! Gdzie...!'
*
          'Adele!' - złapałam ją przed samymi drzwiami. 
Spojrzała na mnie, po chwili prychnęła i weszła do środka. Ja zaraz za nią. 
'Już jesteście?' - mama wychyliła głowę z kuchni.
Przytaknęłam i pobiegłam za Adele do pokoju. Prawie oberwałam drzwiami w nos, cofnęłam się i usłyszałam cichy chichot Adele.
'A ty jakbyś się czuła, gdybyś to ty musiała za mną biegać i wysłuchiwać codziennie tego samego żalenia się?' - zapytałam rzucając na łóżko torbę.
Nie uzyskałam odpowiedzi.
          Nie rozmawiałyśmy ze sobą do końca dnia, który był taki długi, a okazało się, że noc ma być jeszcze dłuższa.
Za dobrze znam Adele. Wiem, że kiedy jest zła i chce komuś coś udowodnić zrobi to przy najbliższej okazji, nawet jeśli nie będzie do końca pewna. A taką świetną okazją jest przecież noc. Wszyscy śpią, jest cicho, ciemno... idealne warunki, żeby odwiedzić dom psychopatki.
Jak już mówiłam, nie mam zamiaru pozwolić, żeby Adele stało się coś złego, nie ważne jak wielką jest zołzą i ile razy mnie obrazi. Jedynym sposobem, żeby zatrzymać ją w domu było czuwanie i nie spuszczenie jej z oczu.
          Do trzeciej siedziałam przy zapalonym świetle i beznamiętnie czytałam jakąś książkę, którą pierwszą miałam pod ręką. Nic z niej nie zapamiętałam. Oczy same mi się zamykały, mięśnie odmawiały posłuszeństwa, a głowa nie chciała trzymać się na karku i przechylała się na ramię. Wpół do czwartej zastanawiałam się czy w ogóle warto, jeśli Adele nie zrobi tego dziś, to jutro. Ile nocek mam zarwać, żeby odwlekać coś co i tak w końcu się wydarzy?
'Nelly?'
Jej głos sprawił, że oprzytomniałam.
'Co?'
'Możesz zgasić światło? Chcę spać.'
'Jasne...' - odłożyłam książkę i pstryknęłam wyłącznik, potem władowałam się do łóżka, a dotyk miękkiego, zimnego materaca, który się pode mną lekko zapadał i kojący zapach świeżej pościeli sprawił, że zakręciło mi się w głowie.
Leżałam z otwartymi oczami i z całej siły starałam się nie zasnąć. Nie mam pojęcia ile czasu minęło zanim się poddałam i pozwoliłam powiekom się zamknąć, za to jestem pewna, że od tamtej chwili, do momentu w którym usłyszałam jak skrzypi łóżko z którego podnosi się Adele minęła sekunda. Czułam jak się nade mną pochyla i upewnia się, że śpię. W końcu do moich uszu doszły następne dźwięki. Słyszałam jak otwiera się szafa, kilka minut później jak Adele zapina dżinsy, a potem płaszcz, na końcu jak zamykają się za nią drzwi sypialni. Odczekałam chwilę i niechętnie się podniosłam. Byłam zaspana i trochę zatęskniłam za czasami, kiedy dwa lata temu nie mogłam spać po nocach, teraz to by się przydało, bo wręcz padałam na twarz. Wygrzebałam się z łóżka i podeszłam do szafy. Stałam tak chwilę wpatrując się w nią i stwierdziłam, że nie ma czasu na ubranie się. Ostrożnie wyjrzałam przez okno i dostrzegłam przemykającą zwinnie między latarniami Adele, otuloną ciemnością i mgłą. Przy oknie było chłodno i miałam niemal nieodpartą chęć schowania się pod kołdrą, a co dopiero czeka mnie na zewnątrz? Może za dnia było nadzwyczaj ciepło, ale angielskie nocki potrafią uszczypnąć w nos. Narzuciłam płaszcz i wsunęłam na stopy trampki. Miałam nadzieję, że ten przeklęty mróz chociaż mnie pobudzi.

_________________________________________________________________________________
Dzisiaj wyjątkowo rozdział wcześniej. :) 
/Diana

niedziela, 12 kwietnia 2015

What happened? 2 #20

Of diary Adele

          Krzyczałam najgłośniej jak umiałam, ale to było trudne, z każdą chwilą mój głos coraz bardziej się załamywał, brakowało mi powietrza i czułam jakbym miała w gardle sztylet. Ta kobieta zacisnęła mocno dłonie na mojej ręce i szarpała. Kiedy próbowałam się wyrwać piszczała i wbijała paznokcie w moją skórę. Spojrzałam na nią. Jej wzrok był pusty, wydawała się być wystraszona, nie rozumiałam co robi. Przeszło mi przez myśl, czy nie jest chora.
          'Niech ją pani puści!'
Na chwilę przestałam wrzeszczeć i obróciłam głowę.
Nie znałam chłopaka, który właśnie palec po palcu odrywał ode mnie jej sztywną rękę.
Poczułam ulgę, ale skóra w miejscu gdzie mnie trzymała była czerwona i piekła, rozmasowałam ją i popatrzyłam spod byka na tę kobietę. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały wybuchła płaczem, głośno jęczała i pociągała nosem jak dziecko. Byłam całkiem zdezorientowana.
W mgnieniu oka rzuciła się chłopakowi na szyję i krzyczała coś jednocześnie płacząc, nie zrozumiałam żadnego słowa. Chłopak poklepał ją ostrożnie po plecach i zaczął uspokajać. Czy to było normalne? Najpierw mnie zaatakowała, a teraz płoszy się i płacze jakbym to ja zrobiła jej coś strasznego.
          Zobaczyłam Nelly. Biegła w naszym kierunku cała zapłakana. Wystraszyła się, że jeśli coś mi się stało, to jej się oberwie?
'Adele!' - wyciągnęła ręce w moją stronę, ale się odsunęłam.
Odchrząknęła niedbale i zmarszczyła brwi.
'Naprawdę? Martwiłam się.'
'A nie trzeba było.'
'Wrzeszczałaś jak opętana! I chyba słyszałam słówko 'pomocy'.' - jej twarz skrzywiła się w grymasie.
'Ale jak widzisz, poradziłam sobie.' - niemal krzyknęłam.
Nelly odchyliła głowę do tyłu, zaśmiała się na głos, a potem wycelowała palcem na chłopaka, który nadal trzymał w objęciach tę wariatkę.
'Ty sobie poradziłaś? A może pomógł ci Ben?'
Cofnęłam się o krok i zacisnęłam usta.
'Ach, więc to twój nowy kolega.'
'Mówiłam ci o nim i o Stelli!'
Zmarszczyłam brwi. Mam zaszczyt poznać kogoś kto już przestudiował mój życiorys? Cudownie. Nelly jest dla mnie dziś taka łaskawa, uświadamia mi jak tak naprawdę ona i pozostali postrzegali mnie przez tyle lat, opowiada obcym ludziom o moich sekretach, a później mi ich przedstawia, żeby mieli okazję sami zadać mi kilka pytań na temat tego jak to jest, kiedy codziennie ocierasz się o śmierć.
'I co? Nie podziękujesz mu?'
Och, a teraz jeszcze uczy mnie dobrych manier!
Miałam ochotę odwrócić się i pójść dalej, ale nasz bohater spojrzał na mnie zdziwionymi oczami zbitego psa i zdawało się, że naprawdę oczekuje za to co zrobił co najmniej medalu.
'Dzięki.' - postarałam się, by w tym słowie było jak najwięcej sztucznej słodyczy i jadu, a potem uśmiechnęłam się do niego złośliwie, ale chyba nie załapał, bo odwzajemnił uśmiech i mrugnął.
Co jest z tymi ludźmi nie tak?
          'Shannon!' - moja napastniczka  odkleiła się od ramienia Ben'a i pomachała do kogoś. W ciągu kilku sekund obok mnie stanęła około czterdziestoletnia kobieta z burzą ciemnych loków na głowie. Jak się okazało - Shannon - rozpłakała się jeszcze bardziej, ale tym razem łzom towarzyszył uśmiech. Odepchnęła od siebie Ben'a i wpadła w ramiona tej kobiety. Nie byłoby w tym nic dziwnego... gdyby była dzieckiem. Jak dorosła osoba przy zdrowych zmysłach może się tak zachowywać?! Chyba, że ona naprawdę jest upośledzona, w takim razie przepraszam, że nazwałam ją wariatką!
'Znaleźliście ją! Dziękuję!' - kobieta tuliła Shannon do piersi i głaskała po włosach.
'Ona znalazła mnie.' - uśmiechnęłam się krzywo i zaraz pożałowałam tych słów. Czy wypada tak mówić w tej sytuacji?
'Naprawdę? Chyba nic ci nie zrobiła?!'
Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc wzruszyłam ramionami.
'Bardzo cię przepraszam! - chwyciła moją dłoń - Moja siostra dużo przeszła i ma traumę. Dzisiaj pierwszy raz od dawna wyszła z domu, to część terapii. Nie wiedziałam, że będzie tu tyle ludzi, wszyscy się tak pchali i krzyczeli, że w końcu ją zgubiłam. Musiała się wystraszyć i dlatego cię zaczepiła. Jeszcze raz za nią przepraszam. Pewnie cię przytuliła i nie chciała puścić?'
'Można to tak nazwać.' - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
'Nie gniewasz się?'
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale oczywiście Nelly musiała dodać swoje trzy grosze.
'Ale skąd! Adele sama ma traumę. I właściwie ja też ją zgubiłam.' - zaśmiała się.
A ja nie wytrzymałam. Teraz robi ze mnie niepełnosprawną umysłowo?! Nie chciałam się kłócić przy tych kobietach, ale cała wrzałam.
'Zamknij się!' - pierwszy raz zapałałam do kogoś tak wielką nienawiścią.
'Ale Adele... pomyślałam, że skoro obie przeszłyście coś podobnego, to możecie o tym poro...'
'Świetnie! Ale przestań za mnie decydować i odwal się! Kiedy wyjadę nie chcę cię więcej widzieć! Nienawidzę cię!'
Nie czekałam na odpowiedź, odwróciłam się i chciałam odejść, ale poczułam ciężar. Ktoś naskoczył na mnie od tyłu, zahaczył rękami o moją szyję i wtulił głowę w moje ramię. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Nelly i chciałam ją odepchnąć, ale po włosach poznałam, że to nie może być ona.
'Ja-a prz-przepraszam cię-ę bardzo.'
To była Shannon. Za co mnie przepraszała? Pomyślała, że to przez nią jestem wściekła?
'To nie twoja wina.' - powiedziałam ciepło i położyłam dłonie na jej nadgarstkach. Stałyśmy tak chwilę, potem jej siostra zabrała ją do domu.
          'Zacznij hamować emocje.' - rzuciła z wyrzutem Nelly, kiedy kobiety oddaliły się o kilka metrów.
'A ty przestań rozpowiadać wszystkim, że byłam porwana.'
'Nic takiego im nie powiedziałam!'
'Tak, za to powiedziałaś, że mam traumę!'
'Przepraszam, ale chyba ją masz!'
'Nie wmawiaj mi tego, nie mam jej i nigdy nie miałam!'
'Pewnie dlatego jesteś taka zamknięta w sobie i agresywna!'
'A ty jesteś aż nadto otwarta! O tym, że ty też byłaś w tej piwnicy też powiedziałaś?! Dlaczego ja mam traumę, a ty nie?!'
'Bo ja...!'
'Przestańcie. Cały czas się tak kłócicie? Jeśli tak, to to może trochę utrudnić nam rozwiązanie tej sprawy.' - nagle odezwał się Ben.
'Słucham? Chyba powiedziałam ci, że masz się nie wtrącać!' - zwróciłam się do Nelly.
'Tak, ale Ben coś wie!'
'Nie obchodzi mnie to! Cała sprawa zakończy się w dniu, kiedy pojadę do Brighton!' - zdecydowałam, że tym razem naprawdę od nich odejdę, ale ledwie zrobiłam krok usłyszałam Ben'a.
'Dowiedziałem się gdzie teraz mieszka Clarie!'
To zdanie sprawiło, że skamieniałam, a później wbrew sobie odwróciłam się i posłałam mu spojrzenie, którym zachęciłam, by mówił dalej.
Otworzył usta i nagle wcięła się Nelly.
'No! To teraz możemy pójść i omówić całą sprawę ze Stellą?'
Ben odwrócił głowę i prychnął. Nelly nawet nie zwróciła na niego uwagi, wpatrywała się we mnie oczekując na odpowiedź. Przytaknęłam. Rozchmurzyłam się nieco, bo nagle poczułam jakiegoś rodzaju więź między mną i Ben'em. W końcu Nelly nam obojgu nie dawała dojść do słowa.
*
          'Mówisz, że jaka to ulica?' - Stella była wysoką, szczupłą blondynką o błękitnych oczach, długich rzęsach i pięknych, oryginalnych rysach twarzy. Rzeczywiście widać było, że ona i Ben są rodzeństwem. Poza tym miała na sobie białą koszulę, krótką, grafitową spódnicę i krwistoczerwony fartuch z wypisanym logiem restauracji. A wszystko było nienagannie proste, żadnego zagniecenia czy plamki, co zważywszy na to, że pracowała w restauracji, było niemalże sztuką. Jednak mimo wszystko, kiedy tak siedziała z nogą założoną na nogę i wypiętą piersią, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że jest jedną z tych 'wrednych blondynek', które były popularne w liceum i w życiu odnoszą same sukcesy. Nawet kiedy mówiła zdawało się, że robi to z pewnego rodzaju wyższością i władczością. Tak, na pewno jest bardzo pewną siebie i asertywną osobą. I ona jest moją fanką?
'Whitcomb St.' - odpowiedział Ben.
'Hm, gdzie to jest?' - podrapała się po podbródku.
'No przecież tam mieszkamy kretynko!'
'O rany, dajże spokój! Trzeba było tak od razu.'
'A jak się tego dowiedziałeś?' - zapytała Nelly i wzięła z talerza, który wcześniej przyniosła nam Stella frytkę, i pomaczała ją w ketchupie. 
'Chyba nie trudno się domyślić. Kiedy szedłem popołudniu do domu zobaczyłem ją, przypomniało mi się, że to ta kobieta z nagrania i poszedłem za nią. Doszedłem do ulicy na której mieszkam i widziałem jak wchodzi do bloku numer 5.'
'A jaki numer mieszkania?' -dopytywała się Stella.
'Skąd mam wiedzieć? Nie wszedłem za nią do bloku.' - odpowiedział z naciskiem na każde słowo, jakby zwracał się do osoby nie myślącej. 
Stella odrzuciła lśniące włosy do tyłu i uśmiechnęła się sceptycznie.
'A powinieneś.'
Ściągnął niżej brwi i pokręcił głową.
'Ale widziałem jak przechodzi przy najwyższym oknie, to znaczy, że mieszka na trzecim piętrze.'
'A więc w dziewiętnastce.' - stwierdziła.
'Niby skąd to wiesz?'
'Bo na trzecim piętrze są tylko dwa mieszkania, dziewiętnastka i dwudziestka, a tak się składa, że w dwudziestce mieszka pani Brooks. Ta kobieta w podeszłym wieku, która ciągle zamawia u nas gulasz na wynos.'
'Naprawdę?'
'Tak. A ty nie chciałeś poznawać sąsiadów!'
'No dobra, więc już wiemy gdzie dokładnie mieszka, co dalej?' - popatrzył na Nelly. To powinna być moja decyzja. To tylko moja sprawa. Gdyby nie to, że wiedzieli coś co ja też chciałam wiedzieć w ogóle by mnie tu nie było. Dlaczego o wszystkim musi decydować ona?!
'No... nie mam pojęcia. Adele?'
'Pójdę sama. Nie mieszajcie się.' - odsunęłam krzesło i wstałam.
'Nie!' - zaprotestował Ben.
Nelly chwyciła mnie za nadgarstek.
'Do reszty zwariowałaś?!'
'Mam powtórzyć? To nie wasz interes.'
'Czekaj... wykorzystałaś nas. Chciałaś się tylko dowiedzieć gdzie mieszka Clarie, a potem postanowiłaś nas zostawić!'
Milczałam. Czułam, że wpatrują się we mnie z wyrzutem i zaczynało być coraz bardziej niezręcznie.
'Dobra. - Stella podrzuciła frytkę, która wpadła jej prosto do ust - Niech idzie.'
'Co?' - Ben zmarszczył brwi.
'Ta. Ma rację, to nie nasza sprawa. Jak chce, to niech idzie. J e j  d e c y z j a .'
Na początku wystraszyłam się tych ostatnich słów i zastanawiałam czy to możliwe, że Stella czyta mi w myślach, ale potem poczułam wspaniałe uczucie samodzielności.
Nelly puściła mój nadgarstek i położyła rękę na kolanach.
Miałam ochotę się uśmiechnąć, ale chciałam wyglądać poważnie, więc to stłumiłam. Odwróciłam się i wyszłam.

/Diana





sobota, 11 kwietnia 2015

What happened? 2 #19

Of diary Nelly

         Nie wszystko co powiedziałam Adele było szczere. Nie uważam ani nigdy nie uważałam, że jest dla mnie albo dla kogokolwiek innego kłopotem i wcale nie cieszę się, że wyjeżdża na obóz do Brighton. Ale nie mogę pozwolić, żeby dłużej mnie tak traktowała. Wcale nie chcę też kończyć z nią przyjaźni, jest dla mnie naprawdę ważna, chcę po prostu dać jej nauczkę, pokazać, że potrzebuje mnie tak samo jak ja jej. A dlaczego uparłam się, żeby poszła ze mną na spacer skoro jestem na nią zła? To proste. Chcę zaprowadzić ją do Stelli i Ben'a.
       'I jak?' - zapytałam.
'Co?' - odburknęła.
'Jak się czujesz, kiedy po tylu dniach znów wychodzisz z domu?' - uściśliłam.
Prychnęła, a ja uśmiechnęłam się z politowaniem.
'Przestań zachowywać się jak dziecko.'
'Ja?' - zareagowała na tą uwagę jakby oburzona.
Spokojnie skinęłam głową. Wiedziałam, że to ją jeszcze bardziej zdenerwuje.
'W porządku. Ja po prostu nie chowam urazy. Obie wiemy, że to nie najlepszy czas na kłótnie, bo właśnie okazało się, że znów miałam rację, Clarie żyje. Ale Nelly, jako najwspanialsza przyjaciółka na świecie akurat w tym czasie, kiedy wszyscy się boją i potrzebują wsparcia, postanowiła pokazać pazurki, Moim zdaniem to właśnie jest dziecinne zachowanie.'
'Zapomniałaś chyba, że przyszłam do ciebie, żeby  z n o w u  dać ci to wsparcie, którego nagle potrzebujesz, ale wtedy ty nazwałaś mnie idiotką. A to też nie był dobry moment na humorki, prawda? Czy to nie bardziej dziecinne?'
'Nelly, jestem dwa miesiące starsza.'
'Co?! Co to ma niby to rzeczy?! Przyznaj w końcu, że to ty zachowałaś się jak idiotka i mnie przeproś to może ci wybaczę!'
'Och, chcesz mi okazać łaskę?! Za nic cię nie przeproszę, a wiesz dlaczego? Bo jesteś idiotką! Tak cię to boli? Mnie bolą blizny po Clarie, ale twoja zraniona duma jest ważniejsza!'
'Zamknij się!!! Myślisz, że znowu odpuszczę i przyznam ci rację?! Niestety! Mówiłam, żebyś zaczęła szanować innych, bo zawsze ja też mogę nazwać cię samolubną suk...!' - przerwałam. Wszyscy ludzie na nas patrzyli. Adele zaszkliły się oczy, a ja czułam, że zaraz pęknie mi głowa.
'Świetnie! Będę miała twoją opinię w tyłku! Już nigdy więcej nie chcę na ciebie patrzeć, nienawidzę cię.' - uroniła kilka łez, szybko wytarła je brzegiem rękawa i odwróciła się.
'Gdzie idziesz?! Przesadziłam, sory, ale to ty zaczęłaś!'
Nie zatrzymała się.
'Adele...!'
'Nie przejmuj się, za kilka dni i tak nie będę żyła.'
'Nie mów tak i wracaj tu!' - głos mi się trząsł, wszyscy nadal patrzyli i jak na złość podczas gdy przed Adele dosłownie się usuwali, mi tarasowali drogę i zagadywali pytając co się stało i o czym mówiła Adele. A ona powoli nikła mi z oczu...
         'Nelly!' - usłyszałam znajomy głos.
'Ben?!' - rozejrzałam się po twarzach otaczających mnie ludzi, ale go nie dostrzegłam.
'Nelly, wiem...!'
'Ben, gdzie jesteś?!' - musiałam krzyczeć, bo ludzie byli nieznośnie hałaśliwi. Poza tym nigdy nikt nie przekroczył mojej przestrzeni osobistej tak bardzo. Byłam ściśnięta w tłumie ludzi wrzeszczących o Clarie, piwnicach i policji. Czułam się osaczona.
Nagle przed oczami stanął mi Ben. Próbował przecisnąć się między dwoma wyrośniętymi mężczyznami, którzy niczym ochroniarze nie chcieli go do mnie przepuścić.
'Przepraszam, możecie się odsunąć? Chciałabym z nim porozmawiać.' - zwróciłam się spokojnie do jednego z nich.
Powiedział coś do mnie i zakładam, że to było pytanie, ale nie usłyszałam nic poza szumem.
'Może pan powtórzyć?' - nachyliłam się w jego stronę. Wtedy Ben pociągnął mnie za ramię i wypadłam przez jakąś szczelinę między ludźmi w nieco bardziej otwarte miejsce i wreszcie stanęłam z nim oko w oko.
'Nelly, ta kobieta którą widziałaś na nagraniu...' -wysapał.
Otworzyłam szeroko oczy.
'Clarie? Mów!' - momentalnie wokół nas znów zebrał się tłum, który zaczynał przypominać mi chmarę szarańczy.
'Wiem... gdzie ona jest!'
'Co?!'
'Wiem gdzie mieszka ta kobieta! To niedaleko stąd!'
W jednej chwili zapadła grobowa cisza przez którą przedarł się głośny, zapłakany wrzask wzywający pomocy. Serce mi stanęło, odwróciłam się i zaczęłam bez opamiętania biec na oślep popychając ludzi i krzycząc na całe gardło.
'Adele!!!'

/Diana

niedziela, 5 kwietnia 2015

What happened? 2 #18

Of diary Adele

         Leżałam sama w pokoju... na jej łóżku.
Machinalnie się podniosłam. Co dziwne nie sprawiło mi to żadnych trudności. Istny cud.
Nelly powiedziała, że w końcu wszyscy ode mnie odpoczną. Świetnie. Skoro jestem takim ciężarem, to równie dobrze Clarie może strzelić mi w głowę i  w s z y s c y  n a r e s z c i e  o d e  m n i e  o d p o c z n ą. Prawda jest taka, że ona nie wie jak to jest, kiedy naprawdę się czegoś boisz. Dwa lata temu Clarie ledwo ją tknęła w porównaniu ze mną. Teraz struga bohaterkę, bo niby mnie znalazła i uratowała z piwnicy. Naprawdę jest idiotką, jeśli oczekuje, że będę jej za to wdzięczna! To Clarie ją znalazła, pobiła i uwięziła w tym samym miejscu co mnie. I ona uważa, że mnie znalazła! W dodatku robi mi wyrzuty, że jej nie podziękowałam za uratowanie? A czy ona mi podziękowała za to, że kiedy ta psychopatka ją dusiła, ja wbiłam jej nóż w bark i dzięki temu mogłyśmy uciec? Nie, oczywiście, że nie! Ale i tak to ona jest perfekcyjna, a ja jestem dziewczynką z problemami, która nie może dojść do siebie po tych strasznych wydarzeniach, przez co wyżywa się na biednej Nelly! A z tego co mi powiedziała, musi mnie okropnie nienawidzić! To po co się ze mną przyjaźniła?!
         Zdałam sobie sprawę, że wciąż jestem w jej łóżku i odrzuciłam gniewnie kołdrę. A potem naszły mnie wątpliwości. To, że nie chcę mieć już nic wspólnego z Nelly nie oznacza, że mam narażać się na ból. Nie zapomnę jak cierpiałam, kiedy jeszcze dwie godziny temu stanęłam na rozciętych nogach, a potem dosłownie straciłam czucie i się z nich zwaliłam. Ale przecież jeśli zrobię to delikatniej, to uda mi się dojść do salonu i położyć na kanapie.
Najostrożniej jak potrafiłam postawiłam prawą stopę na podłodze, a potem lewą. Wybiłam się i pozwoliłam, by cały ciężar ciała spadł na nie. Zacisnęłam zęby i byłam gotowa, by syknąć z bólu, ale nie poczułam kompletnie nic.
Przyłożyłam chłodną dłoń do największej rany, co jeśli robiło się to odpowiednio delikatnie działało przez chwilę jak kojący balsam. Ale tym razem też nie poczułam nic z wyjątkiem zimna. Przycisnęłam palec do rozcięcia i przejechałam wzdłuż niego. Na opuszku poczułam cierpką, wypukłą, cienką linię. Rana zakrzepła i na jej miejscu pojawił się spory strup. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na nogi. Reszta obrażeń też była na dobrej drodze do całkowitego zagojenia.
Postawiłam pierwszy krok i przeszedł mnie przyjemny dreszcz od lewej stopy, aż do żołądka. Nawet nie pamiętam jak długo normalnie nie chodziłam.
*
         'Mamo, zabierz mnie na spacer.' - stanęłam przed nią dumnie.
'Adele? Ubrałaś się? I... chodzisz?'
W sekundę wszyscy zebrali się w kuchni i przyglądali moim nogom. Wszyscy oprócz niej. 
'Jak to możliwe? Dwie godziny temu rany były całkiem otwarte!' - dziwił się pan Bell i puknął mnie w kolano. 
'Au.' - to trochę zabolało. 
Pani Bell skarciła go wzrokiem. 
'Chcę iść na spacer. Od czasu, kiedy wyjechaliśmy z hotelu nie byłam na świeżym powietrzu! To już... ponad dwa tygodnie!'
'Adele, to za wcześnie, daj ranom się dobrze zagoić. Poza tym... zważywszy na to co się dzisiaj stało, chyba nie powinnaś.' 
'Mama ma rację. Pooddychasz sobie świeżym powietrzem w Brighton!' - poparł ją tata. 
'Ale jadę tam za dwa tygodnie! To znaczy, że chcecie mnie trzymać w czterech ścianach przez cztery tygodnie?! Od tego można się rozchorować!'
'Ale nie mogę cię teraz zabrać na spacer. Za dwadzieścia minut muszę jechać do pracy.' 
'No a nie może pójść z Nelly? - wtrąciła pani Bell. - Nic się nie stanie jeśli będą blisko. W jasny dzień, wśród ludzi coś niebezpiecznego nie zdarza się chyba... nigdy.'
'Hm, nie wiem. Co myślisz Matthew?'
'Niech idzie.'
'No... zgoda.'
         Zaraz. Mam iść z nią? To chyba byłoby ponad moje nerwy. 
'Odechciało mi się.' - rzuciłam.
'Jak to? Pokłóciłyście się?' - pan Bell był wyraźnie zdziwiony.
'Nie, nagle gorzej się poczułam.' 
'Daj spokój, przed chwilą tak bardzo chciałaś. No chodź.' - do kuchni weszła Nelly. Jej wyraz twarzy i ton głosu wskazywały, że wcale nie miała zamiaru przepraszać. 
'Nie.' - powiedziałam z naciskiem. 
'Adele, idź teraz, bo później cię już nie puszczę.' - mama dała mi kuksańca. 
Ciekawe czy gdyby wiedziała co te wcielenie dobroci o mnie powiedziało, też tak entuzjastycznie reagowałaby na wszystko co ona powie.
'No dobra.' - uśmiechnęłam się sztucznie do Nelly.


/Diana

sobota, 4 kwietnia 2015

What happened? 2 #17

Of diary Nelly

         'Mogę z nią porozmawiać?' 
'Nie Nelly, zrozum, że musi dojść do siebie. - mama złapała mnie za ramiona - Ona nie może tu już dłużej zostać.' 
'Jak to? Chcesz ich wyrzucić?!'
'Nie! Rodzice Adele sami zdecydowali, że za dwa tygodnie wracają do domu, a ona jedzie na obóz.'
'Jaki obóz?'
'W Brighton.'
Zmrużyłam oczy.
'Ale po co?'
'Nie mieszaj się Nelly. To nie nasza sprawa, jasne?'
Odwróciłam wzrok.
'Jasne?' - powtórzyła i potrząsnęła moimi ramionami.
'Tak!' - szarpnęłam, żeby się wyrwać i torba spadła mi na podłogę. Mama schyliła się, żeby ją podnieść.
'Zostaw!' 
Podniosła na mnie wzrok i odpięła zamek. Zwróciłam oczy w innym kierunku. 
'Nelly, co to jest?'
Spojrzałam na zeszyt. 
'Nic.' - wyciągnęłam po niego rękę, ale mama się odsunęła i popatrzyła na mnie wściekle. 
Krople potu pojawiły mi się na czole. Otworzyła zeszyt. Obserwowałam jak pochłania oczami linijki moich zapisków, później przewróciła na stronę o kryształowym żyrandolu. Otarłam ręką czoło. 
Zamknęła zeszyt, wrzuciła do torby i podała mi. 
'To jest to twoje nie mieszanie się?!' 
'Mamo, nic nie rozumiesz!'
'Rozumiem i to bardzo dużo. Chcesz, żeby wszystko skończyło się tak jak dwa lata temu, tak?!'
'Zapomniałaś chyba. że to dzięki mnie znaleźli Adele! Gdyby nie to, że się m i e s z a ł a m to wszyscy nadal myśleliby, że nie żyje! A Clarie...'
'Nelly przestań!' - rozpłakała się. Zawsze kiedy się kłóciłyśmy to ja płakałam, a teraz to mama schowała twarz w dłoniach.
'Mamo... mamo przestań. Wszystko będzie dobrze.' - ostrożnie zbliżyłam się, żeby ją przytulić. Odwzajemniła ten gest, a ja odetchnęłam z ulgą. Wtuliłam się w jej ramię i zamknęłam oczy. Strach powoli zaczął mnie opuszczać. Wszyscy są wystraszeni i potrzebują wsparcia, a ja postanowiłam, że...
'Oddaj mi zeszyt.' - odsunęła się ode mnie.
'Co?!'
'Słyszałaś.'
Zmarszczyłam czoło i chwyciłam się torby.
'Proszę bardzo!' - rzuciłam zeszyt na stół.
'I nie zakładaj nowego.'
Milczałam.
'Możesz iść do Adele.'
*
         Minęłam się w drzwiach z panią Green. Zwykle była rozpromieniona i uśmiechnięta, nawet w ciągu ostatnich tygodni, ale tym razem wyraz jej twarzy był pusty, nie spojrzała na mnie, patrzyła w przestrzeń. Współczułam jej, ale wiedziałam, że najbardziej przeżywa to sama Adele. 
         Kiedy weszłam do pokoju ona leżała na łóżku. Była przykryta kołdrą, miała rozpuszczone włosy spod których prawie nie było widać poduszki, nie płakała, ale miała zaczerwienione oczy, patrzyła w sufit, w przeciwieństwie do jej mamy, jej twarz była pełna wyrazu. Rozpoznałam strach, ból i zdziwienie. Nieśmiało przykucnęłam obok łóżka. Trudno mi się z nią rozmawiało nawet kiedy była zadowolona, a teraz to...
'Mówiłam ci.'
Otrząsnęłam się i spojrzałam na nią zdziwiona.
'Co?'
Delikatnie przekręciła głowę i spojrzała na mnie.
'Że Clarie żyje.'
'Tak, wiem.'
Patrzyłyśmy na siebie w ciszy.
'I co w tej restauracji? ...oprócz tego, że widziałaś Clarie.' - myślałam, że się przesłyszałam. Pierwszy raz to Adele prowadziła rozmowę.
Wzięłam wdech.
'No... spotkałam Stellę i Ben'a. To rodzeństwo i właściciele restauracji. Zdaje się, że Stella jest naszą fanką, zwłaszcza twoją. Ma gazety z artykułami o... no wiesz i jest na bieżąco z wydarzeniami...'
'Co? Byłyśmy w gazetach?'
'Dwa lata temu tak.'
'Więc uważasz, że to ona jest winna?'
'Nie! Ja tylko chciałam ci o niej opowiedzieć.'
'Po co?'
'Bo mnie prosiła.'
'Czekaj... nie powiedziałaś jej chyba...'
'Dlaczego nie?'
'Powiedziałaś!'
'Gdybym jej nie ufała nie powiedziałabym! Uspokój się.'
'Jak mam być spokojna?! Jak ty możesz cokolwiek komuś mówić bez mojej zgody?! To moja sprawa! Przestań się rządzić i... w ogóle przestań! Rozumiesz?! Nie wtrącaj się!'
Zmieszałam się. Adele często była rozdrażniona i oschła, ale nigdy na mnie nie krzyczała. Wytłumaczyłam sobie, że ta sytuacja ją przytłacza, nie daje sobie rady i potrzebuje się wyżalić. Nie powinnam jej teraz wszystkiego mówić. To tylko by ją zdenerwowało. Adele potrzebuje teraz pocieszenia, bliskości i poczucia bezpieczeństwa.
Złapałam ją za rękę i delikatnie ścisnęłam.
'Puść mnie idiotko!'
         Odsunęłam się, a to słowo huczało mi echem w głowie - ,,idiotka''.
W pierwszej chwili byłam zdziwiona, w drugiej poczułam się urażona, a potem momentalnie stałam się wściekła.
'Nie nazywaj mnie idiotką! Przyzwyczaiłam się do tego, że ciągle się wściekasz, nie chcesz nikomu powiedzieć dlaczego i jesteś niemiła, ale mogłabyś zachować trochę szacunku! Staram ci się pomóc, a ty od dwóch lat traktujesz mnie jak ścierę! Nie jesteś pępkiem świata Adele! Wiem, że dużo przeszłaś, ale mogłabyś pomyśleć też o mnie... albo chociaż o rodzinie. Wyobrażasz sobie co przeżywają?! Oczywiście, że nie! Ich też, dokładnie tak jak wszystko masz w nosie! Naprawdę nie wiem jak tak długo mogłam znosić twoją bezczelność! Skoro nie chcesz, żebym się wtrącała to w porządku, nie będę. Masz rację, to mnie nie dotyczy. Ale wiesz co? To dzięki mnie teraz tu jesteś. Mogłabyś nadal być w tej piwnicy albo nawet nie żyć. Szkoda, że mi za to nie podziękowałaś.'
Spojrzałam na jej oburzoną twarz. Musiała być zszokowana.
'Przepraszam, ale zacznij się przyzwyczajać, że ja też mam zdanie.'
'Wyjdź stąd.'
Prychnęłam.
'To mój pokój.' - ale i tak wstałam. Nie chciało mi się z nią siedzieć. Przystanęłam tylko w drzwiach. Zastanawiałam się czy powiedzieć coś co przyszło mi na myśl. I zrobiłam to.
'Powodzenia na obozie. Wreszcie wszyscy od ciebie odpoczniemy.'
Wyszłam.


/Diana

piątek, 3 kwietnia 2015

I came back!

Dobry wieczór wszystkim! :)
No to jestem i oficjalnie ogłaszam koniec przerwy.
Napisałam już sporo rozdziałów i wszystko ustaliłam.
Części opowiadania będą pojawiać się, tak jak zresztą już zdradziłam, dwa razy w tygodniu, mianowicie w weekend. Konkretna godzina? Około ósmej wieczorem.
A zaczynamy już od jutra, więc mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i spodobają Wam się nowe rozdziały.
To byłoby na tyle. Dziękuję, że tu jesteście i dobranoc!


/Diana