sobota, 30 maja 2015

What happened? 2 #31

Of diary Nelly

          ,,Jestem w Crawley, w lesie. Pomóż mi.''
Tę wiadomość dostałam dziś wieczorem od Adele. Dzwoniłam do niej, ale nie odbierała. Nie mogłam usiedzieć spokojnie w miejscu, ale nie mogłam też powiedzieć rodzicom. Już zbyt wiele razy mnie zawiedli. Wiem jaka byłaby ich reakcja. Ale jak mam się dostać do Crawley już dziś w nocy bez ich pomocy? Autobusy nie jeżdżą po jedenastej... a wtedy najwcześniej musiałabym wyjść z domu. Załamałam ręce, chociaż obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię... i nigdy więcej nie będę się bać. Ale chociaż już to zrobiłam, to postanowiłam, że i tak się temu nie poddam. Muszę podejmować zdecydowane decyzje. Zdecydowałam się. 
          Otarłam oczy i postarałam się uspokoić bijące jak oszalałe serce. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Stelli.
'Halo? Kto tam?' - po kilku sygnałach usłyszałam jej teatralny głos.
'Stella... masz zapisany mój numer.' - starałam się brzmieć zwyczajnie.
'Oh? Nelly? To ty? Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek jeszcze cię usłyszę.' -ciągnęła.
'Stella, posłuchaj, mam sprawę.'
'Ty? Do mnie? Nie wiem czy mogę ci w czymś pomóc...'
'Przestań. To ważne... masz samochód, prawda?'
'Nie pamiętam, a co?'
Wywróciłam oczami.
'A prawo jazdy?'
'Nie rozumiem dlaczego chcesz to wiedzieć...'
'Okej, chcę żebyś zawiozła mnie do Crawley. Ktoś porwał Adele z obozu i jeśli się nie pospieszymy, ona może umrzeć.'
Czekałam w ciszy na odpowiedź i nerwowo skubałam skórkę przy paznokciu.
'Dobra - powiedziała poważnie - Będę o północy.'
Rozłączyła się, a ja odetchnęłam z ulgą i zmusiłam się do uśmiechu. No widzisz Nelly? Zdecydowane decyzje. To niesamowite, jeszcze chwilę temu się zamartwiałam i zastanawiałam co zrobić, a teraz, kiedy się zdecydowałam, nagle wszystko jest już załatwione. Prawie wszystko...
*
          Wymknięcie się z domu było prostsze niż przypuszczałam, rodzice spali kamiennym snem i nawet nie myśleli do mnie zaglądać. Kiedy wyszłam na zewnątrz Stella i Ben już czekali. Wsiadłam do przodu, na miejsce pasażera obok Stelli. I poczułam przyjemne ciepło, które ogarniało moje ciało po tym jak z zimna przeniosłam się nagle do nagrzanego samochodu. 
'A Ben co tutaj robi?' - zwróciłam się do Stelli. 
'Też chciał jechać, a ja nie chciałam mu odmawiać. Wiesz, w końcu jest zakochany.' - wyszeptała chichocząc, a ja spojrzałam na siedzącego z tyłu Ben'a, którego policzki zapłonęły żywym ogniem. 
Skinęłam i oparłam się wygodnie. Stella nacisnęła gaz i ruszyliśmy z miejsca. Zauważyłam, że miała na sobie ciemne adidasy, a nie jak zazwyczaj szpilki albo koturny. 
'Mówiłaś, że ten ktoś może zabić Adele, więc raczej gdy nas zobaczy logiczne, że będzie chciał zrobić z nami to samo, a w moich butach daleko bym nie uciekła.' 
'Powiedziałaś ,,w moich'', te nie są twoje?'
'Pożyczyła je ode mnie.' - odezwał się Ben, a Stella zesztywniała i na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju rumieńca. 
'Nie wierzę...' - westchnęłam i poszukałam jej spojrzenia, obydwoje z Ben'em wybuchliśmy śmiechem.
'Nie gadam kiedy prowadzę!' - wrzasnęła wściekle, poprawiła lusterko i wlepiła wzrok w drogę przed nami. Patrzyłam na nią chwilę, a potem zrobiłam to samo co ona. Co kilka minut pojawiały się tabliczki z nazwami coraz to nowszych miejscowości. Patrzyłam w noc i zastanawiałam się co się teraz dzieje z Adele, ale poczułam, że znów ogarnia mnie strach, więc odrzuciłam te myśli, nie chciałam dopuszczać do siebie, że w tej chwili może być już martwa. 
          'Zaraz wjeżdżamy do Crawley - odezwała się Stella - Gdzie dokładnie mam jechać?'
'Ja... nie wiem. Do jakiegoś lasu.'
'Nelly!' - zdenerwowała się. 
'Co?! Adele jest więziona przez mordercę, myślisz, że miała dużo czasu, żeby napisać adres?! Tym bardziej, że jest w lesie!' 
'Super! Mogłaś mnie łaskawie poinformować, że nawet nie wiesz gdzie ona jest zanim ruszyliśmy!' 
'Uspokójcie się. Stella, teraz skręć w prawo i jedź prosto, aż do stacji benzynowej, stamtąd powinniśmy zobaczyć las.' - powiedział Ben i obie obróciłyśmy ku niemu głowy. 
'A ty niby skąd to wiesz?' - zapytała Stella. 
'Bo po drodze z Brighton to jedyny las.'   
Zamilkłyśmy i zawstydzone skierowałyśmy wzrok w innych kierunkach. Po kilku minutach rzeczywiście dotarliśmy na stację i zobaczyliśmy las. Zaparkowaliśmy samochód i wysiedliśmy. 
'Co teraz?' - spytałam. 
'Idziemy...' - odpowiedział Ben. 

____________________________________________________________
Wyobraźcie sobie, że napisałam tydzień temu ten rozdział,
ale zapomniałam dodać. :d
/Diana



sobota, 23 maja 2015

Will I get by?

Cześć. Chciałam tylko napisać, że nie jestem pewna czy w tym tygodniu dodam rozdziały.
Po prostu w tygodniu nie miałam jak ich napisać, a to nawet nie największy problem, bo w zeszłą sobotę skończyłam pisać WH równo o 20.
Za to dziś będzie o wiele ciężej, bo nie będzie mnie w domu. W każdym razie z góry przepraszam i postaram się dodać rozdział.

____________________________________________________________________

A tak poza tym, spójrzcie na historię moich nagłówków na blogu. xD

1.


2.
3.
4.
5.



/Diana

poniedziałek, 18 maja 2015

What happened? 2 #30

Of diary Adele

          Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Jedyne o czym byłam w stanie myśleć. To on próbował mnie zabić, a teraz to zrobi. 
          'Wysiadaj.' - rzucił jednocześnie otwierając drzwi samochodu. 
Wystawiłam ostrożnie stopę poza auto i poszukałam ziemi. Nadal miałam na oczach opaskę. Zaczęłam mierzyć się do wyjścia, ale on okazał się być niecierpliwy. Złapał za mój sweter, szarpnął mnie i wyrzucił z samochodu. Upadłam twarzą na ziemię. Skóra się obtarła i zaczęła piec, w miejscach, gdzie zdarły się kawałki skóry dostawała się brudna ziemia i wzmacniała ból. Czułam się poniżona i wystraszona. Zanim zdążyłam się podnieść dostałam kopniaka w żebro. Głośno zaczerpnęłam powietrza i wybuchnęłam płaczem. Miałam wrażenie, że jego glany je złamało. Zaśmiał się i kolejnym szarpnięciem mnie podniósł. Chwycił mnie pod ramię i zaczął prowadzić. W którymś momencie się zatrzymał i zdarł mi z oczu opaskę. W reakcji na ten gwałtowny ruch lekko odskoczyłam i spojrzałam w górę. Ujrzałam korony drzew. Wokół otaczał nas las. Stała przed nami mała, drewniana chatka. Miał zamiar mnie tam więzić. 
'Oddaj mi telefon.' 
Po karku przebiegł mi dreszcz, kiedy znów usłyszałam jego głos. 
'Nie mam.' 
Uderzył mnie w twarz. Odchyliłam głowę i usłyszałam plask. Powoli z nosa zaczęła toczyć mi się strużka krwi. 
'Oddaj telefon.' - powtórzył. 
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam komórkę. Spuściłam głowę i podałam mu ją do dłoni. 
Otworzył drzwi i zachęcił mnie bym weszła. 
Niepewnie wsunęłam się do środka i zaczęłam bacznie się rozglądać. 
         Pomieszczenie było małe. Podłoga i ściana były wyłożone tym samym rodzajem drewna. W pokoju znajdował się stolik, dwa krzesła i kominek przy którym wylegiwał się wielki doberman. Cofnęłam się na widok psa, który wzbudzał we mnie prawie tak wielki strach jak jego właściciel. Robert wepchnął mnie z powrotem do środka i wskazał na jedno z krzeseł. Posłusznie usiadłam. Zamknął drzwi na klucz i zajął drugie miejsce. Pies zerwał się z miejsca i podbiegł do pana, ten zaczął mocno głaskać go pogłowie, rozciągając mu skórę. 
'Nie bój się. To Devil, mój przyjaciel. Póki co nic ci nie zrobi - złapał go za pysk i zademonstrował ostre zębiska psa - Lecz kiedy klasnę - zabije cię.' 
Devil jakby dla potwierdzenia groźnie szczeknął. Robert klepnął go po głowie i pies znowu wrócił na miejsce przy kominku. Dickson odpalił fajkę, oparł podbródek na dłoni i z lekkim uśmiechem zaczął przypatrywać się mojej twarzy. 
'Boisz się, że cię zgwałcę?' 
Zdusiło mnie.
'Adele... nie mógłbym. Ja nic do ciebie nie mam. I nie jestem też chory umysłowo jak Clarie. Widziałem jak dorastałaś. Jesteś córką mojego przyjaciela. Brzydziłbym się sobą. Ja po prostu cię zabiję.' 
Łzy stanęły mi w oczach. 
'Ale dlaczego?!' - nie wytrzymałam. 
'No bo widzisz, takie jest życie. Ludzie mają swoje interesy. Myślisz, że Clarie przypadkowo trafiła na ciebie? Że nastawiała się na pierwszą lepszą dziewczynkę z ulicy? Otóż nie.'
'To znaczy, że ktoś, ta sama osoba co dwa lata temu, zatrudniła was, żebyście się mnie pozbyli?' 
'Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie kochana.' 
Zamilkłam i zwróciłam wzrok w stronę ściany. Dopiero teraz dostrzegłam tam drzwi. A przy ścianie sąsiadującej z kominkiem były drugie. 
'Tam - wskazał na te pierwsze - będzie twój pokój. Chcesz zobaczyć?'
Nie odzywałam się przez chwilę. 
'Dlaczego nie zabijesz mnie od razu?' 
'A chcesz?' - uśmiechnął się pytająco. 
Spuściłam głowę. 
'Muszę ci wyznać Adele, że jestem sadystą.' - westchnął i zgasił fajkę.
Spojrzałam na niego z pod byka. Dostrzegł to spojrzenie i uśmiechnął się ponownie. 
'Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?' 
Nie odpowiedziałam. 
'Hej, Adele! Odpowiedz mi na jakieś pytanie, bo zaczynam tu prowadzić monolog!' 
Milczałam.
'Jak chcesz - wzruszył ramionami - Idę pod prysznic. Raczej nie rób sobie nadziei na ucieczkę, bo drzwi są zamknięte, a okien tu nie ma jak zauważyłaś. Devil, pilnuj jej! - wstał i ruszył w kierunku drzwi przy kominku. 
          Kiedy zostałam sama załamałam ręce i znów się rozpłakałam. Obraz rozmazywał mi się przed oczami i traciłam zmysły. Nie ma już dla mnie ratunku. Jestem w środku lasu pod jednym dachem z mordercą, nikt mnie tu nie znajdzie zanim umrę...
        Nagle zobaczyłam mój telefon. Przestałam płakać, otarłam oczy i nie mogąc uwierzyć wpatrywałam się w ten leżący przede mną mały cud. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Czy to nie podstęp? Po chwili chwyciłam go szybko, odblokowałam i drżącymi palcami zaczęłam pisać wiadomość. Dźwięk wody w prysznicu się urwał. Zesztywniałam ze strachu, wstukałam ostatnie litery i wysłałam. Odrzuciłam telefon dokładnie w tej chwili, w której Robert stanął w drzwiach. Na mojej twarzy musiało być wymalowane, to co właśnie się stało. Zaczęłam się zastanawiać czy widział jakiś mój najmniejszy ruch, zauważył, że zostawił telefon... myślałam o tym zanim dostrzegłam w jego dłoni nóż. Wtedy reszta przestała mieć znaczenie.

/Diana

sobota, 16 maja 2015

What happened? 2 #29

Of diary Nelly

          Dziś czuję się zdecydowanie lepiej. Powrócił mój zapał i chociaż kompletnie nie wiem co robić, to już się za to nie obwiniam, kiedy coś się wydarzy będę wiedziała co robić. Dzwoniłam do Adele, ale włączyła się poczta. Cały czas trzymam telefon przy sobie i czekam aż oddzwoni. Pewnie ma na obozie jakieś zajęcia. Trudno. I tak doskonale się bawię. Rano byłam w parku i spotkałam znajome z liceum. Minnie i Larrę, rozmawiałam z nimi przez chwilę, a potem poszłam do księgarni na rynku. Chciałam kupić jakiś kryminał. Zapełniłby mi jakoś te dni oczekiwań na powrót Adele. Szczerze mówiąc wybrałam ze względu na okładkę, była na niej dziewczyna z buźką niesamowicie podobną do Stelli, miała na sobie czerwoną, lekką sukienkę i tonęła w ciemnych głębinach. Kiedy wyszłam z księgarni zobaczyłam idącego naprzeciwko pana Green.
'Dzień dobry!' - przywitałam się z uśmiechem.
'Cześć Nelly!' - zawołał i szybko mnie minął.
'Proszę pana!' - obróciłam się za nim.
'Tak? Trochę mi się spieszy.'
'O... w takim razie przepraszam.'
Ruszył dalej i już po chwili znikł mi z oczu. Chciałam go zapytać o Adele, ale zdecydowałam, że lepiej będzie go nie zatrzymywać. Wyglądał na zdenerwowanego, a nawet trochę wystraszonego.
          Wróciłam do domu wczesnym południem umierająca z głodu. W progu ściągnęłam buty i pociągnęłam nosem, by poczuć co mama ugotowała na obiad. Ku mojemu rozczarowaniu nie poczułam absolutnie żadnego zapachu. Zastanawiałam się czy to jeden z tych dni, w które mama uważa, że nikt prócz niej nic nie robi w domu i, że jest zmęczona, więc ma prawo, by nie zrobić obiadu. A jeśli ktoś ośmieli się o to zapytać lub co gorsza upomnieć, to tak jakby ładował się na pole minowe.
          Jednak kiedy weszłam w głąb kuchni dostrzegłam garnek z wpół zrobioną zupą ogórkową. A oprócz tego, co bardziej mnie zmartwiło, bladą jak ściana mamę. Nie popatrzyła na mnie, wzrok miała wybity w nogę od krzesła. Oblał mnie zimny pot i rozpaliły mi się policzki. Wiedziałam co to znaczy. Ostatni raz mama się tak zachowywała, kiedy Adele była pokaleczona od kryształów.
'Co się stało?' - spytałam czując ciężar na sercu.
Drgnęła, ale nadal na mnie nie patrzyła.
'Nelly... ja... nawet nie wiem jak to powiedzieć. Adele dziś... zniknęła z obozu.'
'Uciekła?' - zdziwiłam się.
'Chyba raczej... ją porwano.'

_________________________________
Dzisiaj rozdział znowu wcześniej. :) 
/Diana

niedziela, 10 maja 2015

What happened? 2 #28

Of diary Adele

         Wstałam równo o szóstej rano. Czułam się jak te kobiety z reklam kremów i balsamów do skóry. Świeżo, lekko i radośnie, może nawet zbyt. Z uśmiechem przyglądałam się pogrążonym we śnie Carol i June i gdzieś w środku dziękowałam Bogu, że ostatnie chwile, które z nimi spędzam są tak  miłe. Byłam pewna, że przynajmniej jedna z nich mówi przez sen, ale noc minęła szybko, bez żadnych niespodzianek. Dziesięć minut zajęła mi toaleta, ubranie się i spakowanie wszystkich rzeczy. Jak cudownie! Otworzyłam na oścież okno i odchyliłam do tyłu głowę, by poczuć na twarzy promienie słońca. Pierwszy raz w te wakacje miałam na to ochotę. Ale na przekór szybko zauważyłam, że dziś wcale nie jest tak ciepło i słonecznie jak w ciągu całego lata. Przeciwnie. Wiał zimny wiatr, a na niebie wisiały ciemne chmury. Wzdrygnęłam się i zamknęłam okno, ale zaraz uśmiech znów wrócił mi na twarz. Zastanawiałam się tylko co ze sobą zrobić. Przez kilka minut znów przypatrywałam się pozbawionym makijażu twarzą współlokatorek i Carol po raz kolejny mnie zszokowała. Była bardzo ładna, miała łagodny wyraz twarzy, ale podczas gdy wczoraj byłam w stanie stwierdzić, że jest trochę starsza ode mnie, dziś wyglądała na niespełna dwanaście. Zrobiło mi się jej szkoda. Ma tylko czternaście lat i żyje w świecie istnej patologii. Papierosy, alkohol, puste, zdzirowate koleżanki i chłopak z mózgiem wielkości piłki do ping-ponga, który w ogóle jej nie szanuje. Zastanawiałam się jak do tego doszło. Wpadła w złe towarzystwo, to wina rodziców? To wszystko zajęło mi dłuższą chwilę i nagle usłyszałam dziwnie głośny pośród tej grobowej ciszy sygnał SMS'a. Był od taty. Prawie całkiem zapomniałam już o Carol i byłam gotowa rzucić się do drzwi, gdy lekko uniosła powieki i zaspanym wzrokiem zaczęła przyglądać się mojej twarzy.
'Tata po mnie przyjechał. Wyjeżdżam.' - powiedziałam ostrożnie.
Nie odpowiedziała mi od razu. W jej oczach dostrzegłam coś w rodzaju bólu. A może tylko mi się wydawało? W końcu po tych domyśleniach moja wyobraźnia mogła szwankować.
'Przykro mi.' - powiedziała cienko.
Nogi zaczęły mi świerzbić i chciałam jak najszybciej znaleźć się w aucie, ale to wydało mi się samolubne. Nawet jeśli Carol nie jest mi bliska, to najwidoczniej mnie polubiła i miałabym wyrzuty sumienia zostawiając ją tak od razu. Ale...
'Pa.'
Spojrzałam na nią, ale nie możliwe, żeby usłyszała. Już zasnęła. I nagle wydała mi się piękna. Dostrzegłam w niej coś głębszego niż w June czy Aaronie. Miałam nadzieję, że wyjdzie na prostą i, że... znajdzie kogoś komu będzie na niej naprawdę zależało, kogoś takiego jak Nelly.
'Pa Carol.' - powtórzyłam czule i powoli się podniosłam.
*
         'Tato!' - krzyknęłam dziecinnym głosikiem, przebiegłam korytarz i zawisłam mu na szyi. 
'Adele! Adele... - śmiał się - Chodźmy szybko.'
'Dlaczego? Rozmawiałeś z kimś?'
'Z kim?'
'No... z organizatorem albo... nie wiem. O tym, że jadę do domu.'
'Aaa, tak.'
'Dobrze! Możemy iść!' 
          'Zauważyłeś, że zbiera się na deszcz? To dziwne, że pogoda tak z dnia na dzień się zepsuła...' - zapytałam wsiadają do samochodu. 
'Usiądź z tyłu.' - powiedział jednocześnie pakując moją walizkę do bagażnika. 
'No dobrze.' - zgodziłam się i zmieniłam miejsce. Po chwili tata wsiadł za kierownicę. 
'Rzeczywiście. Ale chyba się cieszysz, że się schłodziło? Tak narzekałaś na te upały. I szczerze mówiąc mi też działały na nerwy.' 
'No tak, ale... myślałam, że pojedziemy z Nelly nad wodę. Tak jak na początku wakacji.'
'Za kilka dni pewnie się rozchmurzy.' - uśmiechnął się przyjaźnie, odwzajemniłam to. 
         Po jakichś dwudziestu minutach wjechaliśmy do Crawley. Zaczęłam rozpoznawać drogę i zdziwiło mnie, że tata skręcił w lewo. Przecież dobrze znał tę drogę. 
'Tato..' - zaczęłam, ale uciszył mnie przez podniesienie palca.
'Jedziemy zatankować. Kończy się paliwo.'
Spojrzałam na licznik. Rzeczywiście. Skinęłam głową. 
          Stacja była dosyć duża. Tata poczochrał mi wielką dłonią włosy jednocześnie zakrywając oczy, jak to robił, kiedy byłam młodsza. Wystawiłam do niego język. Wysiadł i kazał mi czekać, co było głupie, bo niby gdzie miałam się ruszyć? Nie było go strasznie długo i zaczęłam robić się głodna i zmęczona. Oparłam głowę o oparcie i przymknęłam oczy. Leżałam tak chwilę i stwierdziłam, że myślę o Bennie.  O tym jak się nade mną nachylił i spojrzał w oczy. Naprawdę miał achromatopsję? 
Nagle coś zatrzęsło siedzeniem i poczułam ból w karku. Sekundę później usłyszałam huk zatrzaskiwanych drzwiczek, pstryk zamków w aucie i silnik.
'Tato?' - jakimś cudem udało mi się ustawić karak i otworzyłam oczy. Chwilę zajęło mi rozpoznanie kierunków, bo trzask zatkał mi uszy i kręciło mi się w głowie. W końcu znalazłam siedzenie kierowcy. Ale to wcale nie był mój tata... Przede mną siedział na wpół odwrócony mężczyzna, który z kpiącym uśmiechem wlepiał we mnie oczy. Momentalnie cała zesztywniałam. Uświadomiłam sobie kim jest... Czułam to. To on to wszystko zrobił. Prześladował mnie. Pojechał za mną, aż tu. A teraz... skręciliśmy na jakąś wąską drogę w lasku. Milczałam. Odwrócił się i rzucił mi na kolana jakąś szmatkę.
'Zawiąż sobie oczy.' - nakazał, a jego głos trafił mnie jak kula pistoletu. Poznałam ten głos. I twarz też zaczęła mi się przypominać. To się łączyło... Już znałam to imię. Mimowolnie wymówiłam je na głos.
'Robert Dickson.'
Deszcz runął na samochód jak grad. W mgnieniu oka cała ulica zaczęła płynąć. Pierwsza ulewa. Mężczyzna uśmiechał się do mnie podle i ponaglił ruchem ręki, bym obwiązała sobie oczy. Zrobiłam to sztywną ręką. Gdy zobaczyłam ciemność cicho załkałam. Cyjanowodór, kryształy, zdjęcie Clarie...

/Diana

sobota, 9 maja 2015

What happened? 2 #27

Of diary Nelly

          Dochodziła dwudziesta. Wyjątkowo wracałam do domu przez Whitcomb. Szłam ulicą, blisko krawężnika przy którym zatrzymał się wtedy wóz policyjny. Na ławce przed blokiem siedziała starsza pani i plotła wianek z rosnących obok jej stóp stokrotek. Po chwili podbiegła do niej roześmiana dziewczynka w dwóch warkoczykach i podała jej mały bukiecik kwiatków. Później zaczęły mierzyć jej go na głowę. Tak dziwnie wyglądały na tle stłuczonej lampy nad drzwiami. Uniosłam wzrok i przyjrzałam się oknom na ostatnim piętrze. I nagle jedno z nich się zatrzęsło, ktoś je otworzył. Chwilę potem wychyliła się przez nie głowa tej kobiety. Miałam ochotę przetrzeć oczy. Oparła ręce na dachówkach i odpaliła papierosa. Miała rozczochrane włosy i podkrążone, zaczerwienione oczy, którymi patrzyła smętnie na toczącą się na dole miłą scenkę babci i wnuczki. Uśmiechnęła się krzywo. Musiała poczuć na sobie mój wzrok, bo nagle przekręciła głowę i spojrzała na mnie. Patrzyłyśmy sobie w oczy. Zaczęłam się zastanawiać czy mnie poznaje. Zgasiła papierosa o dachówkę. zostawiła go na parapecie i zamknęła okno. Wpatrywałam się jeszcze chwilę w to miejsce, a potem schowałam twarz w dłoniach i ze spuszczoną głową ruszyłam dalej.
*
         'Rodzice Adele już wrócili do mieszkania?' - zapytałam, kiedy zauważyłam, że rzeczy pani Green zniknęły z dotychczasowego miejsca. 
Mama skinęła głową. 
'Właśnie wyszli. Nie widziałaś ich?'
'Nie. Wracałam inną drogą.' 
'Przez Whitcomb?'
Odwróciłam wzrok. 
Mama westchnęła, podniosła się i poszła do innego pokoju.
         Oczy zaszły mi łzami. Dlaczego wszyscy traktują mnie z dystansem i nie chcą zrozumieć? Dlaczego popełniam tyle błędów? Chciałabym zrobić coś dobrze. Chciałabym, znów poczuć, że mimo, że jest źle to mam wsparcie bliskich. Teraz nie dość, że jest strasznie, to wszyscy się ode mnie odwracają i jestem całkiem sama.
Łzy ciekły mi po policzkach i spadały z podbródka rozpryskując się o podłogę. Już nie starałam się ich powstrzymać. Potrzebowałam tej chwili słabości, żeby wyrzucić z siebie wszystko co do tej pory dusiłam. Po tym wszystkim poczułam się silniejsza. Znów mam nadzieję i dam z siebie wszystko. Nic mnie już nie powstrzyma. Obiecałam to sobie.

/Diana

niedziela, 3 maja 2015

What happened? 2 #26

Of diary Adele

         'Adele Green?'
Skinęłam.
'Świetnie - uśmiechnął się do mnie niski mężczyzna o skośnych, piwnych oczach - Masz pokój numer 15. To na pierwszym piętrze. Dzielisz go z June i Carol. To te dziewczyny przy oknie. Podejdziesz do nich po klucze. Dzisiaj masz czas na wypakowanie i poznanie innych obozowiczów, jutro o siódmej jest śniadanie, zaraz po nim idziemy na spacer po mieście. Obok recepcji wisi grafik. Zapoznaj się z nim. Możesz iść.'
Odeszłam od mężczyzny o dosłownie trzy kroki i spojrzałam na moje współlokatorki na najbliższe dwa tygodnie. A właściwie ich tyły. Obie były mocno wychylone za okno i miałam wrażenie, że zaraz przez nie wypadną. W końcu zdecydowałam się podejść. Puknęłam jedną z nich w plecy. Usłyszałam przekleństwo.
'My wcale nie palimy!' - odezwała się druga i obie zaniosły się głośnym, nieopanowanym śmiechem. W końcu obróciły głowy i zmierzyły mnie wzrokiem. Jedna z nich, ta którą zaczepiłam, miała czarne włosy spięte w wysokiego koka, dosłownie pomarańczową skórę, duże, brązowe oczy i kolczyka w dolnej wardze. Wyrzuciła za okno wpół spalonego papierosa i kaszlnęła mi prosto w twarz tytoniem. Druga była bardzo niska, miała rude, potargane włosy sięgające ramion, zielone oczy, pomalowane na czerwono usta, idealne kreski nad oczami i tusz od którego ilości uginały się rzęsy. Zaciągnęła się, wypuściła z ust dym i uśmiechnęła się do mnie. Stałam chwilę nieruchomo zastanawiając się czy sama nie wypchnąć je przez to okno.
'Haha, myślałam, że jesteś którymś z wychowawców zdziro.' - odezwała się czarnowłosa i wyrwała drugiej papierosa z ręki.
Zaczynałam mieć wątpliwości czy to nie obóz dla trudnej młodzieży.
'Możecie mi dać klucze od pokoju?' - wyciągnęłam rękę.
'Ooo, będziesz z nami w pokoju? Jak masz na imię?' - zapytała ruda jednocześnie grzebiąc w czarnej, skórzanej torebce.
'Adele...' - mruknęłam.
'Ślicznie.' - uśmiechnęła się słodko i podała mi klucze. Gdyby nie to, że mówiąc to zajechało od niej tytoniem i sztucznością, może bym ją polubiła.
'Ja mam na imię June!' - wykrzyknęła czarnowłosa, wyrzuciła ręce do góry i zakręciła się w kółko. Może to też ćpunki...
'A ja Carol, cześć.' - podała mi rękę i natychmiast rzuciły mi się w oczy żółte paznokcie. Już wiem, że mam do czynienia z zawodową palaczką...
'A ile masz lat?' - zapytała po chwili swoim cienkim, miodowym głosikiem.
'Siedemnaście.'
'O, June też, a ja dwa dni temu skończyłam czternaście.'
Czułam jak opada mi szczęka. Dobry Boże, ile?! Od kiedy czternastolatki palą papierosy i mają na twarzy tonę fluidów?!
Zmusiłam się do uśmiechu i zwróciłam w stronę schodów. Kiedy tylko z powietrza zniknął duszący zapach tytoniu głośno odetchnęłam. Nienawidzę tego miejsca.
          Pokój znajdował się na początku korytarza i miał kształt prostokąta. Na moje szczęście łóżka była umiejscowione w dosyć dalekich odległościach. Na podłodze była wyłożona beżowa wykładzina. Zamiast jednej ściany była wielka, drewniana szafa ścienna. Obok łóżka, na którym leżała otwarta, pusta, czarna walizka i opakowanie samoopalacza stało biurko na którym ustawiony został mały telewizorek. Łóżko przy samym wejściu też było zajęte, co wywnioskowałam z tego, że były na nim porozrzucane różnokolorowe lakiery do paznokci. Zostało mi, więc jedno łóżko, przy drzwiach prowadzących do łazienki. Ostatnie, więc najgorsze. Miało złamaną nogę i inną pościel, koc raczej bardziej przypominał dywan. 
         Rozpakowałam się dość szybko, poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam głowę, położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać, choć dopiero dochodziła osiemnasta. 
W między czasie co pięć minut z walizki Carol dobiegało mnie rapowanie Nicki Minaj, aż chciało się wstać i roztrzaskać ten telefon, najlepiej na głowie jej i June. 
Godzinę później ich nadejście zapowiedział głośny śmiech zza korytarza. Uderzyłam książką o czoło w momencie, kiedy nacisnęły na klamkę. Nie przestawały rozmawiać, każda ruszyła w kierunku swojego łóżka. June chwyciła w ręce opakowanie samoopalaczu i zaczęła je czytać. Carol usiadła, robiąc wgniecenie w materacu, omiotła mnie zdziwionym spojrzeniem i zapytała dlaczego już leżę w łóżku. Zanim zdążyłam otworzyć usta rozległ się znajomy głos Minaj. Uśmiechnęłam się z politowaniem, czułam, że śmiało mogłabym zarapować tę piosenkę razem z nią. 
'O, to Aaron.' - przygryzła wargę i utuliła telefon do piersi zanim odebrała. 
Z całych sił starałam się ignorować jej chichot, w końcu moją uwagę przykuło coś innego. June prysnęła w szafę samoopalaczem. 
'Co ty do cholery robisz?' - wymsknęło mi się. 
Spojrzała na mnie obojętnie i wzruszyła ramionami. 
'Hej, dziewczyny! - zawołała Carol - Nie będziecie miały nic przeciwko jeśli przyjdzie tu na chwilę mój chłopak?' 
'Coś ty. Z Aaronem zawsze jest największa beka, może znowu zaciągnie się papierosem przez nos.' - zaśmiała się na wspomnienie tej chwili June. 
Carol spojrzała na mnie pytająco. Nie miałam ochoty, żeby przyszedł tu trzeci idiota, ale przecież nie mogłam jej nie pozwolić... 
          Aaron przyszedł niespełna dziesięć minut później. Był średniego wzrostu szatynem, miał jasną cerę i mnóstwo pryszczy na całej twarzy i kilka na szyi. Carol była w niego nie tylko wpatrzona, ale też zasłuchana, kiedy chwalił się, że wypił rano pół butelki wódki. Starałam się ich ignorować, a sam Aaron zauważył mnie dopiero pół godziny po przyjściu. 
'Uhuhu, cześć skarbie! - zawołał, a ja poczułam się jednocześnie zniesmaczona i zdziwiona - Chcesz spać dzisiaj w moim pokoju? Nie mam żadnych nieproszonych lokatorów.'
June i Carol zaniosły się śmiechem. 
'Zgódź się!' - zachęciła mnie Carol. 
'Myślałam, że to twój chłopak.' - zmarszczyłam brwi. 
'No tak. Ale on to robi z każdą.' - to zabrzmiało jakby mówiła to naprawdę poważnie. 
'Oj przestań! A pamiętasz twoją kuzynkę? Tą Donnę? Z nią nie.'
'Bo jest gruba i brzydka! - zmieniła ton na bardziej oskarżycielski - Robiłeś to nawet z June!'
Odrzuciłam kołdrę i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro, na swoją rozgniewaną twarz i szybko wybrałam numer taty. 
'Adele?'
'Zabierz mnie stąd!' - wrzasnęłam. 
'Dlaczego? Zaczekaj jeszcze chociaż jeden dzień...'
'Nie! Przyjedź po mnie!'
'Dobrze. Będę jutro rano. Dobranoc.' - rozłączył się. To było dziwne. Mimo wszystko byłam pewna, że się nie zgodzi i ta rozmowa jest zbędna, chciałam tylko wyładować złość, ale jednak... 
Uśmiechnęłam się krzywo.


/Diana


sobota, 2 maja 2015

What happened? 2 #25

Of diary Nelly

          Pamiętam jak kiedyś znalazłam jej pamiętnik. Jak wtedy biło mi serce i jak bardzo tęskniłam.
Przypomniał mi się strach, który towarzyszył mi, gdy zaczęłam go czytać. Pierwsze słowa, które kaleczyły mi dusze. A potem nienawiść, do siebie i do tego, kto jej to zrobił. Wydaje mi się, że czuję się teraz dokładnie tak jak zanim go znalazłam. Tak... bezradnie i pusto. Co mam zrobić?
          Nie ma już żadnej Clarie Meynard na tej ziemi. Tamta kobieta, której wygrażała Stella była kimś zupełnie obcym i niewinnym.
         Kiedy to się skończy? Kiedy się dowiemy kto poluje na życie Adele? No i... dlaczego to robi? To przypadek, że ktoś próbuje ją zabić po raz drugi? Czy historia z Clarie i ta nowa są ze sobą jakoś powiązane? Mam tyle pytań... wiem tak niewiele. Zaczęło się od cyjanowodoru, później był kryształowy żyrandol, no i znalazłam tą ulotkę restauracji Stelli... Chwila. Chyba dostałam olśnienia.... A jeśli Stella i Ben celowo zepsuli nasze wyjście do Clarie? To wyjaśniałoby tę ulotkę w miejscu podłożenia cyjanowodoru... i przecież Ben pokazał nam mieszkanie tej kobiety i zapewnił, że to na pewno Clarie. Kilka razy widziałam jak dziwnie przygląda się Adele...! A Stella podsycała nasze kłótnie i namawiała mnie, żeby Adele sama wyszła w nocy z domu, a potem 'przez przypadek' oboje z Ben'em też tam przyszli. O Boże! A jeśli oni chcieli ją wtedy...

*
         'Cholera jasna, Stella!' - wpadłam do restauracji głośno trzaskając drzwiami. Wyładowałam na nich cały gniew i uczucie zdrady.
'Nel! Ben mi wszystko opowiedział! Przepraszam, myślałam, że uciekniecie!' - podeszła do mnie i wyciągnęła ręce, żeby mnie przytulić, ale zdecydowanie ją odepchnęłam.
'Zaplanowałaś to wszystko czy nie?!'
'O czym mówisz?'
'Tak czy nie?!'
'Nelly, uspokój się!'
Zamachnęłam się i wycelowałam w jej policzek, w ostatniej chwili złapała mocno za mój nadgarstek.
'Lepiej, żebyś tego nie robiła.' - syknęła.
Spojrzałam jej w oczy i momentalnie się rozpłakałam. Jej zawsze rozpromieniona twarz i figlarny uśmiech gdzieś znikły, teraz padał na nią jakiś dziwny cień i patrzyła na mnie ostro.
'To co? Zawołać Benniego, żeby zrobił nam coś do jedzenia i pogadamy jak normalni ludzie?' - w sekundę jej pierwsza twarz wróciła, odrzuciła mój nadgarstek jak szmatkę i usiadła przy stole. - Benny!'
          Czułam jak zaczynam się rumienić. Powinnam być bardziej stanowcza i silniejsza, jak ona. Nikt jej się nie sprzeciwia, robi co chce i zawsze uchodzi jej to na sucho. ,,Silni przeżyją, słabi zginą''.
Ben wyszedł z zaplecza jakiś podekscytowany i radosny. Spojrzał wyczekująco na Stellę.
'Wiesz może o co chodzi naszej przyjaciółce? Bo kiedy tu przyszła miałam wrażenie, że chce mnie zabić.'
'O, pewnie jest zła za to co wydarzyło się tydzień temu, prawda?' - zwrócił się do mnie - Rozmawiałem z Adele i wydaje mi się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, oddamy wam pieniądze.'
'Tu nie chodzi o pieniądze! To wy próbujecie ją zabić, prawda?!' - wybuchłam.
Ben rozchylił usta w zdziwieniu, a twarz zastygła mu w tym wyrazie. Za to Stella nie była w najmniejszym stopniu wzruszona.
'Myślę, że przy naszym pierwszym spotkaniu już to sobie wyjaśniliśmy, nie wiem co ta ulotka robiła u niej w mieszkaniu, okej?'
'Tak? Więc jesteś niewinna?! To dlaczego ciągle próbowałaś nas skłócić?!'
'Nie rozśmieszaj mnie. Same ciągle rzucałyście się sobie do gardeł i nie dało się z wami dojść do porozumienia. Obwiniając mnie za to, byłabyś po prostu głupia lub śmieszna.'
'Przykro mi Nelly, to prawda. Nie rozumiem dlaczego...'
'Zamknij się! Ty też nie jesteś bez winy! Myślisz, że nie widać jak gapisz się na Adele?! Miałeś jakieś... nieczyste myśli?! Nie jesteście lepsi od Clarie!'
'Przestań! Mówisz o mnie jak o jakimś psychopacie!' - zaprotestował Ben.
'A jak inaczej wytłumaczysz to, że ślinisz się na jej widok?!'
'Ślinię...? - zmarszczył brwi - Może ona zwyczajnie mi się podoba?'
Stella wybuchnęła głośnym, skrzeczącym śmiechem.
'Zakochałeś się w tej chodzącej depresji?! Twój gust zawsze był powalający braciszku, ale tym razem...!'
Chwyciłam ze stolika metalowy stojak na serwetki i rzuciłam nim prosto w brzuch Stelli.
'Ałła! - gwałtownie zaczerpnęła powietrza - Zgłupiałaś?!'
'Masz mi powiedzieć prawdę!' - wykrzyknęłam jednocześnie połykając łzy.
Spojrzała na mnie posępnie.
'Dobrze.'


/Diana