niedziela, 28 czerwca 2015

What happened? 2 #34

 Of diary Adele

          Szczerze mówiąc byłam nawet ciekawa przed kim czułam większy strach, Robertem czy Clarie? Odpowiedź stała się jasna, kiedy wyrzucił mnie z samochodu przed jej domem, a ja przypominając sobie wszystkie traumatyczne przeżycia straciłam na chwilę świadomość tego co robię i zaczęłam przeraźliwie wrzeszczeć, tarzać się po ziemi i drapać po twarzy. Upadłam tak nisko. Wydawało mi się, że w spojrzeniu Roberta jest zniechęcenie, które powoli przemieniło się w coś w rodzaju współczucia. Ale tylko mi się tak wydawało, bo po chwili chwycił mnie za kark i podniósł na równe nogi, po czym rozegrała się między nami prawdziwa walka. Usiłował zaciągnąć mnie do środka, a strach dodał mi tak wielu sił, że byłam w stanie się opierać. Waliłam w niego pięściami, wyrywałam się, by za chwilę znów dać się złapać, biegłam w miejscu, bezskutecznie chcąc uciec, upadałam, kopałam go, wbijałam ręce w obumarłą ziemię w jej ogrodzie, żeby tylko nie znaleźć się znów w tym domu. Czułam, że jestem blisko tej piwnicy. Ona jakby żyła i przez te lata czekała, bym znów się w niej znalazła, a wtedy mnie wykończy.
          W końcu mu się udało, a ja wyczerpana z sił po prostu się poddałam. Spełniły się moje obawy. Robert trzymając mnie za nadgarstek zmierzał prosto w stronę piwnicy. Pociągnął mnie po schodach w dół i stanęłam przed wielkimi, solidnymi drzwiami prowadzącymi w to miejsce. Spojrzałam na niego błagalnie, a on podniósł rękę i... pogłaskał mnie po włosach.
'Nie martw się, niedługo wszystko się skończy.' - powiedział.
Zamarłam. Jak to? Co on ma na myśli? Już chce mnie zabić?
          Uchylił drzwi i delikatnym gestem ręki zachęcił bym weszła do środka. Zacisnęłam powieki i zrobiłam kilka kroków w przód. Usłyszałam jak wszedł za mną. Zamknął drzwi. Otworzyłam oczy. Wszystko wyglądało tak samo. Podłoga była wykonana z czarnego kamienia, leżała na niej ta sama słomiana wycieraczka, była na niej moja zaschnięta krew, zniknęła tylko beczka pełna zwłok poprzednich ofiar Clarie, chyba tylko mnie udało się uciec... niezupełnie, znów tu jestem. Chyba po prostu od tego nie da się uciec. Czułam wilgoć i smród piwnicy. Po chwili miałam trochę więcej odwagi, przynajmniej na tyle by rozejrzeć się po całym pomieszczeniu. Obróciłam się i w rogu dostrzegłam krzesło, którego wcześniej tam nie było. Miało do siebie podłączone jakieś kabelki i nie wyglądało jak zwykły mebel. Po chwili dotarło do mnie jaki naprawdę los mnie czeka. Robert, sadysta i fanatyk elektryczności marzący o własnym... krześle elektrycznym.
,,Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?''. Dlaczego się nie domyśliłam?!
'Robert, dlaczego?!' - wybuchnęłam płaczem i zaczęłam bić głową o ścianę piwnicy. Gorszej śmierci nie mógł mi wymyślić. Przypomniały mi się wszystkie filmy dokumentalne o elektrycznym krześle, które kiedykolwiek oglądałam. Słowa, które opisywały ten nieziemski ból i śmierć w męczarniach.
''Nienawidzę cię! Nienawidzę!'


/Diana

piątek, 26 czerwca 2015

,, What happened? '' well farther?

No to witam po przerwie... która skończy się za dwa dni. Nie ważne. 
Rozdział pojawi się w niedzielę, żeby utrzymać dany rytm. 
To już ostatnie rozdziały, więc więcej przerw już nie będzie. Ale co dalej? Przez jakiś czas będzie zupełna pustka na blogu, bo będę pisała trzecią - ostatnią - część WH. Później będę dodawać rozdziały. Ale potem będzie już koniec. Żadnych więcej części ani innych opowiadań. 
Pewnie zanim to nastąpi minie trochę czasu, ale już zapowiadam. 
No więc, do niedzieli! 


/Diana

sobota, 6 czerwca 2015

What happened? 2 #33

Of diary Nelly

         Złapałam się za krwawiące miejsce na czole i syknęłam z bólu.
'W porządku?' - zapytał Ben i podał mi kawałek papieru. Przycisnęłam go do rany.
         Kiedy Robert wepchnął mnie i Ben'a do łazienki uderzyłam głową o kant wanny.
          Ben szarpnął za klamkę.
'Zamknął drzwi.' - stwierdził.
'To oczywiste.' - raczej westchnęłam, a nie powiedziałam. Obawiałam się, że Ben może to źle odebrać.
'Jak stąd wyjdziemy? Jest tu jakieś okno?'
'Nie ma.' - rozejrzałam się po małej łazience i spuściłam głowę. Krople krwi spadały i rozpryskiwały się na białych kafelkach.
          Nagle usłyszałam huk. Ben z całej siły kopnął w drzwi, ale te ani drgnęły, za to ten złapał się za obolałą nogę i skomląc z bólu rzucił się na podłogę.
'Ben...' - jęknęłam.
W tym momencie w zamku przekręcił się kluczyk. Oboje zdziwieni spojrzeliśmy w tamtą stronę. Przed nami stała Stella.
'Stella, na litość Boską! Jak dobrze, że jesteś!' - krzyknęłam i rzuciłam się jej w objęcia.
'Miałaś czekać w aucie...' - mruknął Ben, a ja rzuciłam w niego moim zakrwawionym kawałkiem papieru.
'Jak nas znalazłaś?! I jak ominęłaś Roberta?! Zaczynam się ciebie bać!' - pytałam.
'Kiedy na was czekałam widziałam jak jakiś samochód wyjeżdża z lasu, wydawało mi się, że z tyłu siedzi Adele, kiedy gość z przodu dał jej w twarz, to tylko się upewniłam. Pomyślałam też, że mogło się wam coś stać, więc...'
'Jakaś ty troskliwa!' - wtrącił z ironią Ben.
'Przestań! Ciągle naskakujesz na Stellę, a zachowujesz się dokładnie tak jak ona! Nie widzisz, że nas uratowała?! Poza tym mamy teraz ważniejsze sprawy do załatwienia niż wasze sprzeczki!' - krzyczałam zirytowana.
'Właśnie Benny, chcesz uratować swoją ukochaną czy nie? Widziałam w którą stronę pojechali. Jeszcze możemy ich dogonić, chodźcie!'
*
          Nigdy w życiu nie jechałam tak szybko w aucie. Droga była pełna dziur, a Stella nie ominęła spokojnie ani jednej! Tak więc całą drogę porządnie trzęsło. 
'Stella, patrz jak jedziesz!' - wrzeszczał Ben. 
'Coo?! Nie słyszę!' - rzeczywiście pracujący na potrójnych obrotach silnik był dosyć głośny, ale w głosie Stelli była ta jej nutka złośliwości, a sekundę później wjechała w sporą dziurę. Ben zacisnął ręce na oparciu jej fotela.
'Czekajcie! Widzicie?! Jakiś samochód jedzie na przeciwko. Stella, to oni? Wracają? - pytałam zestresowana, ale po chwili zdałam sobie sprawę kto siedzi w tym aucie - Cholera.'
'Nie, to nie ten samochód.' - odpowiedziała mi Stella.
'Tak, wiem.'
'Wiesz kto to, Nelly?' - zapytał Ben.
'To nasi rodzice, w sensie moi i Adele.' - odruchowo złapałam się za głowę i ścisnęłam w garści swoje włosy.
'Jak to? Co oni tu robią? Powiedziałaś im?' - pytała Stella.
'Zgłupiałaś? Oczywiście, że nie. Nie wiem po co tu jadą... Może do Brighton, porozmawiać z tymi od obozu. Pewnie chcą ich pozwać.'- panikowałam.
'Kucnij!' - polecił Ben, a ja posłusznie padłam kolanami na podłogę i schyliłam głowę, w tym momencie Stella wjechała w kolejną dziurę, zatrzęsło całym samochodem, a ja uderzyłam głową o panel sterujący.
'Au!' - jęknęłam.
'Już możesz się podnieść.' - uśmiechnęła się Stella.
Nie wiem czemu mam wrażenie, że zrobiła to specjalnie...
*
          'A to?! To oni?!' - krzyknęłam. 
'Auć, Nelly. Będziesz tak pytać, kiedy zobaczysz każde auto po drodze?' - Ben zatkał uszy.
'Chwila... - Stella wytężyła wzrok - To oni!'
'Naprawdę?!'
'Tak, tak!'
'Przyspiesz!'
'Nie, błagam, zaraz zwymiotuję! Z tej odległości będzie bezpieczniej, Robert nie będzie nic podejrzewał, a my cały czas będziemy mieli ich na oku.' - odezwał się Ben.
'Nie wymądrzaj się.' - wydęła usta Stella i docisnęła gazu, a ja i Ben natychmiast wbiliśmy się w siedzenia. 
'Jesteś nienormalna!'
'Powtarzasz się!' - wystawiła mu język.
          Jechaliśmy za nimi jakieś dziesięć minut, a potem wjechaliśmy do Londynu. 
'Nie rozumiem, po co...' - zaczęłam. 
'Może chce ją odstawić do domu.' - wzruszyła ramionami Stella, a ja skarciłam ją wzrokiem. 
'Słuchajcie, przemyślałyście w ogóle jak chcemy to zrobić? Nie możemy tak wtargnąć jak przedtem, tym razem może nam się nie upiec. Poza tym na pewno niczego tym nie wskóramy. Może zobaczymy gdzie pojadą, a potem Nelly zadzwoni po rodziców?' 
'Rany, ale zrzędzisz braciszku.'
'Odpada, przecież się z nimi minęliśmy. Są już pewnie daleko stąd.' - odpowiedziałam. 
'W takim razie jak...?' - zaczął.
Nagle oczy rozszerzyły mi się w zdziwieniu i cała zastygłam. 
'Hej, Nelly?' - pomachał mi dłonią przed oczami. 
Oblał mnie zimny pot, spojrzałam im obojgu w oczy, ale minęło sporo czasu zanim zdążyłam wydukać:
 'Po co oni jadą do domu Clarie?'               

                                                                                
/Diana



czwartek, 4 czerwca 2015

What happened? 2 #32

Of diary Adele

         Mój telefon skończył z nożem wbitym w ekran, ale przynajmniej mi nic się nie stało. Mam tylko nadzieję, że SMS doszedł. Teraz jest już późno, wpół do trzeciej w nocy, ale w tym wypadku to nie dziwne, że nie mogę zasnąć. Dostałam własny pokój, jest bardzo ciasny i nie ma okien, stoi w nim tylko łóżko, ale to lepsze niż nic. Nie jestem bardzo zszokowana tą sytuacją, właściwie mam wrażenie, że przygotowywałam się do tej chwili od dawna. Czułam, że nie wszystko jest w porządku. Nie obwiniam za to nikogo, kto mógł to przewidzieć? Albo jak można było mnie przed tym uchronić? Teraz zastanawiam się tylko nad jednym, uda mi się przeżyć?
         Nagle z zewnątrz zaczął mnie dobiegać odgłos łamanych pod czyimiś stopami suchych gałęzi i rozmowę. Wsłuchiwałam się uważnie, dźwięki było słychać coraz wyraźniej, aż w końcu rozpoznałam głos Nelly i zesztywniałam. Uśmiechnęłam się powoli do siebie, więc moja wiadomość doszła, a w dodatku Nelly tak szybko mnie odnalazła... a potem usłyszałam inny dźwięk, dochodził  z pokoju obok, był strasznie niepokojący.
         Wypadłam z pokoju i rzuciłam się Robertowi do nóg, zaczęłam szarpać, krzyczeć, płakać. Odrzucił mnie kopnięciem pod ścianę. Po chwili ostrożnie otworzyły się drzwi, a w nich zobaczyłam wglądającą do środka Nelly. Widziała tylko część pomieszczenia, uśmiechnęła się do mnie z ulgą, nie miała pojęcia o stojącym za drzwiami Robercie. Przerażona otworzyłam usta, żeby ją ostrzec, ale było już za późno. Odrzuciła drzwi i weszła do środka, za nią pojawił się Ben, który dostrzegł Roberta. Wydał z siebie coś w rodzaju stłumionego krzyku i szarpnął w swoją stronę niczego nieświadomą Nelly sekundę zanim nóż wbiłby się w sam czubek jej głowy. Niezgrabnie podniosłam się z podłogi i ruszyłam biegiem w ich stronę. Robert powstrzymał mnie w pół drogi, chwycił w tali i zgiętą wpół przerzucił przez ramię, a potem jednym ruchem cisnął do pokoju. Bolała mnie każda część ciała, ale nie miałam czasu nawet na chwilę odpoczynku czy namysłu. Bez skrupułów rzuciłam się do drzwi, ale zatrzasnął je tuż przede mną. Nie usłyszałam dźwięku przekręcanego kluczyka, a jednak ciągnęłam za klamkę i bezskutecznie usiłowałam otworzyć drzwi. Kopałam w nie i waliłam pięściami. Nie krzyczałam, zapłakana z przejęciem wsłuchiwałam się w odgłosy dobiegające zza drzwi. Nelly piszczała, słyszałam jej szybki, nierównomierny oddech. Co jakiś czas coś spadało na ziemię, a może ktoś o coś uderzał. W końcu wszystko ucichło. Położyłam się na ziemi i przycisnęłam policzek do chłodnych paneli. Robert spokojnie otworzył drzwi. Chwycił mnie za ramię i podniósł jednym szarpnięciem. Nogi mi się poplątały i gdyby nie to, że cały czas mnie trzymał znów bym upadła nie mogąc złapać równowagi. Pociągnął mnie za sobą na zewnątrz. Po drodze szybko rozejrzałam się po całym pokoju, ale nie zobaczyłam ani Nelly, ani Ben'a. Obok kominka wylegiwał się tylko Devil. Robert wrzucił mnie na tylne siedzenie samochodu, odpalił silnik i z piskiem opon ruszył. Jechał nieuważnie i bez opamiętania między drzewami. Był zdenerwowany, nie spodziewał się tego. Oddychał ciężko, ale szybko.
'Gdzie oni są?!' - nie wytrzymałam.
To była tylko chwila, spotkałam się z jego wściekłym spojrzeniem, a potem uderzył mnie mocno w twarz. Odchyliłam głowę i zamilkłam. Wstrzymałam powietrze, żeby nie zanieść się płaczem, ale w końcu coś pękło i z histerią opadłam na podłogę auta.


_________________________________________________________________
No dobrze, moja obowiązkowość przechodzi trudny etap. 
Dziś wstawiam zaległy rozdział z niedzieli. 
Rozdziały numer 33 i 34 pojawią się normalnie w sobotę i niedzielę.
Takie wpadki powinny więcej się nie zdarzyć. c;
/Diana