Of diary Adele
Ten straszny moment, kiedy myślałam, że zaraz zobaczę jak moja najlepsza przyjaciółka ginie na krześle elektrycznym sprawił, że oprzytomniałam. Puls w mojej skroni przyspieszył i zaczęłam w panice myśleć co mam zrobić, by zyskać na czasie i jakimś cudem skłonić tych psychopatów, by nie przekręcali dźwigni. Wtedy Robert szarpnął wajchę wysoko do góry i opadł mu rękaw odsłaniając część ręki. Wystarczyło błyskawiczne spojrzenie, bym dostrzegła na jego nadgarstku małą, białą plamkę nieco przypominającą kształtem gwiazdę. Zerwałam się na równe nogi i sekundę zanim Robert pociągnąłby wajchę w dół i tym samym uśmiercił Nelly, wrzasnęłam na całe gardło:
'Robert, jesteś moim ojcem!'
Jego dłoń drgnęła i przez chwilę bałam się, że jednak pociągnie za dźwignie, ale obrócił się, spojrzał mi w oczy i spytał:
'Co ty pieprzysz?'
Powstrzymałam napływające do mnie fale bólu i przełknęłam tę gorycz, to prawda, Robert jest moim ojcem. W pośpiechu podwinęłam rękaw i wyeksponowałam zewnętrzną część przedramienia, na której tkwiła taka sama gwiazdka.
'Tata... znaczy... - nie wiedziałam jak go nazwać - o n , powiedział mi, że chciał mnie zabić, bo mnie nienawidzi i nawet nie jest moim ojcem. Mówił, że mama zaszła w ciążę z kimś innym, ale ją zostawił i dopiero kilka miesięcy później go poznała. Mamy takie same znamiona. To byłeś ty, prawda? Byłeś z moją mamą? Jesteś moim ojcem?' - w napięciu czekałam na odpowiedź, jednocześnie chciałam i nie chciałam, by to potwierdził, to straszne mieć takiego ojca, ale jeśli jestem jego córką, to mógłby oszczędzić nam życie, może... na pewno. Czy byłby w stanie zabić kogoś komu dał życie? Czy jest tak samo okrutny jak mój ojczym?
'Nie powiedziała mi, że jest w ciąży... - powiedział sam do siebie ze spuszczonym wzrokiem, a zaraz potem zdjął rękę z wajchy, na co ja odetchnęłam z ulgą, i zaczął skakać do gardła mężczyźnie, którego do niedawna uważałam za swego ojca - Mówiłeś, że to twoje dziecko! Że nie mam się co martwić!'
'A co to za różnica? Co miałem ci powiedzieć?! Bałem się, że jeżeli się dowiesz, że to twoja córka, nie będziesz chciał jej zabić!' - bronił się.
'Zaraz ciebie zabiję!' - Robert wydobył z tylnej kieszeni nóż, na co on nie pozostał obojętny i uczynił dokładnie to samo. Po chwili oboje rzucili się na siebie z nożami w ręku. Czułam się jakbym napuściła na siebie dwa psy... bardzo wściekłe i psychopatyczne psy.
Nie obserwowałam tej walki zbyt długo, rzuciłam się w kierunku unieruchomionej, przyglądającej się w ciszy tym wszystkim zdarzeniom, półprzytomnej Nelly. Na tle krzyków i rozlewu krwi starałam się zrozumieć na czym polega to cholerne zapięcie. Bez opamiętania zaczęłam kolejno rozrywać jakieś żyłki, kabelki i nitki.
'Adele... co ty robisz? Skup się się, bo zaraz coś zepsujesz i je uruchomisz.' - ostrzegła mnie jednocześnie ciężko dysząc Nelly i zakasłała.
'Ale ja tego nie rozumiem!' - krzyknęłam wcale nie tak głośno, a mimo to doskonale usłyszałam swój głos i zresztą inni też... ci żywi, walka właśnie się skończyłam. Obie mechanicznie obróciłyśmy głowy w stronę mężczyzn. Mój ojczym leżał na ziemi z pięcioma czy sześcioma nożami wbitymi w okolice żeber i czterema w twarz. Robert stał nad nim i lekko zgarbiony ze wzgardą obserwował jego jeszcze wciąż pełną koloru twarz, a potem przykucnął i zaczął wyrywać z niego noże, przecierać je o koszulkę, by oczyścić z krwi i znów chował do kieszeni lub za pas. Kiedy skończył podszedł do nas, usiadł po turecku, zrobił zdziwioną minę, zupełnie jak dziecko i zapytał:
'Co teraz robimy?'
Milczałyśmy.
'Uwolnij Nelly!' - zażądałam bez przekonania, a on wstał, obejrzał krzesło, wziął w palce przerwane kabelki i podszedł do dźwigni, a potem bez skrupułów pociągnął ją mocno w dół. Szybko chwyciłam Nelly za ręce, w tym samym czasie wybuchnęłyśmy płaczem, zaczęłyśmy piszczeć i coś przez siebie wrzeszczeć. Ale nic się nie stało. Robert zaniósł się śmiechem.
'Zepsute. - powiedział - Załatwiłyście je na amen. A tyle było przy nim pracy...'
Potem szybkimi ruchami coś pozahaczał, poodrywał, pozapinał i wyzwolił ręce i nogi Nelly z tego diabelskiego uścisku. Przytuliłyśmy się i później znów wszyscy milczeli.
'Dlaczego ich zabiłeś?' - załkała Nelly.
Robert spojrzał na Stellę.
'Przecież ona śpi.' - stwierdził jakby nigdy nic, a wyrazy naszych twarzy musiały być zabójcze.
'Podałeś jej ten biały proszek, truciznę.' - przypomniałam mu.
'Aaa, no tak...'
Cisza.
'Kłamałem.'
'Co?' - zapytałyśmy w tym samym czasie.
'To był środek usypiający, za kilka godzin się obudzi.'
Nelly rozpromieniała i zaśmiała się na głos.
'A Ben? Nie powiesz, że nic mu nie zrobiłeś.' - mruknęłam.
'Może nie umrze. Musimy tylko szybko wezwać karetkę.' - odezwała się Nelly.
'O nie. Chyba nie sądzicie, że pozwolę wam komukolwiek powiedzieć co zaszło? Zabiłem człowieka, być może dwóch i tak po prostu mam wezwać z wami pomoc?' - na jego twarz wstąpił ten sam wrogi wyraz co w Crawley, wyciągnął zza pasa jeden z noży i skierował go ku nam. Zamarłam.
'Nie no żartowałem, wiem, że pójdę siedzieć - podrzucił nóż, złapał, schował za pas i oparł podbródek na dłoniach - No? Co tak patrzycie? Któraś ma telefon?'
'Stella miała...' - odezwała się niepewnie Nelly. Wstała, podeszła do Stelli i zaczęła grzebać jej w kieszeni dżinsów.
*
Trwał ostatni dzień lipca, było słoneczne popołudnie, okres deszczowy już dawno nas opuścił. Siedziałam w ogródku na dużej huśtawce i przyglądałam się swoim bliznom na nogach. Przysiadła się do mnie mama.
'Masz mi za złe, że przeze mnie musiałaś tyle wycierpieć?'
'Przez ciebie? To przecież sprawka taty.'
'Ale to ja się z nim związałam i przez te wszystkie lata wmawiałam ci, że to twój ojciec. Ale ja naprawdę myślałam, że to dobry człowiek i, że nas kocha.'
'Nie szkodzi.'
Przytuliła mnie, a ja to odwzajemniłam. Siedziałyśmy tak chwilę wtulone w siebie i obserwowałyśmy jak małe chmurki suną po błękitnym niebie, słońce padało nam na twarze, a lekki wiatr powiewał między włosami.
Stella po krótkich badaniach od razu mogła wrócić do domu, ale została w szpitalu i czekała na brata. Ben spędził tam dłuższą chwilę, stracił mnóstwo krwi i potrzebny był dawca, ale wszystko potoczyło się pozytywnie, zamienił też słowo z okulistą i teraz już widzi doskonale, jest szczęśliwy. Robert nie skończył w więzieniu, bo wraz z mamą nie wniosłyśmy na niego żadnych oskarżeń, wszystko tak się pogmatwało, że wszystko poszło na mojego ojca, bo odciski palców, krew... wszystko tkwiło na wszystkich i nie było wstanie prawie czegokolwiek ustalić, a sam zainteresowany nie mógł się bronić, bo Robert zasztyletował go na dobre. Pasmo cierpień i strachu nas wszystkich skończyło się tym samym na dobre. Więc mogę już cieszyć się wakacjami i resztą swojego życia?
Chciałabym, żeby tak było. Myślę, że mnie i Nelly czeka jeszcze wiele przygód...
/Diana