środa, 17 grudnia 2014

What happened? 2 #7

Of diary Nelly

         Niepewnie weszłam na klatkę schodową i rozejrzałam się uważnie dookoła. W głowie mi szumiało i nie mogłam się skupić. Prawie potknęłam się o krawędź pierwszego schodka i zaczęłam ciężko dyszeć. Każde kolejne stawienie stopy i odbicie się od drewnianej powierzchni było wyczerpujące i ledwie wykonalne. Wiedziałam, że już za chwilę zrobię coś nielegalnego i niebezpiecznego. Dlaczego w ogóle chcę to zrobić? Musiałam na chwilkę przystanąć, wziąć głęboki oddech i sobie to przypomnieć.
Oczywiście robię to dla Adele. Czuję katastrofę w powietrzu i znowu muszę wziąć sprawę w swoje ręce. Poprzednim razem znalazłam w jej pokoju pamiętnik, który niewątpliwie przesądził o jej życiu. Nie wiem czy to intuicja, czy może strach, ale coś podpowiada mi, że muszę.
         Przebiegłam resztę schodków i już z daleka zobaczyłam taśmę policyjną przed drzwiami mieszkania. Ominęłam ją wyginając się do tyłu, cofnęłam o trzy kroki i poważnie się jej przyglądałam. Potem przyszła mi do głowy myśl, że jeśli zamontowali tu kamery, a one w tej chwili mnie nagrywają to będę miała spore kłopoty. Tak naprawdę to nic jeszcze nie zrobiłam, ale czy to nie podejrzane, że stoję przed tymi drzwiami i przyglądam się im od kilku minut, a w dodatku widać, że jestem zdenerwowana? Machinalnie się odwróciłam i mocno zacisnęłam powieki. Po chwili zebrałam się w sobie i nieśmiało odwróciłam. Spojrzałam na drzwi i w okolice, na wszelki wypadek sprawdziłam na całym piętrze i nigdzie nie było podglądu. Odetchnęłam z ulgą, ale tylko na chwilę. A jeśli jacyś ciekawscy sąsiedzi właśnie obserwują mnie przez dziurki w drzwiach? Na przykład nadęty pan Crosbie, który cały dzień chodzi w szlafroku i siedzi w oknie. Zawsze dziwnie na mnie patrzył. A Adele, kiedyś wspominała mi, że jest donosicielski! Przecież sama pamiętam, że kiedy miałyśmy po osiem lat i bawiłyśmy się na nowo postawionej huśtawce pod jej blokiem siedział w samiuteńkim szlafroku (jak mu nie wstyd!) na ławce na przeciwko i czytał gazetę, która była tylko przykrywką! Od czasu do czasu zerkał na nas albo na dwie panie, które w ogródku jednej z nich, za niskim płotem piły kawę i zawzięcie o czymś dyskutowały. Wtedy Adele posadziła na huśtawce swoją lalkę i obie zaczęłyśmy ją huśtać. Na początku delikatnie, przy okazji chichocząc pod nosem, ale z czasem to stało się konkurencją brzmiącą ,,Kto wyżej rozhuśta lalkę?''. Kiedy Adele szarpnęła siodełko do tyłu i pchnęła je do przodu coś zaświszczało i lalka upadła na trawę, a huśtawka zawisła krzywo w skutek pękniętego jednego z sznurów. Wystraszone uciekłyśmy do mieszkania Adele i walczyłyśmy z wyrzutami sumienia, gdy po około pół godziny mama Adele wpadła do pokoju i zganiła nas za zepsutą huśtawkę. Ciekawe kto mógł jej o tym powiedzieć?
Dlaczego teraz miałby nie zadzwonić na policję i powiedzieć, że dziewczyna z otoczenia Adele zachowuje się podejrzanie i ciągle kręci się pod jej drzwiami?
         Rozmyślałam tak jeszcze długo, aż w końcu się tym przeładowałam i po prostu mi to zobojętniało. Wyrzuciłam wszystkie obawy z głowy, zwinnie prześlizgnęłam się nad taśmą i nacisnęłam na klamkę. Zamknięte. Oczywiście, że zamknięte! Na co liczyłam?! Że drzwi będą czekały otwarte, a komisarze wprowadzą mnie do środka?!
         Chciałam zrezygnować. Zdawało się, że nie ma sposobu. Bo co? Miałabym wyważyć drzwi? Ale w chwili, gdy stawiałam uniosłam stopę do wyjścia przypomniał mi się jeszcze jeden moment z udziałem szanownego pana Crosbiego.
Niedługo po incydencie z huśtawką oglądałyśmy u Adele film szpiegowski. Byłyśmy zachwycone i zaczęłyśmy bawić się w agentki. Zwinęłyśmy pani Green buty na obcasie i poczłapałyśmy na korytarz. Akurat minął nas pan Crosbie. Posłał nam lekceważące spojrzenie i chyba prychnął, nie pamiętam. Ale to był wyjątkowy moment. Nie miał szlafroka! To znaczy... nie był nagi. Wręcz przeciwnie. Miał na sobie granatowy garnitur, wystawne buty, żółty krawat i ulizane włosy. Zgodnie stwierdziłyśmy, że to podejrzane, a jako tajne agentki musiałyśmy to sprawdzić. Pozwoliłyśmy mu opuścić blok, a potem przykleiłyśmy się do okna i obserwowałyśmy w którym kierunku idzie. A potem oczywiście go śledziłyśmy. Chowałyśmy się za budynkami, drzewami albo wpadałyśmy do sklepów i czatowałyśmy przy drzwiach, a potem zostawiając zszokowane kasjerki z hukiem znów wypadałyśmy na drogę. Ostatecznie okazało się, szedł na randkę. Jego wybranka była w około jego wieku. Na twarzy miała już sporo zmarszczek, blond, a raczej żółte włosy miała spięte w elegancki kok, a sukienka była brązowa, w stylu vintage. Spotkanie odbyło się w jej ogrodzie, na tyłach domu. Nie było żadnego ogrodzenia, wiec bez trudu schowałyśmy się za rogiem budynku i podekscytowane obserwowałyśmy jego zaloty. Już po kilku minutach zaczął świntuszyć, a ona jak mi się zdawało, żeby się od tego uwolnić poszła po ciastka do domu. Weszła frontowymi drzwiami, ale wyszła głównymi. Nieoczekiwanie złapała nas od tyłu za ramiona i zaczęła się wydzierać. Przybiegł pan Crosbie i na nasz widok dostał szału. Rzucił się w naszym kierunku, a my piszcząc zaczęłyśmy uciekać. Gonił nas całą drogę. Szczęście, że nie był zbyt szybki, bo na tych obcasach mamy Adele nie byłyśmy bardzo zwinne. Problem pojawił się, kiedy drzwi od mieszkania Adele były zamknięte, a wrzeszczący pan Crosbie już się zbliżał. Adele w ostatniej chwili przypomniała sobie, że w szafce przy drzwiach mają zapasowe klucze. Szybko je znalazła i przekręciła kluczyk. Wpadłyśmy do środka, a pan Crosbie stał z ramionami sztywno uniesionymi tak, że stykały się z uszami tuż przed nami. Zaczął wyklinać i mówił jakie to my jesteśmy, wtedy zauważyłam, że wargi Adele drżą, a w oczy wkradają się łzy, niewiele myśląc zatrzasnęłam facetowi drzwi przed nosem i obie wybuchłyśmy śmiechem. Ale chodzi o to, że zapasowe klucze zawsze są w szafce obok drzwi.                                                                                                                                                                    Uśmiechnęłam się do siebie i zwróciłam oczy na szafkę - której nie było. Znów zaczęłam panikować, ale szybko znalazłam daną szafkę. Po prostu była w  innym miejscu. Spokojnie do niej podeszłam i delikatnie otworzyłam drzwiczki. Zobaczyłam tam stare, ubłocone kalosze taty Adele, reklamówki z ciuszkami dla lalek, kasety video z naszymi ulubionymi bajkami i zwinięty w rulon dywan w środku którego były klucze. Naprawdę tam były! Trzymałam mały złoty kluczyk i zdałam sobie sprawę, że teraz naprawdę mogę tam wejść. Mogę wejść do miejsca w którym przed kilkoma dniami doszło do próby zabójstwa mojej przyjaciółki.
*
         Drżącą ręką zamknęłam drzwi najciszej jak umiałam. Poczułam chłód. W przedpokoju było strasznie zimno i ciemno. Nie fatygowałam się, aby zdjąć buty, po prostu weszłam do salonu i nieufnie pociągnęłam nosem. Co opowiadała mi mama? Cyjanowodór ma zapach gorzkiej figi? Migdału? Przydałoby się wiedzieć. W każdym razie nic nie poczułam i trzymałam się na nogach mimo strachu. 
         Podeszłam do jednego z dwóch, dużych, pięknych, białych okien, które zawsze strasznie mi się podobały. Przyłożyłam dłonie do szyby i zalana wspomnieniami - tymi miłymi, z szczęśliwych czasów dzieciństwa, nie z czasów Clarie - zaczęłam szukać miejsca w którym stała huśtawka, 
A wtedy zobaczyłam stojącego na dworze pana Crosbiego, który w tej chwili podniósł głowę zajrzał do okna. Padłam na kolana, a potem całkiem położyłam się na beżowym dywanie opierając się wyłącznie na łokciach. Chyba mnie nie zauważył. 
         Weszłam do pokoju Adele i rozpoczęłam poszukiwania. Stukałam w podłogę i poza miejscem w którym rok temu znalazłam pamiętnik nic nie było wydrążone. Potem zaczęłam szukać czegokolwiek - jakiegoś woreczka po owocach, pestek na biurku albo... Znalazłam coś. 
Schyliłam się i podniosłam białą karteczkę z wydrukowanymi literami ,,Az illat a vér''. Znam tę nazwę, tylko skąd...      
         Nagle poczułam coś dziwnie niepokojącego. Jeszcze raz wciągnęłam powietrze przez nos. Nic nie poczułam. Drgnęłam, usłyszałam szmer i poczułam czyjąś obecność. Tak, wtedy zorientowałam się, że ktoś za mną stoi. 


/Diana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz