niedziela, 5 lipca 2015

What happened? 2 #36

Of diary Adele

          Obydwie ze Stellą byłyśmy uwięzione w piwnicy. Robert związał nam ręce i nogi jakimś starym sznurem, a potem wyszedł. Zrobiło mi się chociaż trochę raźniej, kiedy Stella była tam ze mną. Wiedziałam, że Nelly i Ben pewnie też gdzieś tu są. Wróciła mi nadzieja, że wszystko dobrze się skończy. I miałam ją naprawdę długo, dopóki nie dotarło do mnie, że to dziwne, że Stella nie odezwała się do mnie słowem. Spojrzałam na nią. Siedziała odwrócona do mnie tyłem, chyba trzymała się za rękę i łkała. Patrzyłam jak trzęsą jej się ramiona, gdy do środka wparował z powrotem Robert. Trzymał w ręce szklankę z wodą, na której dnie leżała kupka białego proszku. Wyjął zza pasa mały nożyk i wymieszał nim wodę. Następnie podał szklankę Stelli. 
'Do dna.' - puścił do niej oko. 
Stella niepewnie wyciągnęła rękę, jeszcze nie zdążyła jej dobrze chwycić, kiedy wychyliłam się do przodu i warknęłam:
'Co tam jest?!' 
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. 
'Witaminy.'
'Stella, nie pij tego! Stłucz szklankę!' - wrzeszczałam przejęta. 
Robert rzucił we mnie nożem, który lekko dźgnął mnie w ramię i spadł na ziemię odbijając się kilka razy od kamienia. Umilkłam. 
'Pij.' - rzucił już groźniej Robert. 
Stella posłusznie zacisnęła palce na naczyniu i pochłonęła jego zawartość. Po chwili jej twarz przybrała dziwny wyraz. 
'Co to było?' - zapytała cicho i nieśmiało. To było dziwne. Przypominała mi mnie sprzed dwóch lat. Właśnie zaczęła ,,kuracje'', która miała zniszczyć jej psychikę i zmienić ją nie do poznania. Przyłożyłam dłoń do miejsca gdzie dźgnął mnie nóż. Nie boję się Roberta. To dziwne, ale przestałam już wtedy, podczas naszej rozmowy w domku, w Crawley. Czułam raczej nienawiść, ale... też niezupełnie. Może uważam, że jestem do niego trochę podobna? Nie, to ohydne tak myśleć. Brzydzę się nim. Nie jestem taka jak on. 
'Trutka na szczury.' - odpowiedział. Obydwie zastygłyśmy. 
'Co?!' - krzyknęłam. 
'Trutka na szczury - uśmiechnął się - Myślałaś, że będę ich tu trzymał tak długo jak ciebie? Zabawne. Stella za niedługo odpłynie, a zaraz przejdę się do Ben'a.'
Zabrakło mi powietrza. Bałam się spojrzeć na Stellę. Pewnie zastanawiała się ile minie czasu zanim trucizna zacznie działać, a ona umrze i pewnie żałuje, że mnie poznała. Ale... nie powiedział co z Nelly. Ją też chce zostawić na później? Jak mnie? Skazać na krzesło elektryczne? 
Jakby czytał mi w myślach. 
'Ona już nie żyje.' 
Trudno było opisać moją reakcje... to było straszne. Nawet nie wiedziałam co myśleć. Pochyliłam głowę, a łzy zaczęły kapać na brudną podłogę pozostawiając na niej mokre ślady. 
'On kłamie! - wrzasnęła Stella. Zaczęła się szarpać - Nelly żyje!'
Podniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy, zamgliły się, straciły wyraz, a ona... upadła. 
'To prawda. Jak widzisz ona też już jest trupem.' - bez grama szacunku kopnął Stellę w głowę, która bezwładnie przechyliła się na drugi bok.
'Zabij mnie.' - nawet nie wiedziałam o co proszę, ale po protu nie chciałam już czekać. Stella... i Nelly. One obie nie żyją! Z Nelly nawet się nie pogodziłam! Tak ją skrzywdziłam, a ona mimo to... ona straciła dla mnie życie! Zaraz Ben też odejdzie. A ja już nie chcę czekać. Chcę umrzeć! 
          'Niee, już ci mówiłem. Najpierw muszę przygotować krze...' - w tym momencie do piwnicy wpadł Ben. 
Robert zaklaskał. 
'Dobrze, że jesteś. Właśnie rozmawialiśmy o tobie z Adele. Nóż czy trucizna? Osobiście polecam nóż, zginiesz szybciej. Z trucizną byłoby gorzej... działałaby powoli, twój organizm wyniszczałby się krok po kroku. Pewnie będziesz stękał, wszyscy stękają. Chociaż ta blondynka...'
Ben mechanicznie obrócił głowę. Jego wzrok padł na martwą Stellę. Zbladł, zaszkliły mu się oczy, po chwili już płakał, ale zacisnął zęby i... wydobył z tylnej kieszeni dżinsów pistolet, odblokował go i strzelił w klatkę piersiową Roberta. Ten zszokowany cofnął się do tyłu, jakby pchnięty. Potem padły następne strzały. Ben był zaślepiony bólem, Robert i tak już leżał i zalewał się krwią. 
'Przestań! Już dosyć!'
Nawet na mnie nie spojrzał. Nadal go rozstrzelał. 
'Zamknij się, nie wiesz co czuję!' - przekrzykiwał dźwięk strzałów. 
Wezbrała się we mnie złość, ale licha. 
'Nelly nie żyje...' - nawet mnie nie usłyszał - Słyszysz?! Dość! Wezwijmy pomoc! Może jeszcze...' 
'Nic jej nie pomoże!' 
'Przestań być takim... - nie miałam siły na kłótnie - Rozwiąż mnie!'
Ben westchnął, wykonał ostatni strzał i ruszył w moją stronę. Rozwiązał mi ręce, a potem sama rozplątałam nogi. Wstałam i spojrzałam na niego. 
'Skąd wziąłeś broń?' 
'Żartujesz sobie? - nie odezwałam się, więc odpowiedział - była w szufladce za lustrem w łazience Clarie. Rozwaliłem nią zamek.' 
'Pobiegnę po pomoc, a ty tu zostań na wypadek gdyby...'
'Nie obudzi się.' - powiedział sucho i rozpaczliwie. 
          Ruszyłam po schodach w górę. Tak naprawdę nie o to mi chodziło... Jednak ta sytuacja jest tak podobna do tej sprzed dwóch lat, że myślałam... to absurdalne, że Robert tak jak Clarie wyciągnie z siebie nóż i wstanie, ale w jego wypadku to byłyby raczej kule od pistoletu i.... to niemożliwe. 
          Na zewnątrz trwała ulewa. Ogród Clarie właściwie tonął w wodzie zmieszanej z błotem. Biegłam zaciskając oczy, bo wpadały do nich ciężkie krople, byłam zupełnie nieuważna, a było ślisko, więc to było oczywiste, że w końcu straciłam równowagę i zaczęłam lecieć w tył. Przygotowałam się na spotkanie z brudną wodą, ale ktoś chwycił mnie w talii. Znałam ten dotyk. Podniosłam oczy i zobaczyłam tatę. To było wstrząsające. Co on tutaj robi? 
'Znalazłem cię.' - mocno mnie przytulił. 
'T-tato... Nelly...' - zadrżałam.
'Ciii, będzie dobrze. Zaprowadź mnie do niej.' 
          Jak miało być dobrze? Ale nie miałam wyjścia. Weszłam z tatą do tego przeklętego domu. 
'Ja nie wiem gdzie jest... na dole jest Stella, która też jest... ranna.' 
'Sprawdźmy na górze.' - zaproponował i poprowadził mnie w górę po schodach. 
Gdy tylko postawiłam stopę na piętrze usłyszałam walenie w drzwi z naprzeciwka. Stanęłam jak wryta. Tata pociągnął mnie do przodu i otworzył drzwi. Przede mną była Nelly... cała i zdrowa. Padłyśmy sobie w objęcia. Obie byłyśmy zapłakane i zmęczone. 
'Myślałam, że nie żyjesz...' - powiedziała Nelly, a ja zrozumiałam podstęp Roberta. 
'Ja myślałam tak o tobie, ale to nie ważne...Teraz już będzie dobrze, Robert się przeliczył i sam teraz jest martwy.' 
          Tata zatrzasnął drzwi tak głośno, że obie odskoczyłyśmy w tył. 
'Zabiłyście mi Roberta?' - przechylił głowę.
Zamilkłyśmy. Nie  zrozumiałam co miał na myśli i ten jego ton głosu...
'T-tato, to Robert za tym wszystkim stoi, to on podłożył mi cyjanowodór i...'
'Nie.' - pokręcił przecząco głową i zaczął mnie głaskać po włosach, nie wiem czemu, ale przeszły mnie dreszcze, poczułam coś niepokojącego.
'Nie?' - zapytałam.
'Nie.'
Zapadła cisza podczas której bawił się moimi włosami, wplątał w nie całą dłoń i zaczął lekko szarpać.
'Więc kto?'
'Ja.' - odpowiedział od razu.
Zamarłam. Nie rozumiałam. Nic nie rozumiałam! Co on wygaduje?! To jakieś żarty?!
'I to ja podciąłem linę w żyrandolu, tamtego dnia w hotelu.' 
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Co on mówił?
'Przyczepiłem do twojego okna zdjęcie Clarie... i do cholery nasłałem na ciebie Roberta. - warknął - Zresztą Clarie też.'
'T-tato?'
'Nie rozumiesz, szmaciaro?! Nie jestem twoim ojcem!' - wydarł z moich włosów rękę i z całej siły pchnął mnie na stojący za mną regał. W momencie kiedy moje naprężone plecy uderzyły o kant etażerki wyrwały się ze mnie jednocześnie płacz i wrzask.
'Twoja matka zaszła w ciążę z kimś innym, zostawił ją i dopiero pół roku później poznała mnie. Od zawsze cię nienawidziłem. Kiedy na ciebie patrzyłem... zostawałem sam w domu, miałem ochotę zacisnąć ci ręce na gardle. Aż któregoś dnia wpadłem na świetny pomysł. No bo czemu by nie wynająć do tego jakiegoś mordercy na zamówienie? Zapłaciłem Clarie za to, żeby cię zabiła w jaki tylko chce sposób. Niestety nie wiedziałem, że jest zasranym pedofilem i zamiast od razu cię sprzątnąć zamknie cię w piwnicy na rok! A potem ta gówniara musiała znaleźć twój dziennik i jakimś cudem cię odnaleźć! Nie wyobrażasz sobie jaką rządzę twojej krwi czułem, kiedy któregoś dnia tak po prostu zapukałaś do drzwi. Miałaś być martwa od dwunastu miesięcy! Później wszystko kręciło się wokół ciebie, 'uważaj na biedną Adele, trzeba znaleźć jej psychiatrę, jak ona mogła to znieść?'. W końcu postanowiłem, że spróbuję jeszcze raz, tylko że tym razem zatrudnię kogoś naprawdę dobrego, kto nie ma chorych fantazji seksualnych. Ale co się okazało?! Robert jest sadystą! I nie mógł po prostu strzelić ci w łeb, tylko szykować jakieś krzesło elektryczne! W między czasie mu pomagałem, próbując cię otruć albo pogarszając twój stan psychiczny! Ale co?! Wszędzie kręciła się panna Bell! Strugała bohaterkę i systematycznie krzyżowała mi szyki, wciąż pojawiając się w miejscu wydarzeń chwilę zanim byś umarła! To takie zabawne, prawda? A ty tak ją obrażałaś... Ludzie są głupi Adele, nikt się nie domyślił, że to wszystko moja zasługa. Jeżeli kiedykolwiek się nad tym zastanawiałaś, to ja jestem mordercą.'



/Diana


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz