sobota, 4 lipca 2015

What happened? 2 #35

Of diary Nelly

          'Która godzina?' - zapytałam Ben'a jednocześnie powoli zbliżając się do drzwi.
Spojrzał na zegarek.
'Wpół do czwartej.'
'To znaczy, że czas zgonu nastąpi około godziny czwartej zero dwa.' - Stella sama zaśmiała się ze swojego żartu, a ja i Ben postaraliśmy się puścić jej dowcip mimo uszu. Jednak mi nie całkiem się udało. Bałam się i nie dało się tego ukryć. Byłam ciekawa jak czuła się Adele kiedy znowu wchodziła do tego domu. Do mnie wróciły wspomnienia w wyniku których na chwilę wstąpiła we mnie niepewność, miałam ochotę się obrócić i uciec jak najdalej od tego miejsca, ale z oburzeniem wyrzuciłam z siebie te wszystkie negatywne uczucia i przypomniałam sobie moje nowe motto : podejmuj zdecydowane decyzje. Szarpnęłam za klamkę odrobinę zbyt pewnie, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę. Zagryzłam wargę i zacisnęłam powieki. Ben skarcił mnie wzrokiem i już otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu ,,Czy wszystkie dziewczyny są takie bezmyślne i narwane?'', ale Stella mocno odepchnęła go do tyłu i z wysoko zadartą głową wstąpiła do środka krzycząc na całe gardło:
'Juhu?! Robert?! Jesteś tu?!'
Ben wziął zamach i uderzył ją w tył głowy, która natychmiast i bezwładnie opadła, a Stella wydała z siebie cichy jęk.
'Padło ci na mózg?! Właśnie nas wszystkich zabiłaś! Zawsze musisz być w centrum uwagi?!' - wrzeszczał zdenerwowany.
'Przestań...!' - Stella uniosła czerwoną, spuchniętą od płaczu twarz i zadałaby bratu cios w policzek, gdyby w pół zamachu Robert nie zatrzymał jej ręki w mocnym uścisku. Oboje z Ben'em zaniemówiliśmy. Nie spuszczałam wzroku z dłoni Roberta, który wbijał w delikatną, mlecznobiałą skórę Stelli długie paznokcie, powoli i coraz głębiej. Po chwili zaczęła wypływać z niej krew. To był ohydny widok. Dopiero wtedy przejęta spojrzałam na jej twarz. Zaciskała powieki przepełnione łzami, miała uśmiech, ale jakiś taki inny, niepokojący, nie kojarzył się z radością, wyrażał raczej histerię i wielki ból.
'Robert, przestań!' - nie wytrzymałam. Wyrwałam się do przodu i sama wybuchnęłam płaczem. Oczywiście moje słowa nie poskutkowały, zapadła po nich długa cisza. W panice rozglądałam się po pomieszczeniu, a paznokcie Roberta były coraz głębiej zanurzone w Stelli. Potrząsnęłam oniemiałym Ben'em.
'Zrób coś!' - błagałam.
Otrząsnął się. Niepewnie wyciągnął rękę w ich kierunku i natychmiast dostał w twarz. Robert był silnym, rosłym mężczyzną, ciosy zadawał jakby od niechcenia, a były tak potężne, że Ben natychmiast osunął się na ziemię, a biedna Stella była na skraju załamania. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam jak. Gdybym tylko zbliżyła się do Roberta podzieliłabym los jej albo Ben'a i co ja tym wskóram? Zdecydowane decyzje. Zdecydowane decyzje. Nie jestem na nic zdecydowana! Nie ma z tej sytuacji żadnego wyjścia.
'Wystarczy.' - powiedział spokojnie Robert i wynurzył z wewnętrznej strony ręki Stelli palce, które były całe we krwi, wydawało mi się, że widzę w dziurze, którą tam pozostawił jej mięso.
          Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął po schodach w dół do piwnicy. Otworzył drzwi i wrzucił ją tam, tak jakby była szmacianą lalką. Zatrzasnął drzwi i zwrócił głowę ku nam. Ben dopiero teraz naprawdę zdał sobie sprawę z tego co się stało. Na jego twarzy namalowała się złość silniejsza od bólu. Wyobrażałam sobie co musi czuć. Najpierw sam skrzywdził swoją siostrę, a potem bezczynnie patrzył jak robi to Robert. Musiał być wściekły na niego i na siebie. Pewnie chciał się zemścić, mimo iż nie miał absolutnie żadnych szans, by w jakikolwiek sposób zadać cios, który choć trochę dotknie Roberta. Z Clarie być może by sobie poradził, ale Robert to...
          Nim zdążyłam podnieść głowę usłyszałam łkanie Ben'a i jak mi się wydało, jedno stęknięcie Roberta. Szarpali się dosłownie przez chwilę, bo potem Robert uderzył go pięścią w brzuch. Ben zamarł w bezruchu. Przestał na moment oddychać. Wyraźnie słyszałam jak jego soki się przelewają i aż coś mną wstrząsnęło. Robert zatrzasnął Ben'a w łazience znajdującej się w korytarzyku, a potem jego wzrok spoczął na mnie.
          Tak, zostałam tylko ja. Teraz mnie zmasakruje. Stella i Ben byli ode mnie o wiele silniejsi, a jak skończyli? Co dopiero będzie ze mną? Na jego twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech. Boże, przecież on mnie zabije!
Porwałam się do biegu. Głośno dysząc zaczęłam wbiegać po schodach do górnej części domu. Biegł za mną. W głowie szumiały mi te słowa : zdecydowane decyzje. W cholerę ze zdecydowanymi decyzjami! Nie mam czasu, żeby się na cokolwiek decydować! Muszę przeżyć! Czy ,,muszę przeżyć'' powinno być moim nowym mottem?
          Odkryłam, że Robert biega potwornie wolno i bardzo się przy tym męczy. Więc to była jego słaba strona. Uciekałabym dalej, tyle że nie było już gdzie. Pchnęłam pierwsze lepsze drzwi i zamarłam. Znajdowałam się w sypialni Clarie. Obok mnie znajdowało się ogromne łoże z baldachimem, a ze wszystkich ścian patrzyły na mnie ze zdjęć Clarie. Na niektórych była z wtulonymi w nią uśmiechniętymi nastolatkami. Pomyśleć, że one wszystkie zostały zamordowane... Usłyszałam kroki Roberta. Stanął w drzwiach i uśmiechnął się do mnie kpiąco.
'Ty jesteś Nelly, tak?'


/Diana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz