niedziela, 12 lipca 2015

What happened? 2 #38

Of diary Adele

          Ten straszny moment, kiedy myślałam, że zaraz zobaczę jak moja najlepsza przyjaciółka ginie na krześle elektrycznym sprawił, że oprzytomniałam. Puls w mojej skroni przyspieszył i zaczęłam w panice myśleć co mam zrobić, by zyskać na czasie i jakimś cudem skłonić tych psychopatów, by nie przekręcali dźwigni. Wtedy Robert szarpnął wajchę wysoko do góry i opadł mu rękaw odsłaniając część ręki. Wystarczyło błyskawiczne spojrzenie, bym dostrzegła na jego nadgarstku małą, białą plamkę nieco przypominającą kształtem gwiazdę. Zerwałam się na równe nogi i sekundę zanim Robert pociągnąłby wajchę w dół i tym samym uśmiercił Nelly, wrzasnęłam na całe gardło:
'Robert, jesteś moim ojcem!'
Jego dłoń drgnęła i przez chwilę bałam się, że jednak pociągnie za dźwignie, ale obrócił się, spojrzał mi w oczy i spytał:
'Co ty pieprzysz?'  
Powstrzymałam napływające do mnie fale bólu i przełknęłam tę gorycz, to prawda, Robert jest moim ojcem. W pośpiechu podwinęłam rękaw i wyeksponowałam zewnętrzną część przedramienia, na której tkwiła taka sama gwiazdka. 
'Tata... znaczy... - nie wiedziałam jak go nazwać - o n , powiedział mi, że chciał mnie zabić, bo mnie nienawidzi i nawet nie jest moim ojcem. Mówił, że mama zaszła w ciążę z kimś innym, ale ją zostawił i dopiero kilka miesięcy później go poznała. Mamy takie same znamiona. To byłeś ty, prawda? Byłeś z moją mamą? Jesteś moim ojcem?' - w napięciu czekałam na odpowiedź, jednocześnie chciałam i nie chciałam, by to potwierdził, to straszne mieć takiego ojca, ale jeśli jestem jego córką, to mógłby oszczędzić nam życie, może... na pewno. Czy byłby w stanie zabić kogoś komu dał życie? Czy jest tak samo okrutny jak mój ojczym? 
          'Nie powiedziała mi, że jest w ciąży... - powiedział sam do siebie ze spuszczonym wzrokiem, a zaraz potem zdjął rękę z wajchy, na co ja odetchnęłam z ulgą, i zaczął skakać do gardła mężczyźnie, którego do niedawna uważałam za swego ojca - Mówiłeś, że to twoje dziecko! Że nie mam się co martwić!'
'A co to za różnica? Co miałem ci powiedzieć?! Bałem się, że jeżeli się dowiesz, że to twoja córka, nie będziesz chciał jej zabić!' - bronił się.
'Zaraz ciebie zabiję!' - Robert wydobył z tylnej kieszeni nóż, na co on nie pozostał obojętny i uczynił dokładnie to samo. Po chwili oboje rzucili się na siebie z nożami w ręku. Czułam się jakbym napuściła na siebie dwa psy... bardzo wściekłe i psychopatyczne psy. 
          Nie obserwowałam tej walki zbyt długo, rzuciłam się w kierunku unieruchomionej, przyglądającej się w ciszy tym wszystkim zdarzeniom, półprzytomnej Nelly. Na tle krzyków i rozlewu krwi starałam się zrozumieć na czym polega to cholerne zapięcie. Bez opamiętania zaczęłam kolejno rozrywać jakieś żyłki, kabelki i nitki. 
'Adele... co ty robisz? Skup się się, bo zaraz coś zepsujesz i je uruchomisz.' - ostrzegła mnie jednocześnie ciężko dysząc Nelly i zakasłała. 
'Ale ja tego nie rozumiem!' - krzyknęłam wcale nie tak głośno, a mimo to doskonale usłyszałam swój głos i zresztą inni też... ci żywi, walka właśnie się skończyłam. Obie mechanicznie obróciłyśmy głowy w stronę mężczyzn. Mój ojczym leżał na ziemi z pięcioma czy sześcioma nożami wbitymi w okolice żeber i czterema w twarz. Robert stał nad nim i lekko zgarbiony ze wzgardą obserwował jego jeszcze wciąż pełną koloru twarz, a potem przykucnął i zaczął wyrywać z niego noże, przecierać je o koszulkę, by oczyścić z krwi i znów chował do kieszeni lub za pas. Kiedy skończył podszedł do nas, usiadł po turecku, zrobił zdziwioną minę, zupełnie jak dziecko i zapytał:
'Co teraz robimy?' 
Milczałyśmy. 
'Uwolnij Nelly!' - zażądałam bez przekonania, a on wstał, obejrzał krzesło, wziął w palce przerwane kabelki i podszedł do dźwigni, a potem bez skrupułów pociągnął ją mocno w dół. Szybko chwyciłam Nelly za ręce, w tym samym czasie wybuchnęłyśmy płaczem, zaczęłyśmy piszczeć i coś przez siebie wrzeszczeć. Ale nic się nie stało. Robert zaniósł się śmiechem. 
'Zepsute. - powiedział - Załatwiłyście je na amen. A tyle było przy nim pracy...' 
Potem szybkimi ruchami coś pozahaczał, poodrywał, pozapinał i wyzwolił ręce i nogi Nelly z tego diabelskiego uścisku. Przytuliłyśmy się i później znów wszyscy milczeli. 
'Dlaczego ich zabiłeś?' - załkała Nelly. 
Robert spojrzał na Stellę.
'Przecież ona śpi.' - stwierdził jakby nigdy nic, a wyrazy naszych twarzy musiały być zabójcze. 
'Podałeś jej ten biały proszek, truciznę.' - przypomniałam mu. 
'Aaa, no tak...' 
Cisza. 
'Kłamałem.' 
'Co?' - zapytałyśmy w tym samym czasie. 
'To był środek usypiający, za kilka godzin się obudzi.' 
Nelly rozpromieniała i zaśmiała się na głos. 
'A Ben? Nie powiesz, że nic mu nie zrobiłeś.' - mruknęłam. 
'Może nie umrze. Musimy tylko szybko wezwać karetkę.' - odezwała się Nelly. 
'O nie. Chyba nie sądzicie, że pozwolę wam komukolwiek powiedzieć co zaszło? Zabiłem człowieka, być może dwóch i tak po prostu mam wezwać z wami pomoc?' - na jego twarz wstąpił ten sam wrogi wyraz co w Crawley, wyciągnął zza pasa jeden z noży i skierował go ku nam. Zamarłam. 
'Nie no żartowałem, wiem, że pójdę siedzieć - podrzucił nóż, złapał, schował za pas i oparł podbródek na dłoniach - No? Co tak patrzycie? Któraś ma telefon?' 
'Stella miała...' - odezwała się niepewnie Nelly. Wstała, podeszła do Stelli i zaczęła grzebać jej w kieszeni dżinsów.
*
          Trwał ostatni dzień lipca, było słoneczne popołudnie, okres deszczowy już dawno nas opuścił. Siedziałam w ogródku na dużej huśtawce i przyglądałam się swoim bliznom na nogach. Przysiadła się do mnie mama. 
'Masz mi za złe, że przeze mnie musiałaś tyle wycierpieć?' 
'Przez ciebie? To przecież sprawka taty.'
'Ale to ja się z nim związałam i przez te wszystkie lata wmawiałam ci, że to twój ojciec. Ale ja naprawdę myślałam, że to dobry człowiek i, że nas kocha.'
'Nie szkodzi.' 
Przytuliła mnie, a ja to odwzajemniłam. Siedziałyśmy tak chwilę wtulone w siebie i obserwowałyśmy jak małe chmurki suną po błękitnym niebie, słońce padało nam na twarze, a lekki wiatr powiewał między włosami. 
          Stella po krótkich badaniach od razu mogła wrócić do domu, ale została w szpitalu i czekała na brata. Ben spędził tam dłuższą chwilę, stracił mnóstwo krwi i potrzebny był dawca, ale wszystko potoczyło się pozytywnie, zamienił też słowo z okulistą i teraz już widzi doskonale, jest szczęśliwy. Robert nie skończył w więzieniu, bo wraz z mamą nie wniosłyśmy na niego żadnych oskarżeń, wszystko tak się pogmatwało, że wszystko poszło na mojego ojca, bo odciski palców, krew... wszystko tkwiło na wszystkich i nie było wstanie prawie czegokolwiek ustalić, a sam zainteresowany nie mógł się bronić, bo Robert zasztyletował go na dobre. Pasmo cierpień i strachu nas wszystkich skończyło się tym samym na dobre. Więc mogę już cieszyć się wakacjami i resztą swojego życia? 
Chciałabym, żeby tak było. Myślę, że mnie i Nelly czeka jeszcze wiele przygód... 


/Diana

sobota, 11 lipca 2015

What happened? 2 #37

Of diary Nelly

          Nie wytrzymałam dłużej. Choć nie zupełnie to do mnie dotarło, to nie miałam czasu się zastanawiać. Tata Adele to zaplanował. Przez cały czas siedział cicho lub zgrywał kochanego tatusia, a okazało się, że... Czy wszyscy dorośli z naszej okolicy to psychopaci? Nie umiałam i nie chciałam wyobrażać sobie co teraz czuje Adele. ,,Zdecydowane decyzje''. Chwyciłam stojącą w rogu pokoju wielką wazę i bez skrupułów rozbiłam ją na głowie pana Green. W życiu nie zrobiłam nic bardziej okropnego, ale to było jedyne wyjście... Adele była zbyt oszołomiona by cokolwiek zrobić, a on w każdej chwili mógł wyciągnąć pistolet i nas rozstrzelić, teraz już nic by mnie nie zdziwiło. Tylko ja mogłam nas uratować, więc patrzyłam jak pod naciskiem mężczyzna upada i rozlega się coś w rodzaju wybuchu, cała waza pęka, wydając przy tym dziwny, głośny dźwięk i grube szkło kaleczy głowę tego człowieka. Krew cieknie z jego głowy w przerażająco szybkim tempie. Pomyślałam, że mogłam go tym zabić i pojawiły się we mnie wyrzuty sumienia, ale to była zdecydowana decyzja, wiem, że zrobiłam dobrze.
          Chwyciłam Adele za rękę i porwałam się do biegu, ale ona nie odwzajemniła uścisku, jej palce ulatywały z mojej dłoni jak woda i stawiała słaby opór. Zacisnęłam pięść i złapałam ją mocniej, zaczęłam z całej siły ciągnąć, aż w końcu ominęłyśmy pana Green i zeszłyśmy na schody. Kątem oka zobaczyłam, że mężczyzna zaczął się podnosić, a ja czułam ból w napiętych mięśniach i ostatkiem sił próbowałam przenieść Adele na dół. Wiedziałam, że to się nie uda i poczułam paniczny strach i rozpacz.
'Adele, proszę, pomóż mi.' - mówiłam do niej, ale była nieobecna.
Pan Green szedł w moim kierunku. Nagle z piwnicy, cały we krwi. wyszedł wyprostowany Robert. Zobaczył nas uśmiechnął się i zaczął wdrapywać się po schodach. Minęła chwila zanim ojciec Adele wykręcił mi rękę, a Robert wbił paznokcie tym razem w Adele, ale ona zdawała się tego nie czuć, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
          'Matthew, jak dobrze, że już jesteś!'
'Myślałem, że cię zabiły, Robercie!'
'Oszalałeś? Miałem kamizelkę kuloodporną. Zastanawia mnie tylko skąd znajomi twojej córki mają broń?'
          Nagle pan Green przez przypadek lub celowo mocniej skrzyżował moje ręce i chcąc nie chcąc syknęłam z bólu, więc przerwali rozmowę i przypomnieli sobie o naszej obecności.
'Co z nimi zrobimy?' - zapytał Robert.
'Plany się nie zmieniły, zabijemy je. Krzesło elektryczne już gotowe?'
Na twarzy Roberta pojawiło się widoczne podniecenie.
'Oczywiście!'
          Później bez zbędnych przeciągnięć zaczęli prowadzić nas do piwnicy. Rzucili obojętną wszystkiemu Adele na krzesło elektryczne i zaczęli przypinać jej ręce. Zobaczyłam bladą, zimną, martwą Stellę i leżącego na ziemi zakrwawionego Ben'a, w bark miał wbity nóż, płakał, przechodziły go drgawki. Wystraszyłam się bardziej niż kiedykolwiek w życiu. Zaczęłam wrzeszczeć, szarpać się i wydawało się, że zaraz wyrwę się nieporadnemu panu Green, i może coś jeszcze wskóram, gdy dostałam cios w policzek od Roberta i poleciałam na ziemię. W tamtym momencie się rozpłakałam, ale nie straciłam determinacji.
'Może ją zabijmy najpierw?' - rzucił Robert i po chwili ja i Adele zamieniłyśmy się miejscami. Próbowałam się podnieść, machałam nogami i rękoma, ale już po chwili byłam całkiem unieruchomiona, krzyczałam i błagałam o litość, a Robert uśmiechnął się kpiąco i położył dłoń na dźwigni...








/Diana


niedziela, 5 lipca 2015

What happened? 2 #36

Of diary Adele

          Obydwie ze Stellą byłyśmy uwięzione w piwnicy. Robert związał nam ręce i nogi jakimś starym sznurem, a potem wyszedł. Zrobiło mi się chociaż trochę raźniej, kiedy Stella była tam ze mną. Wiedziałam, że Nelly i Ben pewnie też gdzieś tu są. Wróciła mi nadzieja, że wszystko dobrze się skończy. I miałam ją naprawdę długo, dopóki nie dotarło do mnie, że to dziwne, że Stella nie odezwała się do mnie słowem. Spojrzałam na nią. Siedziała odwrócona do mnie tyłem, chyba trzymała się za rękę i łkała. Patrzyłam jak trzęsą jej się ramiona, gdy do środka wparował z powrotem Robert. Trzymał w ręce szklankę z wodą, na której dnie leżała kupka białego proszku. Wyjął zza pasa mały nożyk i wymieszał nim wodę. Następnie podał szklankę Stelli. 
'Do dna.' - puścił do niej oko. 
Stella niepewnie wyciągnęła rękę, jeszcze nie zdążyła jej dobrze chwycić, kiedy wychyliłam się do przodu i warknęłam:
'Co tam jest?!' 
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. 
'Witaminy.'
'Stella, nie pij tego! Stłucz szklankę!' - wrzeszczałam przejęta. 
Robert rzucił we mnie nożem, który lekko dźgnął mnie w ramię i spadł na ziemię odbijając się kilka razy od kamienia. Umilkłam. 
'Pij.' - rzucił już groźniej Robert. 
Stella posłusznie zacisnęła palce na naczyniu i pochłonęła jego zawartość. Po chwili jej twarz przybrała dziwny wyraz. 
'Co to było?' - zapytała cicho i nieśmiało. To było dziwne. Przypominała mi mnie sprzed dwóch lat. Właśnie zaczęła ,,kuracje'', która miała zniszczyć jej psychikę i zmienić ją nie do poznania. Przyłożyłam dłoń do miejsca gdzie dźgnął mnie nóż. Nie boję się Roberta. To dziwne, ale przestałam już wtedy, podczas naszej rozmowy w domku, w Crawley. Czułam raczej nienawiść, ale... też niezupełnie. Może uważam, że jestem do niego trochę podobna? Nie, to ohydne tak myśleć. Brzydzę się nim. Nie jestem taka jak on. 
'Trutka na szczury.' - odpowiedział. Obydwie zastygłyśmy. 
'Co?!' - krzyknęłam. 
'Trutka na szczury - uśmiechnął się - Myślałaś, że będę ich tu trzymał tak długo jak ciebie? Zabawne. Stella za niedługo odpłynie, a zaraz przejdę się do Ben'a.'
Zabrakło mi powietrza. Bałam się spojrzeć na Stellę. Pewnie zastanawiała się ile minie czasu zanim trucizna zacznie działać, a ona umrze i pewnie żałuje, że mnie poznała. Ale... nie powiedział co z Nelly. Ją też chce zostawić na później? Jak mnie? Skazać na krzesło elektryczne? 
Jakby czytał mi w myślach. 
'Ona już nie żyje.' 
Trudno było opisać moją reakcje... to było straszne. Nawet nie wiedziałam co myśleć. Pochyliłam głowę, a łzy zaczęły kapać na brudną podłogę pozostawiając na niej mokre ślady. 
'On kłamie! - wrzasnęła Stella. Zaczęła się szarpać - Nelly żyje!'
Podniosłam głowę i spojrzałam jej w oczy, zamgliły się, straciły wyraz, a ona... upadła. 
'To prawda. Jak widzisz ona też już jest trupem.' - bez grama szacunku kopnął Stellę w głowę, która bezwładnie przechyliła się na drugi bok.
'Zabij mnie.' - nawet nie wiedziałam o co proszę, ale po protu nie chciałam już czekać. Stella... i Nelly. One obie nie żyją! Z Nelly nawet się nie pogodziłam! Tak ją skrzywdziłam, a ona mimo to... ona straciła dla mnie życie! Zaraz Ben też odejdzie. A ja już nie chcę czekać. Chcę umrzeć! 
          'Niee, już ci mówiłem. Najpierw muszę przygotować krze...' - w tym momencie do piwnicy wpadł Ben. 
Robert zaklaskał. 
'Dobrze, że jesteś. Właśnie rozmawialiśmy o tobie z Adele. Nóż czy trucizna? Osobiście polecam nóż, zginiesz szybciej. Z trucizną byłoby gorzej... działałaby powoli, twój organizm wyniszczałby się krok po kroku. Pewnie będziesz stękał, wszyscy stękają. Chociaż ta blondynka...'
Ben mechanicznie obrócił głowę. Jego wzrok padł na martwą Stellę. Zbladł, zaszkliły mu się oczy, po chwili już płakał, ale zacisnął zęby i... wydobył z tylnej kieszeni dżinsów pistolet, odblokował go i strzelił w klatkę piersiową Roberta. Ten zszokowany cofnął się do tyłu, jakby pchnięty. Potem padły następne strzały. Ben był zaślepiony bólem, Robert i tak już leżał i zalewał się krwią. 
'Przestań! Już dosyć!'
Nawet na mnie nie spojrzał. Nadal go rozstrzelał. 
'Zamknij się, nie wiesz co czuję!' - przekrzykiwał dźwięk strzałów. 
Wezbrała się we mnie złość, ale licha. 
'Nelly nie żyje...' - nawet mnie nie usłyszał - Słyszysz?! Dość! Wezwijmy pomoc! Może jeszcze...' 
'Nic jej nie pomoże!' 
'Przestań być takim... - nie miałam siły na kłótnie - Rozwiąż mnie!'
Ben westchnął, wykonał ostatni strzał i ruszył w moją stronę. Rozwiązał mi ręce, a potem sama rozplątałam nogi. Wstałam i spojrzałam na niego. 
'Skąd wziąłeś broń?' 
'Żartujesz sobie? - nie odezwałam się, więc odpowiedział - była w szufladce za lustrem w łazience Clarie. Rozwaliłem nią zamek.' 
'Pobiegnę po pomoc, a ty tu zostań na wypadek gdyby...'
'Nie obudzi się.' - powiedział sucho i rozpaczliwie. 
          Ruszyłam po schodach w górę. Tak naprawdę nie o to mi chodziło... Jednak ta sytuacja jest tak podobna do tej sprzed dwóch lat, że myślałam... to absurdalne, że Robert tak jak Clarie wyciągnie z siebie nóż i wstanie, ale w jego wypadku to byłyby raczej kule od pistoletu i.... to niemożliwe. 
          Na zewnątrz trwała ulewa. Ogród Clarie właściwie tonął w wodzie zmieszanej z błotem. Biegłam zaciskając oczy, bo wpadały do nich ciężkie krople, byłam zupełnie nieuważna, a było ślisko, więc to było oczywiste, że w końcu straciłam równowagę i zaczęłam lecieć w tył. Przygotowałam się na spotkanie z brudną wodą, ale ktoś chwycił mnie w talii. Znałam ten dotyk. Podniosłam oczy i zobaczyłam tatę. To było wstrząsające. Co on tutaj robi? 
'Znalazłem cię.' - mocno mnie przytulił. 
'T-tato... Nelly...' - zadrżałam.
'Ciii, będzie dobrze. Zaprowadź mnie do niej.' 
          Jak miało być dobrze? Ale nie miałam wyjścia. Weszłam z tatą do tego przeklętego domu. 
'Ja nie wiem gdzie jest... na dole jest Stella, która też jest... ranna.' 
'Sprawdźmy na górze.' - zaproponował i poprowadził mnie w górę po schodach. 
Gdy tylko postawiłam stopę na piętrze usłyszałam walenie w drzwi z naprzeciwka. Stanęłam jak wryta. Tata pociągnął mnie do przodu i otworzył drzwi. Przede mną była Nelly... cała i zdrowa. Padłyśmy sobie w objęcia. Obie byłyśmy zapłakane i zmęczone. 
'Myślałam, że nie żyjesz...' - powiedziała Nelly, a ja zrozumiałam podstęp Roberta. 
'Ja myślałam tak o tobie, ale to nie ważne...Teraz już będzie dobrze, Robert się przeliczył i sam teraz jest martwy.' 
          Tata zatrzasnął drzwi tak głośno, że obie odskoczyłyśmy w tył. 
'Zabiłyście mi Roberta?' - przechylił głowę.
Zamilkłyśmy. Nie  zrozumiałam co miał na myśli i ten jego ton głosu...
'T-tato, to Robert za tym wszystkim stoi, to on podłożył mi cyjanowodór i...'
'Nie.' - pokręcił przecząco głową i zaczął mnie głaskać po włosach, nie wiem czemu, ale przeszły mnie dreszcze, poczułam coś niepokojącego.
'Nie?' - zapytałam.
'Nie.'
Zapadła cisza podczas której bawił się moimi włosami, wplątał w nie całą dłoń i zaczął lekko szarpać.
'Więc kto?'
'Ja.' - odpowiedział od razu.
Zamarłam. Nie rozumiałam. Nic nie rozumiałam! Co on wygaduje?! To jakieś żarty?!
'I to ja podciąłem linę w żyrandolu, tamtego dnia w hotelu.' 
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Co on mówił?
'Przyczepiłem do twojego okna zdjęcie Clarie... i do cholery nasłałem na ciebie Roberta. - warknął - Zresztą Clarie też.'
'T-tato?'
'Nie rozumiesz, szmaciaro?! Nie jestem twoim ojcem!' - wydarł z moich włosów rękę i z całej siły pchnął mnie na stojący za mną regał. W momencie kiedy moje naprężone plecy uderzyły o kant etażerki wyrwały się ze mnie jednocześnie płacz i wrzask.
'Twoja matka zaszła w ciążę z kimś innym, zostawił ją i dopiero pół roku później poznała mnie. Od zawsze cię nienawidziłem. Kiedy na ciebie patrzyłem... zostawałem sam w domu, miałem ochotę zacisnąć ci ręce na gardle. Aż któregoś dnia wpadłem na świetny pomysł. No bo czemu by nie wynająć do tego jakiegoś mordercy na zamówienie? Zapłaciłem Clarie za to, żeby cię zabiła w jaki tylko chce sposób. Niestety nie wiedziałem, że jest zasranym pedofilem i zamiast od razu cię sprzątnąć zamknie cię w piwnicy na rok! A potem ta gówniara musiała znaleźć twój dziennik i jakimś cudem cię odnaleźć! Nie wyobrażasz sobie jaką rządzę twojej krwi czułem, kiedy któregoś dnia tak po prostu zapukałaś do drzwi. Miałaś być martwa od dwunastu miesięcy! Później wszystko kręciło się wokół ciebie, 'uważaj na biedną Adele, trzeba znaleźć jej psychiatrę, jak ona mogła to znieść?'. W końcu postanowiłem, że spróbuję jeszcze raz, tylko że tym razem zatrudnię kogoś naprawdę dobrego, kto nie ma chorych fantazji seksualnych. Ale co się okazało?! Robert jest sadystą! I nie mógł po prostu strzelić ci w łeb, tylko szykować jakieś krzesło elektryczne! W między czasie mu pomagałem, próbując cię otruć albo pogarszając twój stan psychiczny! Ale co?! Wszędzie kręciła się panna Bell! Strugała bohaterkę i systematycznie krzyżowała mi szyki, wciąż pojawiając się w miejscu wydarzeń chwilę zanim byś umarła! To takie zabawne, prawda? A ty tak ją obrażałaś... Ludzie są głupi Adele, nikt się nie domyślił, że to wszystko moja zasługa. Jeżeli kiedykolwiek się nad tym zastanawiałaś, to ja jestem mordercą.'



/Diana


sobota, 4 lipca 2015

What happened? 2 #35

Of diary Nelly

          'Która godzina?' - zapytałam Ben'a jednocześnie powoli zbliżając się do drzwi.
Spojrzał na zegarek.
'Wpół do czwartej.'
'To znaczy, że czas zgonu nastąpi około godziny czwartej zero dwa.' - Stella sama zaśmiała się ze swojego żartu, a ja i Ben postaraliśmy się puścić jej dowcip mimo uszu. Jednak mi nie całkiem się udało. Bałam się i nie dało się tego ukryć. Byłam ciekawa jak czuła się Adele kiedy znowu wchodziła do tego domu. Do mnie wróciły wspomnienia w wyniku których na chwilę wstąpiła we mnie niepewność, miałam ochotę się obrócić i uciec jak najdalej od tego miejsca, ale z oburzeniem wyrzuciłam z siebie te wszystkie negatywne uczucia i przypomniałam sobie moje nowe motto : podejmuj zdecydowane decyzje. Szarpnęłam za klamkę odrobinę zbyt pewnie, drzwi z hukiem uderzyły o ścianę. Zagryzłam wargę i zacisnęłam powieki. Ben skarcił mnie wzrokiem i już otworzył usta, by powiedzieć coś w stylu ,,Czy wszystkie dziewczyny są takie bezmyślne i narwane?'', ale Stella mocno odepchnęła go do tyłu i z wysoko zadartą głową wstąpiła do środka krzycząc na całe gardło:
'Juhu?! Robert?! Jesteś tu?!'
Ben wziął zamach i uderzył ją w tył głowy, która natychmiast i bezwładnie opadła, a Stella wydała z siebie cichy jęk.
'Padło ci na mózg?! Właśnie nas wszystkich zabiłaś! Zawsze musisz być w centrum uwagi?!' - wrzeszczał zdenerwowany.
'Przestań...!' - Stella uniosła czerwoną, spuchniętą od płaczu twarz i zadałaby bratu cios w policzek, gdyby w pół zamachu Robert nie zatrzymał jej ręki w mocnym uścisku. Oboje z Ben'em zaniemówiliśmy. Nie spuszczałam wzroku z dłoni Roberta, który wbijał w delikatną, mlecznobiałą skórę Stelli długie paznokcie, powoli i coraz głębiej. Po chwili zaczęła wypływać z niej krew. To był ohydny widok. Dopiero wtedy przejęta spojrzałam na jej twarz. Zaciskała powieki przepełnione łzami, miała uśmiech, ale jakiś taki inny, niepokojący, nie kojarzył się z radością, wyrażał raczej histerię i wielki ból.
'Robert, przestań!' - nie wytrzymałam. Wyrwałam się do przodu i sama wybuchnęłam płaczem. Oczywiście moje słowa nie poskutkowały, zapadła po nich długa cisza. W panice rozglądałam się po pomieszczeniu, a paznokcie Roberta były coraz głębiej zanurzone w Stelli. Potrząsnęłam oniemiałym Ben'em.
'Zrób coś!' - błagałam.
Otrząsnął się. Niepewnie wyciągnął rękę w ich kierunku i natychmiast dostał w twarz. Robert był silnym, rosłym mężczyzną, ciosy zadawał jakby od niechcenia, a były tak potężne, że Ben natychmiast osunął się na ziemię, a biedna Stella była na skraju załamania. Chciałam jej pomóc, ale nie wiedziałam jak. Gdybym tylko zbliżyła się do Roberta podzieliłabym los jej albo Ben'a i co ja tym wskóram? Zdecydowane decyzje. Zdecydowane decyzje. Nie jestem na nic zdecydowana! Nie ma z tej sytuacji żadnego wyjścia.
'Wystarczy.' - powiedział spokojnie Robert i wynurzył z wewnętrznej strony ręki Stelli palce, które były całe we krwi, wydawało mi się, że widzę w dziurze, którą tam pozostawił jej mięso.
          Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął po schodach w dół do piwnicy. Otworzył drzwi i wrzucił ją tam, tak jakby była szmacianą lalką. Zatrzasnął drzwi i zwrócił głowę ku nam. Ben dopiero teraz naprawdę zdał sobie sprawę z tego co się stało. Na jego twarzy namalowała się złość silniejsza od bólu. Wyobrażałam sobie co musi czuć. Najpierw sam skrzywdził swoją siostrę, a potem bezczynnie patrzył jak robi to Robert. Musiał być wściekły na niego i na siebie. Pewnie chciał się zemścić, mimo iż nie miał absolutnie żadnych szans, by w jakikolwiek sposób zadać cios, który choć trochę dotknie Roberta. Z Clarie być może by sobie poradził, ale Robert to...
          Nim zdążyłam podnieść głowę usłyszałam łkanie Ben'a i jak mi się wydało, jedno stęknięcie Roberta. Szarpali się dosłownie przez chwilę, bo potem Robert uderzył go pięścią w brzuch. Ben zamarł w bezruchu. Przestał na moment oddychać. Wyraźnie słyszałam jak jego soki się przelewają i aż coś mną wstrząsnęło. Robert zatrzasnął Ben'a w łazience znajdującej się w korytarzyku, a potem jego wzrok spoczął na mnie.
          Tak, zostałam tylko ja. Teraz mnie zmasakruje. Stella i Ben byli ode mnie o wiele silniejsi, a jak skończyli? Co dopiero będzie ze mną? Na jego twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech. Boże, przecież on mnie zabije!
Porwałam się do biegu. Głośno dysząc zaczęłam wbiegać po schodach do górnej części domu. Biegł za mną. W głowie szumiały mi te słowa : zdecydowane decyzje. W cholerę ze zdecydowanymi decyzjami! Nie mam czasu, żeby się na cokolwiek decydować! Muszę przeżyć! Czy ,,muszę przeżyć'' powinno być moim nowym mottem?
          Odkryłam, że Robert biega potwornie wolno i bardzo się przy tym męczy. Więc to była jego słaba strona. Uciekałabym dalej, tyle że nie było już gdzie. Pchnęłam pierwsze lepsze drzwi i zamarłam. Znajdowałam się w sypialni Clarie. Obok mnie znajdowało się ogromne łoże z baldachimem, a ze wszystkich ścian patrzyły na mnie ze zdjęć Clarie. Na niektórych była z wtulonymi w nią uśmiechniętymi nastolatkami. Pomyśleć, że one wszystkie zostały zamordowane... Usłyszałam kroki Roberta. Stanął w drzwiach i uśmiechnął się do mnie kpiąco.
'Ty jesteś Nelly, tak?'


/Diana

niedziela, 28 czerwca 2015

What happened? 2 #34

 Of diary Adele

          Szczerze mówiąc byłam nawet ciekawa przed kim czułam większy strach, Robertem czy Clarie? Odpowiedź stała się jasna, kiedy wyrzucił mnie z samochodu przed jej domem, a ja przypominając sobie wszystkie traumatyczne przeżycia straciłam na chwilę świadomość tego co robię i zaczęłam przeraźliwie wrzeszczeć, tarzać się po ziemi i drapać po twarzy. Upadłam tak nisko. Wydawało mi się, że w spojrzeniu Roberta jest zniechęcenie, które powoli przemieniło się w coś w rodzaju współczucia. Ale tylko mi się tak wydawało, bo po chwili chwycił mnie za kark i podniósł na równe nogi, po czym rozegrała się między nami prawdziwa walka. Usiłował zaciągnąć mnie do środka, a strach dodał mi tak wielu sił, że byłam w stanie się opierać. Waliłam w niego pięściami, wyrywałam się, by za chwilę znów dać się złapać, biegłam w miejscu, bezskutecznie chcąc uciec, upadałam, kopałam go, wbijałam ręce w obumarłą ziemię w jej ogrodzie, żeby tylko nie znaleźć się znów w tym domu. Czułam, że jestem blisko tej piwnicy. Ona jakby żyła i przez te lata czekała, bym znów się w niej znalazła, a wtedy mnie wykończy.
          W końcu mu się udało, a ja wyczerpana z sił po prostu się poddałam. Spełniły się moje obawy. Robert trzymając mnie za nadgarstek zmierzał prosto w stronę piwnicy. Pociągnął mnie po schodach w dół i stanęłam przed wielkimi, solidnymi drzwiami prowadzącymi w to miejsce. Spojrzałam na niego błagalnie, a on podniósł rękę i... pogłaskał mnie po włosach.
'Nie martw się, niedługo wszystko się skończy.' - powiedział.
Zamarłam. Jak to? Co on ma na myśli? Już chce mnie zabić?
          Uchylił drzwi i delikatnym gestem ręki zachęcił bym weszła do środka. Zacisnęłam powieki i zrobiłam kilka kroków w przód. Usłyszałam jak wszedł za mną. Zamknął drzwi. Otworzyłam oczy. Wszystko wyglądało tak samo. Podłoga była wykonana z czarnego kamienia, leżała na niej ta sama słomiana wycieraczka, była na niej moja zaschnięta krew, zniknęła tylko beczka pełna zwłok poprzednich ofiar Clarie, chyba tylko mnie udało się uciec... niezupełnie, znów tu jestem. Chyba po prostu od tego nie da się uciec. Czułam wilgoć i smród piwnicy. Po chwili miałam trochę więcej odwagi, przynajmniej na tyle by rozejrzeć się po całym pomieszczeniu. Obróciłam się i w rogu dostrzegłam krzesło, którego wcześniej tam nie było. Miało do siebie podłączone jakieś kabelki i nie wyglądało jak zwykły mebel. Po chwili dotarło do mnie jaki naprawdę los mnie czeka. Robert, sadysta i fanatyk elektryczności marzący o własnym... krześle elektrycznym.
,,Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?''. Dlaczego się nie domyśliłam?!
'Robert, dlaczego?!' - wybuchnęłam płaczem i zaczęłam bić głową o ścianę piwnicy. Gorszej śmierci nie mógł mi wymyślić. Przypomniały mi się wszystkie filmy dokumentalne o elektrycznym krześle, które kiedykolwiek oglądałam. Słowa, które opisywały ten nieziemski ból i śmierć w męczarniach.
''Nienawidzę cię! Nienawidzę!'


/Diana

piątek, 26 czerwca 2015

,, What happened? '' well farther?

No to witam po przerwie... która skończy się za dwa dni. Nie ważne. 
Rozdział pojawi się w niedzielę, żeby utrzymać dany rytm. 
To już ostatnie rozdziały, więc więcej przerw już nie będzie. Ale co dalej? Przez jakiś czas będzie zupełna pustka na blogu, bo będę pisała trzecią - ostatnią - część WH. Później będę dodawać rozdziały. Ale potem będzie już koniec. Żadnych więcej części ani innych opowiadań. 
Pewnie zanim to nastąpi minie trochę czasu, ale już zapowiadam. 
No więc, do niedzieli! 


/Diana