niedziela, 19 kwietnia 2015

What happened? 2 #22

Of diary Adele

          Whitcomb to ładna, spokojna ulica. Przechodziłam tędy kiedyś z rodzicami. Zawsze dobrze mi się kojarzyła. Ale wielki, zielony blok ze złotą cyferką '5' był jakby zakalcem. No bo... wśród tylu sosen, które tak rzadko rosną w Anglii przy ulicach, pięknych, symetrycznych blokach i kamieniczkach, ten budynek bez kilku czarnych dachówek i z białymi, odrapanymi z farby, drewnianymi deskami, które dosłownie wisiały i wydawało się, że w każdej chwili mogą spaść wchodzącemu do bloku na głowę, sam w sobie był odpychający, a w nocy, kontrastujący z stojącym obok niego łysym, chudym drzewem o długich, krzywych gałęziach niczym z horroru, mógł wydawać się nawet straszny. A co dopiero dla mnie, kiedy wiedziałam, że na jego ostatnim piętrze mieszka sobie Clarie Meynard. Idealnie pasowała do tego miejsca.
          Zrobiłam krok do przodu i zaczęłam mieć wątpliwości. Czy na pewno tego chcę? Nie łatwiej byłoby powiedzieć wszystko rodzicom i czekać, aż policja się tym zajmie?
Usłyszałam za sobą głucho dudniące o mokry chodnik kroki. Czy to normalne, że ktoś spaceruje o wpół do czwartej rano obok mieszkania psychopatki? Nie, nie... na pewno histeryzuję. To tak jakbym pod wieczór szła do sklepu, zobaczyła przy nim bezdomnego mężczyznę i uciekła z myślą, że stoi tam tylko po to, żeby zrobić krzywdę pierwszej dziewczynce, która obok niego przejdzie. To istnie dziecinne.
Właśnie zaczęłam się uspokajać, kiedy nieznajomy położył mi ręce na ramionach. Zesztywniałam.
'A ty gdzie się wybierasz?'
'Ben?!' - zrzuciłam jego dłonie z ramion i odwróciłam się nie wierząc, że to naprawdę się dzieje. Dopiero kiedy zobaczyłam jego twarz uświadomiłam sobie, że naprawdę dokładnie domyślił się, co planuję i w dodatku przylazł tu po... nie wiem po co.
'Po co tu przyszedłeś?!' - wydarłam się na  niego, po części, bo chciałam poznać odpowiedź, a po części, bo zamierzałam pokazać mu, że jestem wściekła.
'Nie krzycz tak, zapomniałaś gdzie jesteśmy? - powiedział spokojnie - Jestem tu, żebyś nie zrobiła niczego głupiego.'
'Nie wierzę. Rozumiem, Nelly. Jest moją przyjaciółką... była. No i po części sama miała do czynienia z Clarie. Ale ty?! Kim ty dla mnie jesteś?! I co ty w ogóle wiesz o Clarie?!'
'Miałaś nie krzyczeć.' - upomniał mnie lekko podnosząc głos.
'Wracaj do domu.' - rozkazałam i odwróciłam się.
'Nie!'
Uśmiechnęłam się z przekąsem.
'Nie krzycz.'
'Adele, nie żartuj sobie. Wiem, że znamy się od niedawna... od wczoraj, no i wcale nie tak dobrze, ale już jestem częścią tej historii.'
'Jakiej znowu historii? Chrzanisz.'
'Może, ale to nie zmienia faktu, że to ja powiedziałem ci, gdzie mieszka Clarie i gdyby nie ja, nie byłoby cię tu. A kiedy rano wrócisz do domu, będę mógł powiedzieć, że gdyby nie ja, nie wróciłabyś w jednym kawałku.' - powiedział pewnie i w jego spojrzeniu widziałam, że był dumny z tej wypowiedzi.
'Więc uważasz, że bez ciebie sobie nie poradzę?'
'Nie. Uważam, że gdybyś dała komukolwiek sobie pomóc, po prostu poradziłabyś sobie lepiej. Nie chciałem być zuchwały.'
'Ale ja nie potrzebuję pomocy.'
'No dobra... więc może 'zespół' będzie brzmiał lepiej? Co ty na to? Spółka? Współpraca? Sojusz?'
'Nigdy nie lubiłam pracy w grupie - uśmiechnęłam się - Ale trochę się boję, więc...'
'Serio?' - to zabrzmiało tak, jakby mu ulżyło.
'Tak, a co? To coś dziwnego?'
'Nie, po prostu...'
'Zdążyłam!' - zobaczyłam biegnącą w rozsznurowanych trampkach i piżamie półprzytomną Nelly i mimo, że zwykle szok i gniew są silniejszymi uczuciami, to nie mogłam powstrzymać śmiechu, kiedy potknęła się o krawężnik i jedną nogą wpadła w kałuże.
'Kurde!' - krzyknęła jednocześnie ziewając.
Pozbierałam się zanim podniosła wzrok i zdążyłam zrobić wściekłą minę.
'Co ty sobie myślisz?!' - wrzasnęłam.
Poczułam na sobie jednoznaczne spojrzenie Ben'a. Słyszał, że w jednej chwili śmiałam się i to dość życzliwie, a potem przybrałam zupełnie inną twarz. Mógł pomyśleć, że tylko udaję, że jestem na nią zła, ale... właściwie co mnie to obchodzi?
'Adele, zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, to uświadom sobie, że nie zarwałabym nocy i wyszła o trzeciej z domu, tylko po to, żeby zrobić ci na złość.'
'Dobra, już i tak jest tutaj Ben, więc..'
'No właśnie. Ben, co tu robisz?'
'Ty i Stella chciałyście pozwolić, żeby poszła sama do Clarie, więc musiałem coś zrobić!'
'Wcale nie miałam zamiaru pozwolić, żeby stało jej się coś złego! Przecież tu jestem! I wiesz co?! To tylko sprawa Adele i moja! Żałuję, że powiedziałam o tym tobie i Stelli!'
Oczy same otworzyły mi się ze zdziwienia.
'Nelly... ty mówisz dokładnie tak jak ja.'
Zmieszała się.
'Serio? - zaśmiała się pod nosem - To pewnie przez to, że jestem taka zmęczona. Ale Adele, ja naprawdę nie chcę, żeby ktoś zrobił ci krzywdę, nigdy tego nie chciałam ani nie było mi to obojętne i strasznie cię prze...'
'Jak dzieci!' - powoli podeszła do nas Stella, jednocześnie klaskając.
'Ty też?!' - krzyknął Ben.
'Tak, ale w przeciwieństwie do was, ja wiedziałam, że przyjdziemy wszyscy. Jesteście strasznie przewidywalni.'
Zawstydziłam się. Byłam pewna, że nikt się nie domyśli co planuję. Ale może to lepiej? Kiedy już tam stałam, tak naprawdę cieszyłam się, że nie jestem sama.
'Okej, mamy do siebie zero zaufania. Jeśli mamy rozwiązać tą sprawę razem, to musimy być ze sobą szczerzy, jasne?' - zabrał głos Ben.
'A co ty do tego nagle taki chętny braciszku?'
'Hej! Nie było mowy o żadnym 'razem'. To was nie dotyczy. Tylko ja mogę się wtrącać.' - odezwała się Nelly.
'Serio? Wczoraj ćwierkałaś coś całkiem innego.' - zmarszczyła brwi Stella.
'Za późno, już o tym wiemy i chcemy pomóc - Ben spojrzał na mnie - Sory, nie 'pomóc'. Chcemy brać w tym udział.'
'Bardzo dziękujemy za pomoc, ale to już koniec. Nie to nie.'- naciskała.
I w mgnieniu oka zrobił się straszny harmider. Nelly i Stella zaczęły na siebie wrzeszczeć. Ben coś tam im tłumaczył, ale nikt go nie słuchał. Sekundę zanim zaczęłyby sypać się wyzwiska, postanowiłam coś powiedzieć.
'Przestańcie! Źle zrobiłam. Dziękuję Nelly, że tak bronisz moich wartości, ale zmieniłam zdanie. Chcę, żebyście wszyscy mi pomogli. Możemy być zespołem, spółką, sojuszem czy czym tam jeszcze. Ale jest jeden warunek : nie mówimy nikomu więcej. Okej?'
Wszyscy zamilkli. Naprawdę mnie słuchali.
'Okej.' - zgodziła się pierwsza Stella.
'Tak.' - kiwnął głową Ben.
'A, Nelly... - powiedziałam, zanim zdążyła otworzyć usta - Wcale się w wtrącasz i miałaś rację, że jestem trochę... zaborcza... i wredna. Zawsze bardzo mi pomagałaś, dwa lata temu gdyby nie ty, to... no. Chcę cię tylko prze...'
'Hej, czy to nie Clarie?' - zadźwięczał mi w uszach głos Stelli.


/Diana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz