niedziela, 3 maja 2015

What happened? 2 #26

Of diary Adele

         'Adele Green?'
Skinęłam.
'Świetnie - uśmiechnął się do mnie niski mężczyzna o skośnych, piwnych oczach - Masz pokój numer 15. To na pierwszym piętrze. Dzielisz go z June i Carol. To te dziewczyny przy oknie. Podejdziesz do nich po klucze. Dzisiaj masz czas na wypakowanie i poznanie innych obozowiczów, jutro o siódmej jest śniadanie, zaraz po nim idziemy na spacer po mieście. Obok recepcji wisi grafik. Zapoznaj się z nim. Możesz iść.'
Odeszłam od mężczyzny o dosłownie trzy kroki i spojrzałam na moje współlokatorki na najbliższe dwa tygodnie. A właściwie ich tyły. Obie były mocno wychylone za okno i miałam wrażenie, że zaraz przez nie wypadną. W końcu zdecydowałam się podejść. Puknęłam jedną z nich w plecy. Usłyszałam przekleństwo.
'My wcale nie palimy!' - odezwała się druga i obie zaniosły się głośnym, nieopanowanym śmiechem. W końcu obróciły głowy i zmierzyły mnie wzrokiem. Jedna z nich, ta którą zaczepiłam, miała czarne włosy spięte w wysokiego koka, dosłownie pomarańczową skórę, duże, brązowe oczy i kolczyka w dolnej wardze. Wyrzuciła za okno wpół spalonego papierosa i kaszlnęła mi prosto w twarz tytoniem. Druga była bardzo niska, miała rude, potargane włosy sięgające ramion, zielone oczy, pomalowane na czerwono usta, idealne kreski nad oczami i tusz od którego ilości uginały się rzęsy. Zaciągnęła się, wypuściła z ust dym i uśmiechnęła się do mnie. Stałam chwilę nieruchomo zastanawiając się czy sama nie wypchnąć je przez to okno.
'Haha, myślałam, że jesteś którymś z wychowawców zdziro.' - odezwała się czarnowłosa i wyrwała drugiej papierosa z ręki.
Zaczynałam mieć wątpliwości czy to nie obóz dla trudnej młodzieży.
'Możecie mi dać klucze od pokoju?' - wyciągnęłam rękę.
'Ooo, będziesz z nami w pokoju? Jak masz na imię?' - zapytała ruda jednocześnie grzebiąc w czarnej, skórzanej torebce.
'Adele...' - mruknęłam.
'Ślicznie.' - uśmiechnęła się słodko i podała mi klucze. Gdyby nie to, że mówiąc to zajechało od niej tytoniem i sztucznością, może bym ją polubiła.
'Ja mam na imię June!' - wykrzyknęła czarnowłosa, wyrzuciła ręce do góry i zakręciła się w kółko. Może to też ćpunki...
'A ja Carol, cześć.' - podała mi rękę i natychmiast rzuciły mi się w oczy żółte paznokcie. Już wiem, że mam do czynienia z zawodową palaczką...
'A ile masz lat?' - zapytała po chwili swoim cienkim, miodowym głosikiem.
'Siedemnaście.'
'O, June też, a ja dwa dni temu skończyłam czternaście.'
Czułam jak opada mi szczęka. Dobry Boże, ile?! Od kiedy czternastolatki palą papierosy i mają na twarzy tonę fluidów?!
Zmusiłam się do uśmiechu i zwróciłam w stronę schodów. Kiedy tylko z powietrza zniknął duszący zapach tytoniu głośno odetchnęłam. Nienawidzę tego miejsca.
          Pokój znajdował się na początku korytarza i miał kształt prostokąta. Na moje szczęście łóżka była umiejscowione w dosyć dalekich odległościach. Na podłodze była wyłożona beżowa wykładzina. Zamiast jednej ściany była wielka, drewniana szafa ścienna. Obok łóżka, na którym leżała otwarta, pusta, czarna walizka i opakowanie samoopalacza stało biurko na którym ustawiony został mały telewizorek. Łóżko przy samym wejściu też było zajęte, co wywnioskowałam z tego, że były na nim porozrzucane różnokolorowe lakiery do paznokci. Zostało mi, więc jedno łóżko, przy drzwiach prowadzących do łazienki. Ostatnie, więc najgorsze. Miało złamaną nogę i inną pościel, koc raczej bardziej przypominał dywan. 
         Rozpakowałam się dość szybko, poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, wysuszyłam głowę, położyłam się do łóżka i zaczęłam czytać, choć dopiero dochodziła osiemnasta. 
W między czasie co pięć minut z walizki Carol dobiegało mnie rapowanie Nicki Minaj, aż chciało się wstać i roztrzaskać ten telefon, najlepiej na głowie jej i June. 
Godzinę później ich nadejście zapowiedział głośny śmiech zza korytarza. Uderzyłam książką o czoło w momencie, kiedy nacisnęły na klamkę. Nie przestawały rozmawiać, każda ruszyła w kierunku swojego łóżka. June chwyciła w ręce opakowanie samoopalaczu i zaczęła je czytać. Carol usiadła, robiąc wgniecenie w materacu, omiotła mnie zdziwionym spojrzeniem i zapytała dlaczego już leżę w łóżku. Zanim zdążyłam otworzyć usta rozległ się znajomy głos Minaj. Uśmiechnęłam się z politowaniem, czułam, że śmiało mogłabym zarapować tę piosenkę razem z nią. 
'O, to Aaron.' - przygryzła wargę i utuliła telefon do piersi zanim odebrała. 
Z całych sił starałam się ignorować jej chichot, w końcu moją uwagę przykuło coś innego. June prysnęła w szafę samoopalaczem. 
'Co ty do cholery robisz?' - wymsknęło mi się. 
Spojrzała na mnie obojętnie i wzruszyła ramionami. 
'Hej, dziewczyny! - zawołała Carol - Nie będziecie miały nic przeciwko jeśli przyjdzie tu na chwilę mój chłopak?' 
'Coś ty. Z Aaronem zawsze jest największa beka, może znowu zaciągnie się papierosem przez nos.' - zaśmiała się na wspomnienie tej chwili June. 
Carol spojrzała na mnie pytająco. Nie miałam ochoty, żeby przyszedł tu trzeci idiota, ale przecież nie mogłam jej nie pozwolić... 
          Aaron przyszedł niespełna dziesięć minut później. Był średniego wzrostu szatynem, miał jasną cerę i mnóstwo pryszczy na całej twarzy i kilka na szyi. Carol była w niego nie tylko wpatrzona, ale też zasłuchana, kiedy chwalił się, że wypił rano pół butelki wódki. Starałam się ich ignorować, a sam Aaron zauważył mnie dopiero pół godziny po przyjściu. 
'Uhuhu, cześć skarbie! - zawołał, a ja poczułam się jednocześnie zniesmaczona i zdziwiona - Chcesz spać dzisiaj w moim pokoju? Nie mam żadnych nieproszonych lokatorów.'
June i Carol zaniosły się śmiechem. 
'Zgódź się!' - zachęciła mnie Carol. 
'Myślałam, że to twój chłopak.' - zmarszczyłam brwi. 
'No tak. Ale on to robi z każdą.' - to zabrzmiało jakby mówiła to naprawdę poważnie. 
'Oj przestań! A pamiętasz twoją kuzynkę? Tą Donnę? Z nią nie.'
'Bo jest gruba i brzydka! - zmieniła ton na bardziej oskarżycielski - Robiłeś to nawet z June!'
Odrzuciłam kołdrę i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro, na swoją rozgniewaną twarz i szybko wybrałam numer taty. 
'Adele?'
'Zabierz mnie stąd!' - wrzasnęłam. 
'Dlaczego? Zaczekaj jeszcze chociaż jeden dzień...'
'Nie! Przyjedź po mnie!'
'Dobrze. Będę jutro rano. Dobranoc.' - rozłączył się. To było dziwne. Mimo wszystko byłam pewna, że się nie zgodzi i ta rozmowa jest zbędna, chciałam tylko wyładować złość, ale jednak... 
Uśmiechnęłam się krzywo.


/Diana


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz