Of diary Adele
Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Jedyne o czym byłam w stanie myśleć. To on próbował mnie zabić, a teraz to zrobi.
'Wysiadaj.' - rzucił jednocześnie otwierając drzwi samochodu.
Wystawiłam ostrożnie stopę poza auto i poszukałam ziemi. Nadal miałam na oczach opaskę. Zaczęłam mierzyć się do wyjścia, ale on okazał się być niecierpliwy. Złapał za mój sweter, szarpnął mnie i wyrzucił z samochodu. Upadłam twarzą na ziemię. Skóra się obtarła i zaczęła piec, w miejscach, gdzie zdarły się kawałki skóry dostawała się brudna ziemia i wzmacniała ból. Czułam się poniżona i wystraszona. Zanim zdążyłam się podnieść dostałam kopniaka w żebro. Głośno zaczerpnęłam powietrza i wybuchnęłam płaczem. Miałam wrażenie, że jego glany je złamało. Zaśmiał się i kolejnym szarpnięciem mnie podniósł. Chwycił mnie pod ramię i zaczął prowadzić. W którymś momencie się zatrzymał i zdarł mi z oczu opaskę. W reakcji na ten gwałtowny ruch lekko odskoczyłam i spojrzałam w górę. Ujrzałam korony drzew. Wokół otaczał nas las. Stała przed nami mała, drewniana chatka. Miał zamiar mnie tam więzić.
'Oddaj mi telefon.'
Po karku przebiegł mi dreszcz, kiedy znów usłyszałam jego głos.
'Nie mam.'
Uderzył mnie w twarz. Odchyliłam głowę i usłyszałam plask. Powoli z nosa zaczęła toczyć mi się strużka krwi.
'Oddaj telefon.' - powtórzył.
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam komórkę. Spuściłam głowę i podałam mu ją do dłoni.
Otworzył drzwi i zachęcił mnie bym weszła.
Niepewnie wsunęłam się do środka i zaczęłam bacznie się rozglądać.
Pomieszczenie było małe. Podłoga i ściana były wyłożone tym samym rodzajem drewna. W pokoju znajdował się stolik, dwa krzesła i kominek przy którym wylegiwał się wielki doberman. Cofnęłam się na widok psa, który wzbudzał we mnie prawie tak wielki strach jak jego właściciel. Robert wepchnął mnie z powrotem do środka i wskazał na jedno z krzeseł. Posłusznie usiadłam. Zamknął drzwi na klucz i zajął drugie miejsce. Pies zerwał się z miejsca i podbiegł do pana, ten zaczął mocno głaskać go pogłowie, rozciągając mu skórę.
'Nie bój się. To Devil, mój przyjaciel. Póki co nic ci nie zrobi - złapał go za pysk i zademonstrował ostre zębiska psa - Lecz kiedy klasnę - zabije cię.'
Devil jakby dla potwierdzenia groźnie szczeknął. Robert klepnął go po głowie i pies znowu wrócił na miejsce przy kominku. Dickson odpalił fajkę, oparł podbródek na dłoni i z lekkim uśmiechem zaczął przypatrywać się mojej twarzy.
'Boisz się, że cię zgwałcę?'
Zdusiło mnie.
'Adele... nie mógłbym. Ja nic do ciebie nie mam. I nie jestem też chory umysłowo jak Clarie. Widziałem jak dorastałaś. Jesteś córką mojego przyjaciela. Brzydziłbym się sobą. Ja po prostu cię zabiję.'
Łzy stanęły mi w oczach.
'Ale dlaczego?!' - nie wytrzymałam.
'No bo widzisz, takie jest życie. Ludzie mają swoje interesy. Myślisz, że Clarie przypadkowo trafiła na ciebie? Że nastawiała się na pierwszą lepszą dziewczynkę z ulicy? Otóż nie.'
'To znaczy, że ktoś, ta sama osoba co dwa lata temu, zatrudniła was, żebyście się mnie pozbyli?'
'Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie kochana.'
Zamilkłam i zwróciłam wzrok w stronę ściany. Dopiero teraz dostrzegłam tam drzwi. A przy ścianie sąsiadującej z kominkiem były drugie.
'Tam - wskazał na te pierwsze - będzie twój pokój. Chcesz zobaczyć?'
Nie odzywałam się przez chwilę.
'Dlaczego nie zabijesz mnie od razu?'
'A chcesz?' - uśmiechnął się pytająco.
Spuściłam głowę.
'Muszę ci wyznać Adele, że jestem sadystą.' - westchnął i zgasił fajkę.
Spojrzałam na niego z pod byka. Dostrzegł to spojrzenie i uśmiechnął się ponownie.
'Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?'
Nie odpowiedziałam.
'Hej, Adele! Odpowiedz mi na jakieś pytanie, bo zaczynam tu prowadzić monolog!'
Milczałam.
'Jak chcesz - wzruszył ramionami - Idę pod prysznic. Raczej nie rób sobie nadziei na ucieczkę, bo drzwi są zamknięte, a okien tu nie ma jak zauważyłaś. Devil, pilnuj jej! - wstał i ruszył w kierunku drzwi przy kominku.
Kiedy zostałam sama załamałam ręce i znów się rozpłakałam. Obraz rozmazywał mi się przed oczami i traciłam zmysły. Nie ma już dla mnie ratunku. Jestem w środku lasu pod jednym dachem z mordercą, nikt mnie tu nie znajdzie zanim umrę...
Nagle zobaczyłam mój telefon. Przestałam płakać, otarłam oczy i nie mogąc uwierzyć wpatrywałam się w ten leżący przede mną mały cud. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Czy to nie podstęp? Po chwili chwyciłam go szybko, odblokowałam i drżącymi palcami zaczęłam pisać wiadomość. Dźwięk wody w prysznicu się urwał. Zesztywniałam ze strachu, wstukałam ostatnie litery i wysłałam. Odrzuciłam telefon dokładnie w tej chwili, w której Robert stanął w drzwiach. Na mojej twarzy musiało być wymalowane, to co właśnie się stało. Zaczęłam się zastanawiać czy widział jakiś mój najmniejszy ruch, zauważył, że zostawił telefon... myślałam o tym zanim dostrzegłam w jego dłoni nóż. Wtedy reszta przestała mieć znaczenie.
Nagle zobaczyłam mój telefon. Przestałam płakać, otarłam oczy i nie mogąc uwierzyć wpatrywałam się w ten leżący przede mną mały cud. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Czy to nie podstęp? Po chwili chwyciłam go szybko, odblokowałam i drżącymi palcami zaczęłam pisać wiadomość. Dźwięk wody w prysznicu się urwał. Zesztywniałam ze strachu, wstukałam ostatnie litery i wysłałam. Odrzuciłam telefon dokładnie w tej chwili, w której Robert stanął w drzwiach. Na mojej twarzy musiało być wymalowane, to co właśnie się stało. Zaczęłam się zastanawiać czy widział jakiś mój najmniejszy ruch, zauważył, że zostawił telefon... myślałam o tym zanim dostrzegłam w jego dłoni nóż. Wtedy reszta przestała mieć znaczenie.
/Diana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz