niedziela, 10 maja 2015

What happened? 2 #28

Of diary Adele

         Wstałam równo o szóstej rano. Czułam się jak te kobiety z reklam kremów i balsamów do skóry. Świeżo, lekko i radośnie, może nawet zbyt. Z uśmiechem przyglądałam się pogrążonym we śnie Carol i June i gdzieś w środku dziękowałam Bogu, że ostatnie chwile, które z nimi spędzam są tak  miłe. Byłam pewna, że przynajmniej jedna z nich mówi przez sen, ale noc minęła szybko, bez żadnych niespodzianek. Dziesięć minut zajęła mi toaleta, ubranie się i spakowanie wszystkich rzeczy. Jak cudownie! Otworzyłam na oścież okno i odchyliłam do tyłu głowę, by poczuć na twarzy promienie słońca. Pierwszy raz w te wakacje miałam na to ochotę. Ale na przekór szybko zauważyłam, że dziś wcale nie jest tak ciepło i słonecznie jak w ciągu całego lata. Przeciwnie. Wiał zimny wiatr, a na niebie wisiały ciemne chmury. Wzdrygnęłam się i zamknęłam okno, ale zaraz uśmiech znów wrócił mi na twarz. Zastanawiałam się tylko co ze sobą zrobić. Przez kilka minut znów przypatrywałam się pozbawionym makijażu twarzą współlokatorek i Carol po raz kolejny mnie zszokowała. Była bardzo ładna, miała łagodny wyraz twarzy, ale podczas gdy wczoraj byłam w stanie stwierdzić, że jest trochę starsza ode mnie, dziś wyglądała na niespełna dwanaście. Zrobiło mi się jej szkoda. Ma tylko czternaście lat i żyje w świecie istnej patologii. Papierosy, alkohol, puste, zdzirowate koleżanki i chłopak z mózgiem wielkości piłki do ping-ponga, który w ogóle jej nie szanuje. Zastanawiałam się jak do tego doszło. Wpadła w złe towarzystwo, to wina rodziców? To wszystko zajęło mi dłuższą chwilę i nagle usłyszałam dziwnie głośny pośród tej grobowej ciszy sygnał SMS'a. Był od taty. Prawie całkiem zapomniałam już o Carol i byłam gotowa rzucić się do drzwi, gdy lekko uniosła powieki i zaspanym wzrokiem zaczęła przyglądać się mojej twarzy.
'Tata po mnie przyjechał. Wyjeżdżam.' - powiedziałam ostrożnie.
Nie odpowiedziała mi od razu. W jej oczach dostrzegłam coś w rodzaju bólu. A może tylko mi się wydawało? W końcu po tych domyśleniach moja wyobraźnia mogła szwankować.
'Przykro mi.' - powiedziała cienko.
Nogi zaczęły mi świerzbić i chciałam jak najszybciej znaleźć się w aucie, ale to wydało mi się samolubne. Nawet jeśli Carol nie jest mi bliska, to najwidoczniej mnie polubiła i miałabym wyrzuty sumienia zostawiając ją tak od razu. Ale...
'Pa.'
Spojrzałam na nią, ale nie możliwe, żeby usłyszała. Już zasnęła. I nagle wydała mi się piękna. Dostrzegłam w niej coś głębszego niż w June czy Aaronie. Miałam nadzieję, że wyjdzie na prostą i, że... znajdzie kogoś komu będzie na niej naprawdę zależało, kogoś takiego jak Nelly.
'Pa Carol.' - powtórzyłam czule i powoli się podniosłam.
*
         'Tato!' - krzyknęłam dziecinnym głosikiem, przebiegłam korytarz i zawisłam mu na szyi. 
'Adele! Adele... - śmiał się - Chodźmy szybko.'
'Dlaczego? Rozmawiałeś z kimś?'
'Z kim?'
'No... z organizatorem albo... nie wiem. O tym, że jadę do domu.'
'Aaa, tak.'
'Dobrze! Możemy iść!' 
          'Zauważyłeś, że zbiera się na deszcz? To dziwne, że pogoda tak z dnia na dzień się zepsuła...' - zapytałam wsiadają do samochodu. 
'Usiądź z tyłu.' - powiedział jednocześnie pakując moją walizkę do bagażnika. 
'No dobrze.' - zgodziłam się i zmieniłam miejsce. Po chwili tata wsiadł za kierownicę. 
'Rzeczywiście. Ale chyba się cieszysz, że się schłodziło? Tak narzekałaś na te upały. I szczerze mówiąc mi też działały na nerwy.' 
'No tak, ale... myślałam, że pojedziemy z Nelly nad wodę. Tak jak na początku wakacji.'
'Za kilka dni pewnie się rozchmurzy.' - uśmiechnął się przyjaźnie, odwzajemniłam to. 
         Po jakichś dwudziestu minutach wjechaliśmy do Crawley. Zaczęłam rozpoznawać drogę i zdziwiło mnie, że tata skręcił w lewo. Przecież dobrze znał tę drogę. 
'Tato..' - zaczęłam, ale uciszył mnie przez podniesienie palca.
'Jedziemy zatankować. Kończy się paliwo.'
Spojrzałam na licznik. Rzeczywiście. Skinęłam głową. 
          Stacja była dosyć duża. Tata poczochrał mi wielką dłonią włosy jednocześnie zakrywając oczy, jak to robił, kiedy byłam młodsza. Wystawiłam do niego język. Wysiadł i kazał mi czekać, co było głupie, bo niby gdzie miałam się ruszyć? Nie było go strasznie długo i zaczęłam robić się głodna i zmęczona. Oparłam głowę o oparcie i przymknęłam oczy. Leżałam tak chwilę i stwierdziłam, że myślę o Bennie.  O tym jak się nade mną nachylił i spojrzał w oczy. Naprawdę miał achromatopsję? 
Nagle coś zatrzęsło siedzeniem i poczułam ból w karku. Sekundę później usłyszałam huk zatrzaskiwanych drzwiczek, pstryk zamków w aucie i silnik.
'Tato?' - jakimś cudem udało mi się ustawić karak i otworzyłam oczy. Chwilę zajęło mi rozpoznanie kierunków, bo trzask zatkał mi uszy i kręciło mi się w głowie. W końcu znalazłam siedzenie kierowcy. Ale to wcale nie był mój tata... Przede mną siedział na wpół odwrócony mężczyzna, który z kpiącym uśmiechem wlepiał we mnie oczy. Momentalnie cała zesztywniałam. Uświadomiłam sobie kim jest... Czułam to. To on to wszystko zrobił. Prześladował mnie. Pojechał za mną, aż tu. A teraz... skręciliśmy na jakąś wąską drogę w lasku. Milczałam. Odwrócił się i rzucił mi na kolana jakąś szmatkę.
'Zawiąż sobie oczy.' - nakazał, a jego głos trafił mnie jak kula pistoletu. Poznałam ten głos. I twarz też zaczęła mi się przypominać. To się łączyło... Już znałam to imię. Mimowolnie wymówiłam je na głos.
'Robert Dickson.'
Deszcz runął na samochód jak grad. W mgnieniu oka cała ulica zaczęła płynąć. Pierwsza ulewa. Mężczyzna uśmiechał się do mnie podle i ponaglił ruchem ręki, bym obwiązała sobie oczy. Zrobiłam to sztywną ręką. Gdy zobaczyłam ciemność cicho załkałam. Cyjanowodór, kryształy, zdjęcie Clarie...

/Diana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz