czwartek, 21 sierpnia 2014

What happened? #5

,,Lisa jest niezwykła! Kiedy bełkotałam jej zapłakana przez słuchawkę pocieszała mnie, a już dziesięć minut później wysłała mi wiadomość, że czeka na mnie w parku w Oxford Street. Natychmiast wybiegłam z domu i wsiadłam w metro. 
Kiedy wysiadłam na stacji popędziłam ile sił w nogach do parku. Miałyśmy czterdzieści pięć minut na rozmowę, potem musiałam wrócić na stację. Lisa siedziała na ławce najbardziej usadowionej w cieniu. Miała okulary przeciw słoneczne, skórzane botki, obcisłe jeansy i brązowy płaszcz. Kiedy mnie zobaczyła zdjęła okulary i pomachała. Ruszyłam powoli w jej stronę. Jest naprawdę piękna. Wygląda trochę jak Eleanor Calder. Usiadłam obok niej na ławce i nie wiedziałam co powiedzieć. Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem. W końcu odzyskałam mowę i opowiedziałam jej o wszystkim co się działo od czasu jarmarku. Powiedziała, że powinnam zadzwonić do niej wcześniej i, że teraz ona osobiście z nim porozmawia, chociaż chciała tego uniknąć. Nie wiem po co, ale... jakoś wyrwało mi się, że też chcę z nim pogadać. Sama w życiu bym tego nie zrobiła, ale mając wsparcie Lisy mogłabym zrobić wszystko! Przy niej czuję się naprawdę bezpieczna. Lisa wydała się speszona tą prośbą. Rozumiem, że się nie zgodziła. Wytłumaczyła mi, że to byłoby dla mnie bardzo niebezpieczne. Zgodziłam się. Rozmawiałyśmy o tym jak mam go unikać i prosiła bym nie dzwoniła na policję. Dziwne.''

Bardzo.

,,Ale nie będę się jej sprzeciwiać. Ona wie jak się z nim obchodzić. Zapytałam ją też jak go poznała i co miała z nim do czynienia. Przez chwilę się zawahała, a potem zrobiła smutną minę. Zrozumiałam. Przeprosiłam. Na końcu powiedziała mi, żebym pod żadnym pozorem z nim nie rozmawiała i nie wierzyła w to co mówi, bo jest bardzo dobrym kłamcom. Cieszę się, że wtedy wpadłam na Lisę. Ten przypadek na pewno uratuje mi życie.''

Nie uratował. Ale ja ją pomszczę! Kiedy znajdę tego mężczyznę nie będę się powstrzymywać! Czuję się żądna zemsty i silna! Dam radę!

Wykrakałam! W klasie gapiłam się w okno i zobaczyłam coś podejrzanego, hmm... kogoś. Ten drań zaglądał przez okno. Klęczał i widziałam tylko czoło i oczy, ale go poznałam! Miałam ochotę wstać, otworzyć okno i go wyszarpać! Ale nic nie mogłam zrobić. Nauczycielka popatrzyła na mnie karcąco, więc skierowałam głowę na tablicę. Argh, krew mnie zalewała! Czułam się jakbym zaraz miała eksplodować! To był mój obowiązek moralny! Miałam tylko nadzieję, że podczas przerwy jeszcze będzie w pobliżu...
Niestety, moje życzenie się spełniło. Po dzwonku była długa przerwa. Uczniowie chodzili do sklepiku na przeciwko albo (głównie pary) przechadzali się ,,sosnową dróżką''. Wtedy miałam ochotę się przejść i pomyśleć. Kopałam kamienie i ocierałam się o kujące drzewa. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona. Bardzo mocno. Wbijał paznokcie w moje barki. To bolało. Zaczęłam krzyczeć ile sił w płucach, ale napastnik zakrył mi usta. Jego dłoń była brudna i śmierdziała papierosami. Zaczęłam się pocić, a myśli mi wirowały. Zaciągnął mnie w pobocze, gdzie sosny rosły w milimetrowych odstępach. Czułam jak igły wbijają się w moje nagie ręce i nogi. On stanął i poluźnił ręce. Bez zastanowienia wyrwałam się i odwróciłam z szybkością geparda. Kiedy zobaczyłam jego twarz zamarłam. To był ten sam mężczyzna, który zamordował Adele i zaczął podglądać mnie w klasie. Cała złość i pewność siebie ustąpiła strachu i rozpaczy. Znów chciał mnie złapać, ale jego ręce zawisły w powietrzu, bo runęłam jak długa na ziemi.

__________________________________________________________________

Tak, żebyście mieli co czytać po nocach. :*



/Diana

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz