sobota, 6 czerwca 2015

What happened? 2 #33

Of diary Nelly

         Złapałam się za krwawiące miejsce na czole i syknęłam z bólu.
'W porządku?' - zapytał Ben i podał mi kawałek papieru. Przycisnęłam go do rany.
         Kiedy Robert wepchnął mnie i Ben'a do łazienki uderzyłam głową o kant wanny.
          Ben szarpnął za klamkę.
'Zamknął drzwi.' - stwierdził.
'To oczywiste.' - raczej westchnęłam, a nie powiedziałam. Obawiałam się, że Ben może to źle odebrać.
'Jak stąd wyjdziemy? Jest tu jakieś okno?'
'Nie ma.' - rozejrzałam się po małej łazience i spuściłam głowę. Krople krwi spadały i rozpryskiwały się na białych kafelkach.
          Nagle usłyszałam huk. Ben z całej siły kopnął w drzwi, ale te ani drgnęły, za to ten złapał się za obolałą nogę i skomląc z bólu rzucił się na podłogę.
'Ben...' - jęknęłam.
W tym momencie w zamku przekręcił się kluczyk. Oboje zdziwieni spojrzeliśmy w tamtą stronę. Przed nami stała Stella.
'Stella, na litość Boską! Jak dobrze, że jesteś!' - krzyknęłam i rzuciłam się jej w objęcia.
'Miałaś czekać w aucie...' - mruknął Ben, a ja rzuciłam w niego moim zakrwawionym kawałkiem papieru.
'Jak nas znalazłaś?! I jak ominęłaś Roberta?! Zaczynam się ciebie bać!' - pytałam.
'Kiedy na was czekałam widziałam jak jakiś samochód wyjeżdża z lasu, wydawało mi się, że z tyłu siedzi Adele, kiedy gość z przodu dał jej w twarz, to tylko się upewniłam. Pomyślałam też, że mogło się wam coś stać, więc...'
'Jakaś ty troskliwa!' - wtrącił z ironią Ben.
'Przestań! Ciągle naskakujesz na Stellę, a zachowujesz się dokładnie tak jak ona! Nie widzisz, że nas uratowała?! Poza tym mamy teraz ważniejsze sprawy do załatwienia niż wasze sprzeczki!' - krzyczałam zirytowana.
'Właśnie Benny, chcesz uratować swoją ukochaną czy nie? Widziałam w którą stronę pojechali. Jeszcze możemy ich dogonić, chodźcie!'
*
          Nigdy w życiu nie jechałam tak szybko w aucie. Droga była pełna dziur, a Stella nie ominęła spokojnie ani jednej! Tak więc całą drogę porządnie trzęsło. 
'Stella, patrz jak jedziesz!' - wrzeszczał Ben. 
'Coo?! Nie słyszę!' - rzeczywiście pracujący na potrójnych obrotach silnik był dosyć głośny, ale w głosie Stelli była ta jej nutka złośliwości, a sekundę później wjechała w sporą dziurę. Ben zacisnął ręce na oparciu jej fotela.
'Czekajcie! Widzicie?! Jakiś samochód jedzie na przeciwko. Stella, to oni? Wracają? - pytałam zestresowana, ale po chwili zdałam sobie sprawę kto siedzi w tym aucie - Cholera.'
'Nie, to nie ten samochód.' - odpowiedziała mi Stella.
'Tak, wiem.'
'Wiesz kto to, Nelly?' - zapytał Ben.
'To nasi rodzice, w sensie moi i Adele.' - odruchowo złapałam się za głowę i ścisnęłam w garści swoje włosy.
'Jak to? Co oni tu robią? Powiedziałaś im?' - pytała Stella.
'Zgłupiałaś? Oczywiście, że nie. Nie wiem po co tu jadą... Może do Brighton, porozmawiać z tymi od obozu. Pewnie chcą ich pozwać.'- panikowałam.
'Kucnij!' - polecił Ben, a ja posłusznie padłam kolanami na podłogę i schyliłam głowę, w tym momencie Stella wjechała w kolejną dziurę, zatrzęsło całym samochodem, a ja uderzyłam głową o panel sterujący.
'Au!' - jęknęłam.
'Już możesz się podnieść.' - uśmiechnęła się Stella.
Nie wiem czemu mam wrażenie, że zrobiła to specjalnie...
*
          'A to?! To oni?!' - krzyknęłam. 
'Auć, Nelly. Będziesz tak pytać, kiedy zobaczysz każde auto po drodze?' - Ben zatkał uszy.
'Chwila... - Stella wytężyła wzrok - To oni!'
'Naprawdę?!'
'Tak, tak!'
'Przyspiesz!'
'Nie, błagam, zaraz zwymiotuję! Z tej odległości będzie bezpieczniej, Robert nie będzie nic podejrzewał, a my cały czas będziemy mieli ich na oku.' - odezwał się Ben.
'Nie wymądrzaj się.' - wydęła usta Stella i docisnęła gazu, a ja i Ben natychmiast wbiliśmy się w siedzenia. 
'Jesteś nienormalna!'
'Powtarzasz się!' - wystawiła mu język.
          Jechaliśmy za nimi jakieś dziesięć minut, a potem wjechaliśmy do Londynu. 
'Nie rozumiem, po co...' - zaczęłam. 
'Może chce ją odstawić do domu.' - wzruszyła ramionami Stella, a ja skarciłam ją wzrokiem. 
'Słuchajcie, przemyślałyście w ogóle jak chcemy to zrobić? Nie możemy tak wtargnąć jak przedtem, tym razem może nam się nie upiec. Poza tym na pewno niczego tym nie wskóramy. Może zobaczymy gdzie pojadą, a potem Nelly zadzwoni po rodziców?' 
'Rany, ale zrzędzisz braciszku.'
'Odpada, przecież się z nimi minęliśmy. Są już pewnie daleko stąd.' - odpowiedziałam. 
'W takim razie jak...?' - zaczął.
Nagle oczy rozszerzyły mi się w zdziwieniu i cała zastygłam. 
'Hej, Nelly?' - pomachał mi dłonią przed oczami. 
Oblał mnie zimny pot, spojrzałam im obojgu w oczy, ale minęło sporo czasu zanim zdążyłam wydukać:
 'Po co oni jadą do domu Clarie?'               

                                                                                
/Diana



czwartek, 4 czerwca 2015

What happened? 2 #32

Of diary Adele

         Mój telefon skończył z nożem wbitym w ekran, ale przynajmniej mi nic się nie stało. Mam tylko nadzieję, że SMS doszedł. Teraz jest już późno, wpół do trzeciej w nocy, ale w tym wypadku to nie dziwne, że nie mogę zasnąć. Dostałam własny pokój, jest bardzo ciasny i nie ma okien, stoi w nim tylko łóżko, ale to lepsze niż nic. Nie jestem bardzo zszokowana tą sytuacją, właściwie mam wrażenie, że przygotowywałam się do tej chwili od dawna. Czułam, że nie wszystko jest w porządku. Nie obwiniam za to nikogo, kto mógł to przewidzieć? Albo jak można było mnie przed tym uchronić? Teraz zastanawiam się tylko nad jednym, uda mi się przeżyć?
         Nagle z zewnątrz zaczął mnie dobiegać odgłos łamanych pod czyimiś stopami suchych gałęzi i rozmowę. Wsłuchiwałam się uważnie, dźwięki było słychać coraz wyraźniej, aż w końcu rozpoznałam głos Nelly i zesztywniałam. Uśmiechnęłam się powoli do siebie, więc moja wiadomość doszła, a w dodatku Nelly tak szybko mnie odnalazła... a potem usłyszałam inny dźwięk, dochodził  z pokoju obok, był strasznie niepokojący.
         Wypadłam z pokoju i rzuciłam się Robertowi do nóg, zaczęłam szarpać, krzyczeć, płakać. Odrzucił mnie kopnięciem pod ścianę. Po chwili ostrożnie otworzyły się drzwi, a w nich zobaczyłam wglądającą do środka Nelly. Widziała tylko część pomieszczenia, uśmiechnęła się do mnie z ulgą, nie miała pojęcia o stojącym za drzwiami Robercie. Przerażona otworzyłam usta, żeby ją ostrzec, ale było już za późno. Odrzuciła drzwi i weszła do środka, za nią pojawił się Ben, który dostrzegł Roberta. Wydał z siebie coś w rodzaju stłumionego krzyku i szarpnął w swoją stronę niczego nieświadomą Nelly sekundę zanim nóż wbiłby się w sam czubek jej głowy. Niezgrabnie podniosłam się z podłogi i ruszyłam biegiem w ich stronę. Robert powstrzymał mnie w pół drogi, chwycił w tali i zgiętą wpół przerzucił przez ramię, a potem jednym ruchem cisnął do pokoju. Bolała mnie każda część ciała, ale nie miałam czasu nawet na chwilę odpoczynku czy namysłu. Bez skrupułów rzuciłam się do drzwi, ale zatrzasnął je tuż przede mną. Nie usłyszałam dźwięku przekręcanego kluczyka, a jednak ciągnęłam za klamkę i bezskutecznie usiłowałam otworzyć drzwi. Kopałam w nie i waliłam pięściami. Nie krzyczałam, zapłakana z przejęciem wsłuchiwałam się w odgłosy dobiegające zza drzwi. Nelly piszczała, słyszałam jej szybki, nierównomierny oddech. Co jakiś czas coś spadało na ziemię, a może ktoś o coś uderzał. W końcu wszystko ucichło. Położyłam się na ziemi i przycisnęłam policzek do chłodnych paneli. Robert spokojnie otworzył drzwi. Chwycił mnie za ramię i podniósł jednym szarpnięciem. Nogi mi się poplątały i gdyby nie to, że cały czas mnie trzymał znów bym upadła nie mogąc złapać równowagi. Pociągnął mnie za sobą na zewnątrz. Po drodze szybko rozejrzałam się po całym pokoju, ale nie zobaczyłam ani Nelly, ani Ben'a. Obok kominka wylegiwał się tylko Devil. Robert wrzucił mnie na tylne siedzenie samochodu, odpalił silnik i z piskiem opon ruszył. Jechał nieuważnie i bez opamiętania między drzewami. Był zdenerwowany, nie spodziewał się tego. Oddychał ciężko, ale szybko.
'Gdzie oni są?!' - nie wytrzymałam.
To była tylko chwila, spotkałam się z jego wściekłym spojrzeniem, a potem uderzył mnie mocno w twarz. Odchyliłam głowę i zamilkłam. Wstrzymałam powietrze, żeby nie zanieść się płaczem, ale w końcu coś pękło i z histerią opadłam na podłogę auta.


_________________________________________________________________
No dobrze, moja obowiązkowość przechodzi trudny etap. 
Dziś wstawiam zaległy rozdział z niedzieli. 
Rozdziały numer 33 i 34 pojawią się normalnie w sobotę i niedzielę.
Takie wpadki powinny więcej się nie zdarzyć. c;
/Diana



sobota, 30 maja 2015

What happened? 2 #31

Of diary Nelly

          ,,Jestem w Crawley, w lesie. Pomóż mi.''
Tę wiadomość dostałam dziś wieczorem od Adele. Dzwoniłam do niej, ale nie odbierała. Nie mogłam usiedzieć spokojnie w miejscu, ale nie mogłam też powiedzieć rodzicom. Już zbyt wiele razy mnie zawiedli. Wiem jaka byłaby ich reakcja. Ale jak mam się dostać do Crawley już dziś w nocy bez ich pomocy? Autobusy nie jeżdżą po jedenastej... a wtedy najwcześniej musiałabym wyjść z domu. Załamałam ręce, chociaż obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię... i nigdy więcej nie będę się bać. Ale chociaż już to zrobiłam, to postanowiłam, że i tak się temu nie poddam. Muszę podejmować zdecydowane decyzje. Zdecydowałam się. 
          Otarłam oczy i postarałam się uspokoić bijące jak oszalałe serce. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do Stelli.
'Halo? Kto tam?' - po kilku sygnałach usłyszałam jej teatralny głos.
'Stella... masz zapisany mój numer.' - starałam się brzmieć zwyczajnie.
'Oh? Nelly? To ty? Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek jeszcze cię usłyszę.' -ciągnęła.
'Stella, posłuchaj, mam sprawę.'
'Ty? Do mnie? Nie wiem czy mogę ci w czymś pomóc...'
'Przestań. To ważne... masz samochód, prawda?'
'Nie pamiętam, a co?'
Wywróciłam oczami.
'A prawo jazdy?'
'Nie rozumiem dlaczego chcesz to wiedzieć...'
'Okej, chcę żebyś zawiozła mnie do Crawley. Ktoś porwał Adele z obozu i jeśli się nie pospieszymy, ona może umrzeć.'
Czekałam w ciszy na odpowiedź i nerwowo skubałam skórkę przy paznokciu.
'Dobra - powiedziała poważnie - Będę o północy.'
Rozłączyła się, a ja odetchnęłam z ulgą i zmusiłam się do uśmiechu. No widzisz Nelly? Zdecydowane decyzje. To niesamowite, jeszcze chwilę temu się zamartwiałam i zastanawiałam co zrobić, a teraz, kiedy się zdecydowałam, nagle wszystko jest już załatwione. Prawie wszystko...
*
          Wymknięcie się z domu było prostsze niż przypuszczałam, rodzice spali kamiennym snem i nawet nie myśleli do mnie zaglądać. Kiedy wyszłam na zewnątrz Stella i Ben już czekali. Wsiadłam do przodu, na miejsce pasażera obok Stelli. I poczułam przyjemne ciepło, które ogarniało moje ciało po tym jak z zimna przeniosłam się nagle do nagrzanego samochodu. 
'A Ben co tutaj robi?' - zwróciłam się do Stelli. 
'Też chciał jechać, a ja nie chciałam mu odmawiać. Wiesz, w końcu jest zakochany.' - wyszeptała chichocząc, a ja spojrzałam na siedzącego z tyłu Ben'a, którego policzki zapłonęły żywym ogniem. 
Skinęłam i oparłam się wygodnie. Stella nacisnęła gaz i ruszyliśmy z miejsca. Zauważyłam, że miała na sobie ciemne adidasy, a nie jak zazwyczaj szpilki albo koturny. 
'Mówiłaś, że ten ktoś może zabić Adele, więc raczej gdy nas zobaczy logiczne, że będzie chciał zrobić z nami to samo, a w moich butach daleko bym nie uciekła.' 
'Powiedziałaś ,,w moich'', te nie są twoje?'
'Pożyczyła je ode mnie.' - odezwał się Ben, a Stella zesztywniała i na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju rumieńca. 
'Nie wierzę...' - westchnęłam i poszukałam jej spojrzenia, obydwoje z Ben'em wybuchliśmy śmiechem.
'Nie gadam kiedy prowadzę!' - wrzasnęła wściekle, poprawiła lusterko i wlepiła wzrok w drogę przed nami. Patrzyłam na nią chwilę, a potem zrobiłam to samo co ona. Co kilka minut pojawiały się tabliczki z nazwami coraz to nowszych miejscowości. Patrzyłam w noc i zastanawiałam się co się teraz dzieje z Adele, ale poczułam, że znów ogarnia mnie strach, więc odrzuciłam te myśli, nie chciałam dopuszczać do siebie, że w tej chwili może być już martwa. 
          'Zaraz wjeżdżamy do Crawley - odezwała się Stella - Gdzie dokładnie mam jechać?'
'Ja... nie wiem. Do jakiegoś lasu.'
'Nelly!' - zdenerwowała się. 
'Co?! Adele jest więziona przez mordercę, myślisz, że miała dużo czasu, żeby napisać adres?! Tym bardziej, że jest w lesie!' 
'Super! Mogłaś mnie łaskawie poinformować, że nawet nie wiesz gdzie ona jest zanim ruszyliśmy!' 
'Uspokójcie się. Stella, teraz skręć w prawo i jedź prosto, aż do stacji benzynowej, stamtąd powinniśmy zobaczyć las.' - powiedział Ben i obie obróciłyśmy ku niemu głowy. 
'A ty niby skąd to wiesz?' - zapytała Stella. 
'Bo po drodze z Brighton to jedyny las.'   
Zamilkłyśmy i zawstydzone skierowałyśmy wzrok w innych kierunkach. Po kilku minutach rzeczywiście dotarliśmy na stację i zobaczyliśmy las. Zaparkowaliśmy samochód i wysiedliśmy. 
'Co teraz?' - spytałam. 
'Idziemy...' - odpowiedział Ben. 

____________________________________________________________
Wyobraźcie sobie, że napisałam tydzień temu ten rozdział,
ale zapomniałam dodać. :d
/Diana



sobota, 23 maja 2015

Will I get by?

Cześć. Chciałam tylko napisać, że nie jestem pewna czy w tym tygodniu dodam rozdziały.
Po prostu w tygodniu nie miałam jak ich napisać, a to nawet nie największy problem, bo w zeszłą sobotę skończyłam pisać WH równo o 20.
Za to dziś będzie o wiele ciężej, bo nie będzie mnie w domu. W każdym razie z góry przepraszam i postaram się dodać rozdział.

____________________________________________________________________

A tak poza tym, spójrzcie na historię moich nagłówków na blogu. xD

1.


2.
3.
4.
5.



/Diana

poniedziałek, 18 maja 2015

What happened? 2 #30

Of diary Adele

          Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Robert Dickson. Jedyne o czym byłam w stanie myśleć. To on próbował mnie zabić, a teraz to zrobi. 
          'Wysiadaj.' - rzucił jednocześnie otwierając drzwi samochodu. 
Wystawiłam ostrożnie stopę poza auto i poszukałam ziemi. Nadal miałam na oczach opaskę. Zaczęłam mierzyć się do wyjścia, ale on okazał się być niecierpliwy. Złapał za mój sweter, szarpnął mnie i wyrzucił z samochodu. Upadłam twarzą na ziemię. Skóra się obtarła i zaczęła piec, w miejscach, gdzie zdarły się kawałki skóry dostawała się brudna ziemia i wzmacniała ból. Czułam się poniżona i wystraszona. Zanim zdążyłam się podnieść dostałam kopniaka w żebro. Głośno zaczerpnęłam powietrza i wybuchnęłam płaczem. Miałam wrażenie, że jego glany je złamało. Zaśmiał się i kolejnym szarpnięciem mnie podniósł. Chwycił mnie pod ramię i zaczął prowadzić. W którymś momencie się zatrzymał i zdarł mi z oczu opaskę. W reakcji na ten gwałtowny ruch lekko odskoczyłam i spojrzałam w górę. Ujrzałam korony drzew. Wokół otaczał nas las. Stała przed nami mała, drewniana chatka. Miał zamiar mnie tam więzić. 
'Oddaj mi telefon.' 
Po karku przebiegł mi dreszcz, kiedy znów usłyszałam jego głos. 
'Nie mam.' 
Uderzył mnie w twarz. Odchyliłam głowę i usłyszałam plask. Powoli z nosa zaczęła toczyć mi się strużka krwi. 
'Oddaj telefon.' - powtórzył. 
Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam komórkę. Spuściłam głowę i podałam mu ją do dłoni. 
Otworzył drzwi i zachęcił mnie bym weszła. 
Niepewnie wsunęłam się do środka i zaczęłam bacznie się rozglądać. 
         Pomieszczenie było małe. Podłoga i ściana były wyłożone tym samym rodzajem drewna. W pokoju znajdował się stolik, dwa krzesła i kominek przy którym wylegiwał się wielki doberman. Cofnęłam się na widok psa, który wzbudzał we mnie prawie tak wielki strach jak jego właściciel. Robert wepchnął mnie z powrotem do środka i wskazał na jedno z krzeseł. Posłusznie usiadłam. Zamknął drzwi na klucz i zajął drugie miejsce. Pies zerwał się z miejsca i podbiegł do pana, ten zaczął mocno głaskać go pogłowie, rozciągając mu skórę. 
'Nie bój się. To Devil, mój przyjaciel. Póki co nic ci nie zrobi - złapał go za pysk i zademonstrował ostre zębiska psa - Lecz kiedy klasnę - zabije cię.' 
Devil jakby dla potwierdzenia groźnie szczeknął. Robert klepnął go po głowie i pies znowu wrócił na miejsce przy kominku. Dickson odpalił fajkę, oparł podbródek na dłoni i z lekkim uśmiechem zaczął przypatrywać się mojej twarzy. 
'Boisz się, że cię zgwałcę?' 
Zdusiło mnie.
'Adele... nie mógłbym. Ja nic do ciebie nie mam. I nie jestem też chory umysłowo jak Clarie. Widziałem jak dorastałaś. Jesteś córką mojego przyjaciela. Brzydziłbym się sobą. Ja po prostu cię zabiję.' 
Łzy stanęły mi w oczach. 
'Ale dlaczego?!' - nie wytrzymałam. 
'No bo widzisz, takie jest życie. Ludzie mają swoje interesy. Myślisz, że Clarie przypadkowo trafiła na ciebie? Że nastawiała się na pierwszą lepszą dziewczynkę z ulicy? Otóż nie.'
'To znaczy, że ktoś, ta sama osoba co dwa lata temu, zatrudniła was, żebyście się mnie pozbyli?' 
'Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie kochana.' 
Zamilkłam i zwróciłam wzrok w stronę ściany. Dopiero teraz dostrzegłam tam drzwi. A przy ścianie sąsiadującej z kominkiem były drugie. 
'Tam - wskazał na te pierwsze - będzie twój pokój. Chcesz zobaczyć?'
Nie odzywałam się przez chwilę. 
'Dlaczego nie zabijesz mnie od razu?' 
'A chcesz?' - uśmiechnął się pytająco. 
Spuściłam głowę. 
'Muszę ci wyznać Adele, że jestem sadystą.' - westchnął i zgasił fajkę.
Spojrzałam na niego z pod byka. Dostrzegł to spojrzenie i uśmiechnął się ponownie. 
'Lubię patrzeć jak małe stworzenia giną, powoli, w bólu. Czasami odrywam muchom skrzydełka, jedno po drugim, na chwilę podpalam i gaszę ogień, by wpół żywe rozciąć, utopić, pogłaskać prądem... Nie obrazisz się, że ciebie będę chciał sprzątnąć w równie wymyślny sposób?' 
Nie odpowiedziałam. 
'Hej, Adele! Odpowiedz mi na jakieś pytanie, bo zaczynam tu prowadzić monolog!' 
Milczałam.
'Jak chcesz - wzruszył ramionami - Idę pod prysznic. Raczej nie rób sobie nadziei na ucieczkę, bo drzwi są zamknięte, a okien tu nie ma jak zauważyłaś. Devil, pilnuj jej! - wstał i ruszył w kierunku drzwi przy kominku. 
          Kiedy zostałam sama załamałam ręce i znów się rozpłakałam. Obraz rozmazywał mi się przed oczami i traciłam zmysły. Nie ma już dla mnie ratunku. Jestem w środku lasu pod jednym dachem z mordercą, nikt mnie tu nie znajdzie zanim umrę...
        Nagle zobaczyłam mój telefon. Przestałam płakać, otarłam oczy i nie mogąc uwierzyć wpatrywałam się w ten leżący przede mną mały cud. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Czy to nie podstęp? Po chwili chwyciłam go szybko, odblokowałam i drżącymi palcami zaczęłam pisać wiadomość. Dźwięk wody w prysznicu się urwał. Zesztywniałam ze strachu, wstukałam ostatnie litery i wysłałam. Odrzuciłam telefon dokładnie w tej chwili, w której Robert stanął w drzwiach. Na mojej twarzy musiało być wymalowane, to co właśnie się stało. Zaczęłam się zastanawiać czy widział jakiś mój najmniejszy ruch, zauważył, że zostawił telefon... myślałam o tym zanim dostrzegłam w jego dłoni nóż. Wtedy reszta przestała mieć znaczenie.

/Diana

sobota, 16 maja 2015

What happened? 2 #29

Of diary Nelly

          Dziś czuję się zdecydowanie lepiej. Powrócił mój zapał i chociaż kompletnie nie wiem co robić, to już się za to nie obwiniam, kiedy coś się wydarzy będę wiedziała co robić. Dzwoniłam do Adele, ale włączyła się poczta. Cały czas trzymam telefon przy sobie i czekam aż oddzwoni. Pewnie ma na obozie jakieś zajęcia. Trudno. I tak doskonale się bawię. Rano byłam w parku i spotkałam znajome z liceum. Minnie i Larrę, rozmawiałam z nimi przez chwilę, a potem poszłam do księgarni na rynku. Chciałam kupić jakiś kryminał. Zapełniłby mi jakoś te dni oczekiwań na powrót Adele. Szczerze mówiąc wybrałam ze względu na okładkę, była na niej dziewczyna z buźką niesamowicie podobną do Stelli, miała na sobie czerwoną, lekką sukienkę i tonęła w ciemnych głębinach. Kiedy wyszłam z księgarni zobaczyłam idącego naprzeciwko pana Green.
'Dzień dobry!' - przywitałam się z uśmiechem.
'Cześć Nelly!' - zawołał i szybko mnie minął.
'Proszę pana!' - obróciłam się za nim.
'Tak? Trochę mi się spieszy.'
'O... w takim razie przepraszam.'
Ruszył dalej i już po chwili znikł mi z oczu. Chciałam go zapytać o Adele, ale zdecydowałam, że lepiej będzie go nie zatrzymywać. Wyglądał na zdenerwowanego, a nawet trochę wystraszonego.
          Wróciłam do domu wczesnym południem umierająca z głodu. W progu ściągnęłam buty i pociągnęłam nosem, by poczuć co mama ugotowała na obiad. Ku mojemu rozczarowaniu nie poczułam absolutnie żadnego zapachu. Zastanawiałam się czy to jeden z tych dni, w które mama uważa, że nikt prócz niej nic nie robi w domu i, że jest zmęczona, więc ma prawo, by nie zrobić obiadu. A jeśli ktoś ośmieli się o to zapytać lub co gorsza upomnieć, to tak jakby ładował się na pole minowe.
          Jednak kiedy weszłam w głąb kuchni dostrzegłam garnek z wpół zrobioną zupą ogórkową. A oprócz tego, co bardziej mnie zmartwiło, bladą jak ściana mamę. Nie popatrzyła na mnie, wzrok miała wybity w nogę od krzesła. Oblał mnie zimny pot i rozpaliły mi się policzki. Wiedziałam co to znaczy. Ostatni raz mama się tak zachowywała, kiedy Adele była pokaleczona od kryształów.
'Co się stało?' - spytałam czując ciężar na sercu.
Drgnęła, ale nadal na mnie nie patrzyła.
'Nelly... ja... nawet nie wiem jak to powiedzieć. Adele dziś... zniknęła z obozu.'
'Uciekła?' - zdziwiłam się.
'Chyba raczej... ją porwano.'

_________________________________
Dzisiaj rozdział znowu wcześniej. :) 
/Diana

niedziela, 10 maja 2015

What happened? 2 #28

Of diary Adele

         Wstałam równo o szóstej rano. Czułam się jak te kobiety z reklam kremów i balsamów do skóry. Świeżo, lekko i radośnie, może nawet zbyt. Z uśmiechem przyglądałam się pogrążonym we śnie Carol i June i gdzieś w środku dziękowałam Bogu, że ostatnie chwile, które z nimi spędzam są tak  miłe. Byłam pewna, że przynajmniej jedna z nich mówi przez sen, ale noc minęła szybko, bez żadnych niespodzianek. Dziesięć minut zajęła mi toaleta, ubranie się i spakowanie wszystkich rzeczy. Jak cudownie! Otworzyłam na oścież okno i odchyliłam do tyłu głowę, by poczuć na twarzy promienie słońca. Pierwszy raz w te wakacje miałam na to ochotę. Ale na przekór szybko zauważyłam, że dziś wcale nie jest tak ciepło i słonecznie jak w ciągu całego lata. Przeciwnie. Wiał zimny wiatr, a na niebie wisiały ciemne chmury. Wzdrygnęłam się i zamknęłam okno, ale zaraz uśmiech znów wrócił mi na twarz. Zastanawiałam się tylko co ze sobą zrobić. Przez kilka minut znów przypatrywałam się pozbawionym makijażu twarzą współlokatorek i Carol po raz kolejny mnie zszokowała. Była bardzo ładna, miała łagodny wyraz twarzy, ale podczas gdy wczoraj byłam w stanie stwierdzić, że jest trochę starsza ode mnie, dziś wyglądała na niespełna dwanaście. Zrobiło mi się jej szkoda. Ma tylko czternaście lat i żyje w świecie istnej patologii. Papierosy, alkohol, puste, zdzirowate koleżanki i chłopak z mózgiem wielkości piłki do ping-ponga, który w ogóle jej nie szanuje. Zastanawiałam się jak do tego doszło. Wpadła w złe towarzystwo, to wina rodziców? To wszystko zajęło mi dłuższą chwilę i nagle usłyszałam dziwnie głośny pośród tej grobowej ciszy sygnał SMS'a. Był od taty. Prawie całkiem zapomniałam już o Carol i byłam gotowa rzucić się do drzwi, gdy lekko uniosła powieki i zaspanym wzrokiem zaczęła przyglądać się mojej twarzy.
'Tata po mnie przyjechał. Wyjeżdżam.' - powiedziałam ostrożnie.
Nie odpowiedziała mi od razu. W jej oczach dostrzegłam coś w rodzaju bólu. A może tylko mi się wydawało? W końcu po tych domyśleniach moja wyobraźnia mogła szwankować.
'Przykro mi.' - powiedziała cienko.
Nogi zaczęły mi świerzbić i chciałam jak najszybciej znaleźć się w aucie, ale to wydało mi się samolubne. Nawet jeśli Carol nie jest mi bliska, to najwidoczniej mnie polubiła i miałabym wyrzuty sumienia zostawiając ją tak od razu. Ale...
'Pa.'
Spojrzałam na nią, ale nie możliwe, żeby usłyszała. Już zasnęła. I nagle wydała mi się piękna. Dostrzegłam w niej coś głębszego niż w June czy Aaronie. Miałam nadzieję, że wyjdzie na prostą i, że... znajdzie kogoś komu będzie na niej naprawdę zależało, kogoś takiego jak Nelly.
'Pa Carol.' - powtórzyłam czule i powoli się podniosłam.
*
         'Tato!' - krzyknęłam dziecinnym głosikiem, przebiegłam korytarz i zawisłam mu na szyi. 
'Adele! Adele... - śmiał się - Chodźmy szybko.'
'Dlaczego? Rozmawiałeś z kimś?'
'Z kim?'
'No... z organizatorem albo... nie wiem. O tym, że jadę do domu.'
'Aaa, tak.'
'Dobrze! Możemy iść!' 
          'Zauważyłeś, że zbiera się na deszcz? To dziwne, że pogoda tak z dnia na dzień się zepsuła...' - zapytałam wsiadają do samochodu. 
'Usiądź z tyłu.' - powiedział jednocześnie pakując moją walizkę do bagażnika. 
'No dobrze.' - zgodziłam się i zmieniłam miejsce. Po chwili tata wsiadł za kierownicę. 
'Rzeczywiście. Ale chyba się cieszysz, że się schłodziło? Tak narzekałaś na te upały. I szczerze mówiąc mi też działały na nerwy.' 
'No tak, ale... myślałam, że pojedziemy z Nelly nad wodę. Tak jak na początku wakacji.'
'Za kilka dni pewnie się rozchmurzy.' - uśmiechnął się przyjaźnie, odwzajemniłam to. 
         Po jakichś dwudziestu minutach wjechaliśmy do Crawley. Zaczęłam rozpoznawać drogę i zdziwiło mnie, że tata skręcił w lewo. Przecież dobrze znał tę drogę. 
'Tato..' - zaczęłam, ale uciszył mnie przez podniesienie palca.
'Jedziemy zatankować. Kończy się paliwo.'
Spojrzałam na licznik. Rzeczywiście. Skinęłam głową. 
          Stacja była dosyć duża. Tata poczochrał mi wielką dłonią włosy jednocześnie zakrywając oczy, jak to robił, kiedy byłam młodsza. Wystawiłam do niego język. Wysiadł i kazał mi czekać, co było głupie, bo niby gdzie miałam się ruszyć? Nie było go strasznie długo i zaczęłam robić się głodna i zmęczona. Oparłam głowę o oparcie i przymknęłam oczy. Leżałam tak chwilę i stwierdziłam, że myślę o Bennie.  O tym jak się nade mną nachylił i spojrzał w oczy. Naprawdę miał achromatopsję? 
Nagle coś zatrzęsło siedzeniem i poczułam ból w karku. Sekundę później usłyszałam huk zatrzaskiwanych drzwiczek, pstryk zamków w aucie i silnik.
'Tato?' - jakimś cudem udało mi się ustawić karak i otworzyłam oczy. Chwilę zajęło mi rozpoznanie kierunków, bo trzask zatkał mi uszy i kręciło mi się w głowie. W końcu znalazłam siedzenie kierowcy. Ale to wcale nie był mój tata... Przede mną siedział na wpół odwrócony mężczyzna, który z kpiącym uśmiechem wlepiał we mnie oczy. Momentalnie cała zesztywniałam. Uświadomiłam sobie kim jest... Czułam to. To on to wszystko zrobił. Prześladował mnie. Pojechał za mną, aż tu. A teraz... skręciliśmy na jakąś wąską drogę w lasku. Milczałam. Odwrócił się i rzucił mi na kolana jakąś szmatkę.
'Zawiąż sobie oczy.' - nakazał, a jego głos trafił mnie jak kula pistoletu. Poznałam ten głos. I twarz też zaczęła mi się przypominać. To się łączyło... Już znałam to imię. Mimowolnie wymówiłam je na głos.
'Robert Dickson.'
Deszcz runął na samochód jak grad. W mgnieniu oka cała ulica zaczęła płynąć. Pierwsza ulewa. Mężczyzna uśmiechał się do mnie podle i ponaglił ruchem ręki, bym obwiązała sobie oczy. Zrobiłam to sztywną ręką. Gdy zobaczyłam ciemność cicho załkałam. Cyjanowodór, kryształy, zdjęcie Clarie...

/Diana